Forum Maniacs' World ;) Strona Główna

Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans -> Krew i łzy.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:55 :06 , 16 Kwi 2011    Temat postu: Krew i łzy.

    Krew i łzy.


Myślisz, że jesteś na świecie sam? Tylko Ty i tacy jak Ty tak? Zwykli śmiertelnicy? Naprawdę tak myślisz? A może jednak? Może jednak CZASAMI zastanawiasz się co się dzieje `gdzieś tam`? Może na innej planecie istnieją „Ci inni”? A może nie na innej planecie? W innej galaktyce? Albo jeszcze inaczej. Co byś pomyślał gdyby „Ci inni” żyli bliżej niż Ci się wydaje? Na przykład na ziemi? Nie w świecie wodnym, nie w powietrzu tylko na ziemi? W lesie albo w górach? Są tacy jak Ty tylko mają inne… wady? Zalety? Możesz nie wierzyć. Ale oni istnieją. Są tu. Byli zawsze. Byli pierwsi niż ludzie. Są ale czy będą? Dwa tajemne rody. Dwa rody strzegące swoją tajemnicę przed światem śmiertelników. Nikt o nich nie wie i zapewniam Cię – nie ujawnią swojego istnienia przed Tobą ani przed nikim innym. Dwa diametralnie różniące się od siebie światy. Dwa nie mające ze sobą nic wspólnego światy. No może jedynie chęć utrzymania swojego istnienia w tajemnicy. Dwa nienawidzące się światy. I jeden wyjątek. Ona i On. Przeciwne rody, korzenie, przeciwne wartości, nadzieje, przeciwne życia. Magia i dary. Cuda. Przeciwieństwa. Dobro i zło? Krew i łzy? Przeciwieństwa. I chęć posiadania siebie nawzajem. Nieosiągalni dla siebie wzajemnie. Dwa rody. Rody, chcące wyeliminować się wzajemnie.





1. WIDZIAŁEM ELFY
Uwielbiałam czuć wiatr we włosach. Może to dziwne, ale uwielbiałam, gdy mocniejsze podmuchy wiatru powodowały, że liście przez niego niesione zaplątywały mi się we włosy a ja potem klęłam pod nosem próbując je „uwolnić” od „śmieci”. Uwielbiałam czuć zapach drzew, zapach egzotycznych kwiatów, biegając po lesie. Uwielbiałam las wieczorami. Uwielbiałam chłodne noce. Uwielbiałam biegać. Chyba byłam w tym naprawdę niezła. Sama do końca nie rozumiałam po co kazali mi jeszcze ćwiczyć. Choć nie… to i tak była dla mnie przyjemność. Bieganie mnie uspokajało, wręcz zapominałam o problemach ale też naładowywało mnie energią.
-Daj… już… spokój… heee – z myśli wyrwały mnie słowa Freji przerywane braniem oddechu. Zdziwiło mnie, że Młoda była tak blisko mnie. Z impetem doskoczyłam do drzewa i zatrzymałam się. – Już dawno ją zgubiłyśmy – z uśmiechem patrzyłam jak podpiera się rękoma o kolana. Daleko jej było do mnie.
-No, no spryciulo – zaśmiałam się. - Ja Cię zabieram na wieczorne treningi a Ty zaczynasz mi dorównywać szybkością. Nieźle to sobie wymyśliłaś.
-No a jak! Myślałam nad tym fenomenalnym planem całe miesiące! Wiem, boskość to moje drugie imię. Teraz nikt nam nie podskoczy! – z wypiekami na twarzy, przybiłyśmy sobie „żółwika”. – Widziałaś jej minę? – próbowała być poważna ale po chwili wybuchła wesołym śmiechem.
-Stare Pruchno, już pewnie siedzi u matki i skarży na nas, na nas! – zawtórowałam jej śmiechem.
-Sama powiedziałaś moja droga, że potrzebujemy motywacji aby szybciej biegać – Czarna była doskonałą aktorką. Każdy wyraz twarzy potrafiła perfekcyjnie dobrać do zaistniałej sytuacji. – Musimy ćwiczyć przed zawodami. Co nie zmienia faktu – usiadła na pniu, nieopodal mnie – Że za cholerę nie pojmuję. To, że Ty będziesz brała udział w zawodach było pewna ale, że ja?
-Widocznie uznali, że też jesteś wystarczająco dobra. I, że gdy będziemy obie, to będziemy sobie pomagać i obie nie damy się złapać co zwiększa nasze szanse, A nie damy się schwytać na pewno! – podniosłam wyniośle ton. Wygrana chodziła mi po głowie już od kilku tygodni. – Nie damy się złapać, bo w końcu… - nie skończyłam, bo moja przyjaciółka weszła mi w zdanie.
-Bo jesteśmy na własnym terenie! Uła, uła, uła – młoda zaczęła poruszać biodrami w rytm nucenia a ja wręcz nie mogłam opanować śmiechu.
-Wariatka! – uderzyłam ją w ramię. – No pokaż na co Cię stać cwaniaro! – oddaliłam się od niej. – Gonisz! – krzyknęłam i ruszyłam przed siebie.
-Halo! To nie fair! – usłyszałam jeszcze za sobą a potem zniknęłam w ciemnych zaroślach. Pędziłam przed siebie z uśmiechem na twarzy. Pędziłam przez kolejne krzaki. Pędziłam przeskakując stare, pnie drzew. Po prostu pędziłam.
**
Weszłyśmy do domu najciszej jak potrafiłyśmy. Patrząc na Młodą z trudem powstrzymywałam śmiech.
-Ciiiiii – trzymając się za brzuch pokazałam Freji aby była ciszej.
-OBIE DO MNIE! – rozległ się nagle krzyk mamy.
-Kurde – fuknęłyśmy obie. – Brać ją! – dodała ciszej Czarna i ruszyłyśmy do drugiego pomieszczenia.
Nawet nie musiałyśmy tam wchodzić by słyszeć wrzaski Kity. Nie powiem, trochę mnie to bawiło. Od lat robiłyśmy z Freją wszystkim dookoła żarty. Śmieszne żarty. A przynajmniej w naszym mniemaniu. Powinni się w końcu przyzwyczaić a oni ciągle chodzą na skargi!
-Ta Twoja to istny diabeł! – usłyszałam. – Mam jej dosyć! I jeszcze Młodą Czarną sprowadza na złą drogę! Nie wiem, jak Ty z nimi wytrzymujesz! Kłopoty tylko przez nie masz! Kiedyś, zobaczyć, ze ten diabeł jeszcze….
-Mam na imię Ayele! – wtrąciłam. Nienawidziłam kiedy mówili o mnie bezosobowo! A tym bardziej kiedy ta stara jędza nazywała mnie diabłem!
-A charakter szatana! I włosy! Ostatni raz Wam daruję Wy! Wy…! – nie znalazła odpowiedniego słowa. Widząc jak się zastanawia jak nas przezwać, Freja roześmiała się.
-Yh! – Kita tupnęła nogą i wymaszerowała.
-Jak mogłyście zniszczyć jej ogród? Tyle razy Was prosiłam abyście dały jej w końcu spokój.- spojrzałam na moją mamę, która z miną terminatora wyrażała swoje zdanie.
Spojrzałam zaciekawiona na Czarną, która ze spuszczoną głową wyszła krok przede mnie i wyrecytowała jak zawsze te same słowa:
-Przepraszam Pani Umeko.
Nie wytrzymałam. Naprawdę się starałam. Ale Młoda odgrywała swoją rolę tak prawdziwie, tak realnie, że aż za bardzo.
-Psych z Ciebie – walnęłam ją w ramię śmiejąc się.
-Daj spokój Ayele – spojrzała na mnie tak karcąco, że gdybym jej nie znała – uwierzyłabym jej. Ponownie zwróciła się do mojej matki – Pani tak dużo poświęca wychowując mnie. Wiem, ze jest pani już przemęczona i dużo panią to kosztuje. Naprawdę jestem dozgonnie wdzięczna.
Ona zna takie słowa? Z niedowierzaniem pokręciłam głową. Moja przyjaciółka przechodziła samą siebie.
----
Widziałem dwie elfki. Trenowały przed zawodami. Biegały. Widziałem je z daleka ale były dobre. Były szybkie.
Spacerowałem po skałach łączących nasze terytorium z Ich terytorium. Ich las, nasz labirynt. Spacerowałem, bo nie lubiłem używać miotły. Miałem dość narzekań ojca jaki to nadal jestem niedoskonały. Nawet w lataniu znalazł by jakiś szczegół który mu nie odpowiada. A bo źle siedzę, a bo powinienem się pochylić, będę zwinniejszy…Nigdy mu we mnie nic nie odpowiadało. Zawsze znalazł jakiś defekt. Zawsze.
To beztroskie… hmm hasanie elfek mnie rozwścieczyło. Oni nie leniuchowali. Oni ciągle starali się nas przechytrzyć. Nie damy się im. W tym roku znowu wygramy. Nie odbiorą nam labiryntu. Muszę ćwiczyć. Nie mogę zawieść ojca.
-Escoba! – krzyknąłem zaklęcie przywołujące miotłę i już po kilku sekundach miałem ją w dłoni. Popatrzyłem jeszcze na dwie beztroskie elfki i ruszyłem pędem przed siebie. Szybciej Mik, szybciej! No dalej, dalej do cholery! Pokonasz swój rekord! Jeszcze im pokażesz na zawodach! Pokażesz im wszystkim!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lexi
Czarodziejka xD ☮



Czarodziejka xD ☮
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 2398
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 14:21 :23 , 16 Kwi 2011    Temat postu:

Będę czytać Wesoly i komentować się też postaram Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 15:33 :47 , 16 Kwi 2011    Temat postu:

u mnie kiepsko z komentowaniem od jakiś 6 miesięcy aczkolwiek jestem zainteresowana i z chęcią przeczytam dalsze rozdziały Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ardi;*
LuAr <3



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1580
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 17:15 :52 , 16 Kwi 2011    Temat postu:

Bardzo dobra decyzja ! Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:06 :45 , 16 Kwi 2011    Temat postu:

dziękuję serdecznie, fajnie byłoby gdyby się spodobało Wesoly

2. SKAŁA SŁOŃCA
Ognisko płonęło triadą barw. Na twarzy, klatce piersiowej, brzuchu, na nogach – co chwila czułam wybuchy gorąca. Niekiedy nawet musiałam się odsuwać, bo czułam, jakby spalały się mi włosy. Uwielbiałam ogień. Z tyłu natomiast, moje plecy gładził delikatny powiew chłodnego powietrza. Wpatrywałam się w bawiące się ze sobą iskierki. Trzeba być nami, pomyślałam sobie. No bo kto normalny robi ognisko w środku dnia? MY. Uśmiechnęłam się i przeniosłam wzrok na Młodą. Jak zwykle, gdy on był w pobliżu promieniała radością. Wszyscy widzieli jak bardzo jej na nim zależy. A ona dalej nie chciała się do tego przyznać! Tylko kretyn nie zauważyłby jej spojrzenia. Tylko kretyn… i on. Siedział obok swojego brata i nieudolnie próbował nucić nam piosenkę. Nie wychodziło mu – jak zawsze. Shoko był mistrzem kabaretu. Eizo próbował mu dorównać, ale szczerze mówiąc do pięt mu nie sięgał.
-Nie wiem jak Wy, leniwce jedne – wstałam z trawy i ruszyłam przed siebie. – Ale ja, nie zamierzam tracić formy. Ktoś chętny na kąpiel w gorącym jeziorku? – uśmiechnęłam się i odwracając się zauważyłam jak Shoko podrywa się z miejsca. Yhh… już w myślach wyobrażałam sobie minę Czarnej. Wskoczyłam do wody a wynurzając się usłyszałam trzy pluski. Młoda podpłynęła do mnie najszybciej.
-Nienawidzę kiedy to robi. Wodzi za tobą oczami jakbyś była ostatnia na świecie. – powiedziała a raczej zasyczała
-I ty śmiesz twierdzić, że jest ci obojętny? – nie mogłam się powstrzymać. Uwielbiałam jej dokuczać. W tym temacie była wyjątkowo nadwrażliwa.
-Nie zależy mi na nim kurde! – jęknęła poirytowana i zbliżyła się do mnie. Zanurzyłam się pod wodę. A raczej ona mi w tym pomogła. Kiedy już w końcu stwierdziła, że pozwoli mi dalej żyć, pozwoliła złapać mi powietrze.
-Morderczyni! – krzyknęłam ze śmiechem widząc już chłopaków obok nas. Młoda pokazała mi tylko język.
-Nie mają szans z wami – zaczął Eizo. – Jesteście za szybkie. Nie złapią was. Nie złapią nas!
-Nie ekscytuj się tak, bo zapeszysz – Shoko sprowadził młodszego brata na ziemię. – Musimy się zastanowić jak z nimi gramy. Czy robimy ich w bambuko i ścigamy się z nimi po lesie żeby oszaleli czy siedzimy bezpiecznie w jednym miejscu i liczymy na to, że nas nie znajdą?
-O nie, nie, nie, na pewno nie. – od razu zaprzeczyłam. Miałabym siedzieć w jednym miejscu i czekać na zbawianie? Ja? – Nie zamierzam im odpuścić. Przecież nie znają lasu tak jak my. W ogóle go nie znają. Nie mają szans. Nie będę siedziała bezczynnie, kiedy zabawa może być na całego.
-Mamy nad nimi przewagę – poparła mnie Freja. – I to nie tylko terytorialną ale tez sprawno…
-Wyjść z wody! Natychmiast! – przerwał jej nagle krzyk i wszyscy odwróciliśmy się w stronę dochodzącego głosu. O nie. O nie. Nie jest dobrze.
-Natychmiast powiedziałem!
Stanęliśmy w szeregu przed Dziadkiem. Spacerował w tę i z powrotem z miną, która nie mówiła za wiele.
-Ile razy wam powtarzaliśmy? Pierwsza zasada do cholery! Nie zostawia się ogniska bez pilnowania!
Tylko ja miałam odwagę się odezwać.
-Daj spokój Dziadku. Pilnowaliśmy go. Byliśmy blisko.
-Nie odzywaj się kiedy ja mówię! – ryknął na mnie tak, że aż cofnęłam się do tyłu. – Las jest naszym domem. Gdyby spłonął las nie mielibyśmy jak wejść do naszego królestwa. Jesteście najbardziej nieokrzesanymi elfami jakie było mi spotkać!
-Nic się przecież nie stało…. – zaczęłam ale ponownie mnie przekrzyczał.
-Ale mogło! A poza tym co wy tu robicie? Jutro zawody. Powinniście ćwiczyć! – mówiąc to ugasił nasze ognisko, które i tak ledwie co już wydawało płomienie.
-No właśnie pływaliśmy żeby utrzymać kondycję – odważyła się powiedzieć cicho Młoda.
-Ani słowa więcej! Za mną! – spojrzałam na niego wściekła. To, że był najstarszy i najlepszy z pośród nas nie oznaczało, że mógł wszystkimi dyrygować. Od zawsze wszystkie elfy się go słuchały. Od kąt pamiętam rządził naszym królestwem i lasem. Wszyscy nazywali go Dziadkiem. Sama nie wiedziałam dlaczego. Może nie chciał żeby zwracano się do niego „władco”, „panie” bo to za bardzo oddawało jego naturę? Nigdy nie mogłam tego rozkminić.
Poszliśmy rządkiem za nim. Wiedzieliśmy doskonale gdzie idzie. Szedł wolno. Aż mnie skręcało. Miałam ochotę go minąć ale wiedziałam, że jeśli go wyprzedzę będzie jeszcze bardziej wściekły. Po kilku minutach powolnego marszu stanęliśmy przed Naszą Skałą Słońca. Starsi nazywali ją Skałą Życia ale nam, młodszym ta nazwa się nie podobała. W końcu było to tylko przejście do królestwa, a nie jakiegoś nowego życia. Dlaczego akurat słońce? Chyba dlatego, że jak osiągnęliśmy wymagany wiek, pierwsze co ujrzeliśmy po wyjściu do lasu, to słońce. Piękne słońce. Ekiken przesunął kilka kamyczków, a już po kilku sekundach naszym oczom ukazał się nasz wodospad.
-Macie zakaz wychodzenia do lasu do jutra. Możecie trenować też tu. – oświadczył. – Wychodzimy dopiero jutro. Wszyscy razem. Będą już na nas czekać czarodzieje. Wyśpijcie się, bo jutro czeka was ciężka praca – uśmiechnął się i odszedł podśpiewując sobie.
-Wrrrr! – warknęła Młoda. – Zawsze wszystko musi popsuć! Przecież wszyscy zawsze są w lesie!
Roześmiałam się. Zaczęłam się śmiać jak głupia. Freja, Shoko i Eizo patrzyli na mnie… dziwnie. W końcu sama zrozumiałam sens swojego zachowania.
-On naprawdę myśli, że damy się złapać. Dajcie spokój, my? Nigdy. – to było tak oczywiste.
Chłopaki pokręcili łowami patrząc na mnie.
-Jesteś nienormalna – odezwał się Shoko. – Spadamy. Widzimy się jutro. Do zobaczenia Ayele – pożegnał się i już po kilku sekundach nie było widać ani jego ani jego brata. Też dobrze biegali. Szybko. Czarodzieje nie mają tej wytrzymałości co my. Nie są nami, powiedziałam do siebie w myślach i uśmiechnęłam się.
-Do zobaczenia Ayele, do zobaczenia Ayele – Freja przedrzeźniała Shoko głupimi minami. -Dostajemy burę od Dziadka a Ty zachodzisz się od śmiechu. Jesteś co najmniej dziwna. – skomentowała moje zachowanie Czarna. Uśmiechnęła się głupkowato patrząc na moją minę.
-Teraz się dopiero zorientowałaś? – roześmiałam się jeszcze bardziej. – Ostatnia sprząta pokój! – wrzasnęłam już w biegu. Pędziłam. Znowu pędziłam.
--
Nie mogłem tego już znieść. Dochodziła północ a ja biegałem po labiryncie. Muszę jutro złapać jakiegoś elfa. Muszę. Szlak mnie trafiał, że w lesie nie mogliśmy używać magii. Byliśmy zdani tylko na siebie. Nie mogliśmy nawet wziąć żadnej broni. Tylko my i Oni. I tak nie mają z nami szans. Może są na swoim terenie ale my jesteśmy dobrze przygotowani. Już od prawie roku przygotowujemy się do tych zawodów. Jak co roku. Tylko raz z nami wygrali. Pierwszy i ostatni. Żaden problem. Złapię jutro elfa. Musze złapać jutro elfa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lilusia
Osobnik Kreatywny



Osobnik Kreatywny
Dołączył: 19 Kwi 2010
Posty: 222
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 18:59 :17 , 17 Kwi 2011    Temat postu:

uwielbiam niunia! Fajnie zacząć czytać od nowa Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:16 :16 , 17 Kwi 2011    Temat postu:

muszę po nadrabiać tu z tym Wesoly

3. ZAWODY
Dziś pełnia. Dziś zawody. Nie wiem, co to było za uczucie. Czy to był strach czy może raczej podniecenie? Moje pierwsze zawody. Tyle lat czekałam na to aż będę mogła wziąć w nich udział. Aż będę mogła spełnić swoje marzenie i pokazać im wszystkim, na co mnie stać. Denerwowałam się, chciałam być spokojna, ale nie potrafiłam opanować drżenia rąk. Już blisko. Już prawie jesteśmy na polanie. Była z nas całkiem spora gromadka. Dokładnie tyle, ilu miało być czarodziei. Już na nas czekali. Stali wyprostowani, pewni siebie, obserwując każde nasze zachowanie. Nie spuścili z nas oka nawet, kiedy już staliśmy na środku.
Dziadek bez słowa nas wyprzedził i podszedł do czekającego już na niego dowódcę czarodziei. Hirobumi Deguchi. Patrzyłam na niego z zainteresowaniem i czymś jeszcze. Respektem? Był jednym z nich, ale był najpotężniejszy. Gdybym miała powiedzieć, kogo lub, czego najbardziej się boję, bez namysłu wskazałabym na niego. Przeciwnicy podali sobie dłonie i wymienili uścisk. Oni jako jedyni z wszystkich zebranych, nie brali udziału w zawodach. Byli jak sędziowie.
-Od teraz – Dziadek po kilku minutach przemówił do nas, podczas gdy Hirobumi podszedł do „swoich” – macie trzy minuty. Potem zaczną Was ścigać. Macie dać z siebie wszystko. Musicie wytrzymać do pełni księżyca. Wtedy wszyscy spotykamy się tu. Powodzenia moje dzieci.
Czułam, jak moi towarzysze rozbiegają się po łące i wbiegają do lasu. Spojrzałam na Młodą i obie kiwnęłyśmy do siebie głowami. Odwróciłyśmy się i podbiegłyśmy w przeciwne strony.
Dopiero teraz się rozluźniłam. Cały stres minął, zdenerwowanie uszło w jednej sekundzie… byłam tylko ja, prędkość i las. Oddalałam się coraz dalej. Już pewnie rozpoczęli pościg. Już pewnie klną pod nosem nie mogąc wymówić żadnego zaklęcia.
Przeskoczyłam nad krzakiem róży. Rzadko można było ją tu spotkać. Ich miejsce zastąpiły inne, egzotyczne kwiaty już dawno temu. Ale nie miałam teraz czasu zachwycać się nad ich pięknem. Ba, nawet nie zdążyłam wpaść na taki pomysł. Zaraz po tym jak moje stopy dotknęły ziemi, zatrzymałam się w jednej sekundzie. Pierwszy z nich. Wysoki, ma długie, widać wysportowane nogi. Może być ostro. Ale jak zdążył? Jakim cudem się tu znalazł na równi ze mną? Czyżbym ich nie doceniała? Może być ciężej niż myślałam.
Mierzyłam się z moim nowym przyjacielem przeszywającym wzrokiem.
-Mam Cię, kolorowa – wysyczał nagle i rzucił się w moją stronę.
Sama nie wiem, dlaczego. Ale szeroko się uśmiechnęłam. Wręcz nie mogłam tego pohamować.
-Chciałbyś – w ostatniej chwili rzuciłam się do ucieczki. Jego ręka już prawie chwyciła mej zielonej bluzeczki, ale byłam szybsza. Jeszcze nigdy tak nie biegłam. Był szybki. Cholernie szybki. Ale mimo wszystko czułam się spokojna, nawet, kiedy już prawie mnie sięgał. Starałam się oddalić od niego jak najbardziej, kiedy usłyszałam uderzenie czegoś o ziemię. Bałam się zwolnić, ale zaryzykowałam. Zaryzykowałam i nie żałowałam. Wybuchłam śmiechem. Mój towarzysz leżał na ziemi i głośno klną trzymając się za kolano. To prawda, byli szybcy, ale nie wiedzieli jednego. W lesie nie patrzy się tylko przed siebie, ale i pod nogi.
Zostawiłam go wydzierającego się w niebogłosy w samotności.
Z następnym nie było żadnego problemu. Nie był ani tak szybki, ani tak zwinny jak ja. Został daleko w tyle.
Byłam z siebie zadowolona. Rzadko, kiedy zdarzało się, aby ktoś uciekł dwóm czarodziejom. Zasłużyłam na odpoczynek. Podeszłam do drzewa i oparłam się jedną ręką. Zastanawiałam się jak radzi sobie Młoda. Oby wytrzymała do Pełni. A Shoko i Eizo? Shoko da sobie radę, jeśli nie będzie chciał za bardzo cwaniakować. Ale jego brat? Wierzyłam, że jemu też się uda.
To był błąd. Nie powinnam była w ogóle stawać. Nie w tym miejscu, nie przy tym drzewie. Nie słyszałam niczego. Nawet nie zdążyłam zareagować, kiedy poczułam mocne szarpnięcie za ramiona. Wygiął mi ręce do tyłu tak, że nie mogłam się ruszyć… Nie! Cholera jasna nie! Musze mu się wyrwać! Nie mogę dać się złapać! Chciałam aż krzyczeć ze złości, ale to tylko bardziej by mu pomogło. Myśl Ayele, myśl do cholery! Dasz radę!
--
Byłem skupiony. Zaszyłem się w jednym miejscu i starałam się, aby nikt mnie nie zobaczył. Nikt. Nawet moi. Przed moimi oczami przemknęło już kilka elfów, ale zaraz za nimi byli moi towarzysze. Nie chciałem im odbierać zdobyczy. Moja kolej jeszcze przyjdzie. I przyszła. Dość szybko. Szła powoli, wyluzowana, uśmiechnięta i jakby dumna? Zbyt dumna. Już niedługo. Uważnie obserwowałem każdy jej ruch. Kiedy w zamyśleniu stanęła obok drzewa nie mogłem dłużej czekać. Idealne okazja. Szedłem cicho, aby mnie nie usłyszała. Nie było łatwo. Wygiąłem jej mocno ręce, ale to jej nie powstrzymało. Zaczęła się wierzgać i rzucać. Ale nie popuszczę. Jest moja. Wygrałem. Mam ją.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 17:35 :01 , 19 Kwi 2011    Temat postu:

4. ZAWODY 2
Nie dam mu się! Kurde nie dam mu się! Zaczęłam się wierzgać i próbowałam się wyrwać. Trzymał tak mocno… Nie mogę dać się złapać! To moje pierwsze zawody, kurde no!
-Puść mnie! – Wysyczałam w końcu przez zęby czując ból w kościach rąk.
-Nie w tym świecie. – Jego głos był zdecydowany, pewny siebie. Zacisnął moje dłonie jeszcze bardziej, co spowodowało, że omal, przed nim nie uklękłam.
-Dziewczyn się nie bije! - Sama nie wiedziałam, co mówię. Chciałam tylko być wolna do cholery!
-Jesteś elfem. – Powiedział jakby pół szeptem. Czy on nie widzi, że jestem elfem płci żeńskiej!?
-Elfką! – Krzyknęłam wściekła i musiałam dodać – Magiku!
Poczułam natychmiastową reakcję. Chwycił mnie mocno za ramiona, tak, że aż zamknęłam oczy. Z zawrotną prędkością odwrócił mnie do siebie. Ooo nie. Nie dam mu tej przyjemności. Nie spojrzę mu w twarz. Nawet z pogardą. Nie spojrzę na niego.
-Jestem czarodziejem! – Krzyknął mi niemalże do ucha. Poczułam jego oddech na policzku. Nie patrz na niego Ayele! On Cię tylko prowokuje!.
-Lepsi czarodzieje są w bajkach ludzkich dzieci! – Nadal patrzyłam na bok na korę drzewa. Oy chyba go zabolało. Jego oddech stał się nie równomierny, jakby przyśpieszony, niekiedy wręcz chrapliwy.
-Nie wiesz, co potrafię! Nie wiesz, do czego jestem zdolny! – Krzyknął ściskając mocniej moje ramiona. Odwrócił mnie i popchnął przed siebie trzymając cholernie mocno za nadgarstek. – Idziemy!
Próbowałam mu się jeszcze wyrwać, ale naprawdę nie dawałam rady. Miał taki mocny uścisk. Przez chwilę zastanawiałam się czy krew dopływa mi do dłoni, bo nadgarstka prawie już nie czułam.
Tylko… chwila. Dlaczego prowadził mnie w przeciwnym kierunku do polany? Co on kombinował? Z jakiego powodu oddalał się od miejsca spotkania? Nie mogłam się powstrzymać. Idąc obok niego mogłam spokojnie na niego spojrzeć tak, aby tego nie zauważył. Ułamek sekundy wystarczył. Wszystkie odczucia miał wymalowane na twarzy. Tylko po cholerę mu były te ciemne okulary. Podobno z oczu człowiek dowiaduje się najwięcej o drugim człowieku. Jego twarz była taka… delikatna? Wyrażała tyle smutnych, nie pewnych uczuć. Z łatwością zobaczyłam, że próbował to wszystko ukryć pod maską potężnego czarodzieja. Przywoływał na twarz cwaniacki uśmieszek. Poczułam się dziwnie patrząc na niego. Był moim wrogiem. Moim największym wrogiem a ja… ja chciałam na niego patrzeć. Chciałam, aby zdjął okulary i pokazał mi swoje oczy. Po jasną cholerę na niego zerknęłam. Odwróciłam wzrok i kątem oka wyłapałam jeszcze coś. Spojrzałam na niego ponownie i zaraz odwróciłam wzrok. Po chwili wybuchłam niekontrolowanym, głośnym śmiechem. Chciałam by wiedział, że śmieję się z niego. By był zły, by poczuł taką wściekłość jak ja, wtedy, kiedy mnie złapał. Chciałam by był zdezorientowany, by nie wiedział, co zrobić. Chciałam widzieć ból na jego twarzy.
-Zgubiłeś się! – Wydusiłam z siebie nie wyraźnym głosem zakłócanym przez śmiech. – Nie masz zielonego pojęcia gdzie iść! – Znowu na niego nie patrzyłam. I nie będę patrzyła.
-Wcale nie! – Zawarczał głośno i mocniej ścisnął mój nadgarstek. Zasyczałam i co mnie zdziwiło poluzował uścisk. – Wiem gdzie iść. – Za wszelką cenę nie chciał przyznać się do błędu.
-Tak? – Nadal mnie to bawiło. – Więc dlaczego idziemy w przeciwnym kierunku niż spotkanie? Mam rozumieć, że to taka gra, tak? – Roześmiałam się.
Spojrzałam na jego ruchy, ale nie na jego twarz. Nie spojrzę więcej na jego twarz.
Był zagubiony. Zupełnie nie wiedział, co zrobić. A mnie olśniło. Spojrzałam na księżyc. Jeszcze trochę zwłoki. Uśmiechnęłam się.
-Okej. Zrobimy tak. Puścisz mnie, bo ręka mi odpada damski bokserze. Znam las lepiej niż rękę, którą dusisz, więc bez problemu zaprowadzę nas na polanę.
-Chyba żartujesz – prychnął. – Nie oszukasz mnie. Nie puszczę Cię.
-Daj spokój. – Zupełnie nie wiedziałam jak go przekonać… może? Wychwalając go? – Oboje wiemy, że biegasz równie szybko, co ja. Nie miałabym szans Ci uciec. Zaraz byś mnie złapał. Nie mam ochoty drugi raz czuć tego bólu.
Poczułam na sobie jego wzrok, ale nie odważyłam się na niego spojrzeć. Powoli puścił moją rękę. Nie, nie zamierzałam uciekać. Miałam coś lepszego. Szybko złapałam się za bolący nadgarstek.
-Ajjjj – wymsknęło mi się, kiedy dotknąłem obolałego miejsca. Jutro pewnie nieźle spuchnie.
-Żadnych sztuczek. – Był ostrożny, stał zaraz obok mnie. Miał mnie na wyciągnięcie ręki. Jego mięśnie było gotowe do pościgu za mną.
-Tędy – bez czekania na niego poszłam w wyznaczonym przez siebie kierunku. Od razu znalazł się przy mnie. – W niezłe bagno nas zaprowadziłeś. – Nie mogłam mu powiedzieć, ze jesteśmy całkiem niedaleko. Nie mógł się zorientować.
Szliśmy długo. Bardzo długo. Ale nie narzekał, co mnie dziwiło. Specjalnie zataczałam duże koła w ten sposób alby nie zorientował się, że chodzimy po tej samej okolicy. Spojrzałam na księżyc i już wiedziałam, że wygrałam. Nie mogłam się powstrzymać. Przystanęłam i roześmiałam się.
-Szybciej! Już sam poprowadzę, wiem gdzie jesteśmy – popędzał mnie zdenerwowany.
-Nadal nic nie rozumiesz magiku? Koniec. Gra skończona. Spójrz na księżyc. – Spojrzałam na niego. Znowu. I znowu poczułam coś dziwnego. Jego wygląd zupełnie nie odzwierciedlał jego zachowania. Po cholerę ja ponownie na niego patrzyłam.
Nie był zły, kiedy zobaczył, ze jest już pełnia. Jego twarz raczej przeszył smutek. Zwątpienie. Ale mimo to nie poddał się. Nadal w siebie wierzył. Tym razem złapał mnie za nadgarstek tak, ze aż zawyłam z bólu.
-Szybciej, wredny elfie. – Pociągnął a ja o mało nie zawrzeszczałam czując ból.
Wyszliśmy szybkim krokiem na polanę, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Byli już wszyscy. Byłam dumna, mimo iż bolało szłam z uśmiechem. Wtedy mnie puścił. Od razu znalazła się przy mnie Młoda rzucając mi się na szyję.
-Nie złapali mnie! Ha! Jestem, co najmniej boska! – Śmiała się. – A ten? – Spojrzała na czarodzieja, z którym przyszłam. –Ostro było?
-Trochę – uśmiechnęłam się – Ale nie dałam… - nie dokończyłam, bo usłyszałam jego głos. Popatrzyłam w jego stronę. Wszyscy patrzyli.
-Ojcze… złapałem elfa… złapałem, ale… naprawdę… ja… - byłam w szoku słuchając jego słów. Był synem Deguchi`ego. Może, dlatego tak zwracał moją uwagę? –Ja… naprawdę się starałem… ale ona była… - nie dokończył. Byłam w szok, kiedy Stary Deguchi zamachnął się i uderzył go zewnętrzną stroną ręki w twarz. Przy wszystkich. Z każdej strony rozległy się mieszane dźwięki. Jedni się śmiali inni tylko patrzy z rozwalonymi ustami.
-Zamilcz już – usłyszałam ostry głos Hirobumi`iego. – Przegraliśmy. Już koniec. Jak zwykle zawiodłeś. Nigdy nie ma z Ciebie pożytku. Jesteś moją największą porażką życiową. – Albo mi się zdawało albo specjalnie mówił tak, aby wszyscy go słyszeli. Po chwili podniósł rękę i wszyscy czarodzieje opuścili polanę. Czarodziej, który mnie złapał szedł ostatni. Spojrzał jeszcze na mnie. Nadal patrzył przez ciemne okulary ale czułam. Czułam jak spojrzał z bólem, nienawiścią, goryczą…
Może… gdybym mu się dała złapać jednak… jego ojciec… może nie potraktowałby go tak? My i tak byśmy wygrali a on… czułby się bardziej spełniony… Nie! Koniec rozmyślań Ayale! Wygraliście! Już drugi raz z rzędu! Za rok będzie kolejny raz. To już będzie trzeci raz pod rząd i zgodnie z umową labirynt będzie nasz. Teraz pozostało nam tylko świętowanie. Tylko… dlaczego ciągle się zastanawiam, co by było gdybym jednak dała mu się złapać?
--
Walczyłem ze sobą. Sam nie wiem ile wysiłku mnie to przy niej kosztowało. Walczyłem, żeby trzymać ją mocno, choć nie chciałem. Nie chciałem żeby ją bolało a walczyłem o to, aby ją bolało. O to by pokazać, że ja tu rządzę. Że ja teraz mam władzę nad nią i że przy mnie jest nikim. Nierozsądne z mojej strony było to, ze nie zapamiętałem drogi powrotnej. Skupiałem się tylko na tym żeby złapać tego cholernego elfa i pokazać mu, że ja też mogę.
Musiałem pozwolić jej żeby prowadziła. Sam o wiele dłużej szukałbym drogi. Kiedy zorientowałem się, że mnie wykiwała… Nigdy nie zapomnę upokorzenia ze strony ojca. Nigdy nie zapomnę otrzymanego od niego policzka przy wszystkich. Nigdy nie zapomnę jej miny, kiedy po raz ostatni raz na nią spojrzałem. Była… była wredna. Była pewna siebie. Była zdecydowana. Była inteligentna. Była… była piękna.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 23:08 :12 , 21 Kwi 2011    Temat postu:



5. SPOJRZAŁ W MOJĄ STRONĘ - WPATRYWAŁA SIĘ WE MNIE
Moje myśli krążyły zupełnie gdzie indziej. Zajmowały się tym, czym na pewno nie powinny się zajmować. Ba, nawet powinny mieć to gdzieś. Zabawa z okazji wygranej była przednia. Wszyscy świetnie się bawili a ja tylko nudziłam. Jakoś nie potrafiłam się odnaleźć. Słyszałam śpiew ptaków, czułam zapach egzotycznych kwiatów i tylko obserwowałam. Patrzyłam uważnie na Młodą. Uśmiechnęłam się sama do siebie widząc jak bardzo jest szczęśliwa. Wystarczyło, że bawiła się przy Shoko a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Ale Shoko… Uśmiechnij się nicponiu jeden! Ta elfka życie by za Ciebie oddała! Odbijany. No tak. Eizo. Freja od razu spochmurniała za to Eizo rozweselił się. Uwielbiałam ten radosny uśmiech. Boże, ile ja bym dała żeby oni byli szczęśliwi. Dlaczego jedno nie potrafi odnaleźć się w uczuciu drugiego?
-Baw się z nami piękna – z rozmyślań wyrwał mnie jego głos. Proszę nie, nie zaczynaj. Nie teraz…
-Shoko… - uśmiechnęłam się tylko. Co ja miałam powiedzieć Shoko? Jak zwykle to samo?
-Ayele… obiecałaś mi. Powiedziałaś, że porozmawiamy po zawodach. Czekałem cierpliwie. Co mam jeszcze zrobić? Przecież wiesz… - patrzyłam w jego oczy… Nie, przecież to nie to oczy, które chcę zobaczyć.
-Shoko… - położyłam dłoń na jego ramieniu – Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Jesteś moim bratem. Nie psuj tego. Kocham Cię. Kocham Cię braciszku.
Obserwowałam uważnie jego twarz. Nigdy nie lubiłam, kiedy pokazywał swoją inną stronę. Już jako dzieciak miał zmienne zachowania. I tego się obawiałam.
-Cholera jasna – jego twarz poczerwieniała, kiedy szarpnął mnie za ręce przyciągając mnie do siebie. – Ile razy będziesz to powtarzać? Powiedz jeszcze raz. Ale bez pieprzonego braciszka. Przecież wiesz, że jesteś moja. Prędzej czy później będziesz moja! Po co zwlekać?
-Zostaw mnie! Shoko uspokój się – próbowałam się wyszarpnąć.
-Przecież nawet nie wiesz jak ja smakuję! Nie możesz nie chcieć czegoś czego nie znasz – przyciągnął mnie do siebie mocno. To było ohydne. Nie powinno się nikogo zmuszać do okazywania uczuć w ten sposób. Nikogo nie powinno się zmuszać do takiego czegoś. Nikogo nie powinno całować się wbrew jego woli. Nawet nie musiałam się odwracać by wiedzieć, że obok stoi Freja. Sekunda wystarczyła by ujrzeć jej spojrzenia. Spojrzenie jakim mnie jeszcze nigdy nie obdarzyła.
-Freja! – krzyknęłam za moja przyjaciółką, która chyba jeszcze nigdy nie rozpoczęła biegu w tak szybki sposób.
-Ayele… przepraszam… - Shoko wrócił do swojej dobrej strony. Miałam go dosyć! Gdzie Freja? Freja! Przecież ona doskonale wie, że ja bym jej takiego czegoś nie zrobiła. Nie ja. Nie jej. Freja! Kiedy ona wyćwiczyła to bieganie? Jak mogła być tak cholernie szybka, że nie mogłam jej dobiec? Freja! Jeszcze trochę. Spryciula jedna! Jako jedyna wiedziała jakich terenów nie lubię i specjalnie tam ganiała! Freja!
-Freja! – krzyknęłam w końcu i zatrzymałam ją mocnych szarpnięciem przyciskając ją od razu do pnia drzewa. Nie spojrzała na mnie. Nie cierpiałam, kiedy na mnie nie patrzyła. Oznaczało to, że jest naprawdę, naprawdę poważnie wściekła.
-Młoda…przecież wiesz…
-Daj mi spokój – od razu mi przerwała.
-Wiesz jaki…
-Ayele… proszę, chcę być sama.
Odstąpiłam od drzewa. Wiedziałam, że nic jej nie przekona jeśli ona sama nie będzie tego chciała. Przecież ona wie, że ja bym nie zrobiła niczego co mogłoby ją zranić. Niczego. Na pewno wie. Musi wiedzieć. Moja Czarna. Wie. Jestem pewna, że wie. Oparłam się o drzewo. Gdzie ja właściwie jestem? Rozejrzałam się po tej części lasu. Byłą ciemniejsza. Była straszniejsza. Drzewa tu były… smutne? Kwiaty… nie, tu nie było kwiatów. Była inna. Wyróżniała się. No tak. Zbliżanie się do tego miejsca mieliśmy zabronione. Jestem przy granicy. Nigdy szczególnie to miejsce mnie nie fascynowało. Nie odkąd Eizo bawił się w jej pobliżu a później miał poważne problemy u Dziadka. Ale teraz… czułam dziwną potrzebę. Czułam chłodny wiatr. Chciałam odbiec ale potrzeba okazała się silniejsza. Odwróciłam się w stronę skałek. Zawsze mnie przerażały. To nie był nasz piękny, zadbany, kolorowy las. Te skały powodowały, że czułam dreszcze na plecach. Przejechałam je wzrokiem i zatrzymałam wzrok na szczycie. A raczej na rysach tej postaci. Leżał na szczycie skałek pozostając w bezruchu. Wyostrzyłam wzrok. To była ta postać. To był on. To był ten arogancki uśmiech. Miał okulary. Znowu. Miał okulary i spojrzał w moją stronę.
--
Nie mogłem tego znieść. Napięcie panujące w królestwie było nie do wytrzymania. Przecież mieliśmy wygrać. Nie było innej możliwości. Musieliśmy wygrać. To było nie do pomyślenia, że przegraliśmy. Znowu. Nie wiedziałem jak teraz `moi towarzysze` będą się zachowywać. Mogą być nieobliczalni. Mogą zachowywać się nie fair. A Hirobumi… Nie mogłem na niego patrzeć. Nie mogłem patrzeć jak on patrzył na mnie. Skałki uwielbiałem. Od dziecka mnie do nich ciągnęło. Nie były straszne – tak jak większość myślała. One tylko miały wyglądać przerażająco aby odstraszać elfy od labiryntu. Dla mnie były… były zadziwiające. I ojciec nie mógł nic poradzić, że lubiłem spędzać tam czas. Widziałem ich mnóstwo. Widziałem wiele elfów. Ale żaden nie odważył się nawet spojrzeć w tym kierunku. Żaden. Żaden prócz niej. Nie musiałem już obserwować aby wiedzieć, że się odwróciła. A kiedy spojrzałem ona wpatrywała się we mnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
jey
Wypędzony



Wypędzony
Dołączył: 15 Kwi 2011
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 10:45 :38 , 01 Maj 2011    Temat postu:

6. NIE KRZYWDŹ MNIE
Jedna postać potrafi zafascynować drugą. Potrafi ją zafascynować tak, że ta nie może skupić się na niczym innym. Potrafi zafascynować nawet o tym nie wiedząc. Czarodziej potrafi zafascynować elfa. Potrafi zrobić to nie używając tej pieprzonej magii. Nie używał magii. Na pewno jej nie używał. Zafascynował mnie. Tak cholernie pragnęłam zobaczyć te oczy. Gdyby nie te jego okulary, które nosił zapewne tylko dla popisu. Był czarodziejem. Więc na pewno był cwaniakiem. Pewnym siebie, wrednym cwaniakiem, który mnie zafascynował. Od czasu gdy widziałam go ostatni raz na skałkach minęło kilka dni. Nigdy więcej go nie zobaczę. Nigdy więcej nie zbliżę się do granicy. Nie złamię naszego prawa. Nigdy więcej.
-Hej diabełku… ostatnio wgl nie spędzamy razem czasu – z rozmyślań wyrwał mnie przyjemny głos Freji. Freja… jak ja ją uwielbiałam! Uśmiechnęłam się na samą myśl o ostatnich wydarzeniach. Czarna zawsze reagowała błyskawicznie a dopiero później słuchała. Za każdym razem. Ostatnio nie miałyśmy nawet okazji same pogadać. Zawsze ktoś przy nas był. Czy to mama, czy Dziadek, czy Eizo, czy Shoko… Nawet nie wspominałyśmy tego co zaszło. Chyba żadna nie chciała o tym myśleć.
-Młoda… - chciałam dokończyć, chciałam w końcu wypytać o Shoko ale moją uwagę przykuła mała postać w oddali. A nie. Zniknęła. Wydawało mi się. Potrząsnęłam głową.
-No?
-Słuchaj – zaczęłam ostrożnie – Co myślisz o tej całej sprawie z… - znowu ta postać tylko w innym miejscu!
-Co myślę o czym? Ayele cholera, co się z Tobą dzieje? – spojrzałam na nią niepewnie.
-Przepraszam Czarnulko ale teraz nie mogę, muszę coś załatwić. Do potem! – krzyknęłam i podbiegłam w kierunku postaci, która ponownie zniknęła. Usłyszałam jeszcze ciche przekleństwa Młodej. No tak… mogła mieć mnie dosyć. Freja nie cierpiała kiedy ją ignorowałam. Nie mogła znieść też jak ktoś coś zaczyna a potem nie kończy. Wiedziałam, że będzie wściekła. Ale musiałam to sprawdzić.
Biegłam jak oszalała. Biegałam w tę i z powrotem. Biegałam w kółko. Przypominało mi to trochę zabawę w bieganego chowanego. Ale biegałam jak idiotka. Musiałam ją znaleźć. Na pewno mi się nie przywidziała do cholery. Była realna. Ale wydawała się taka inna… Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Gdzie jesteś maluchu? Gdzie się schowałaś? To nie jest ani śmieszne ani zabawne. No… pokaż się mała. Jest. Mała blond czuprynka. Jest. Podeszłam ostrożnie a gdy usłyszałam cichutki szloch podeszłam bliżej. Poczułam coś dziwnego, kiedy położyłam dłoń na jej delikatnym ramionku. Poczułam coś cholernie dziwnego. Coś co czułam tylko raz. Była ubrana inaczej niż my. Nie miała nic z naszego elfiego ubioru. Nie… Nie! Cholera jasna! Odwróciłam ją szybkim ruchem w swoją stronę i przyjrzałam się ślicznej twarzyczce.
-Jesteś czarodziejką – powierzałam z niedowierzaniem rozglądając się czy aby nikt nas nie widzi.
-Nie krzywdź mnie – maluch wystawił przed siebie ręce – Nie rób mi krzywdy.
--
Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Co ja głupi sobie myślałem? Po co to zaczynałem? Od czasu zawodów ojciec nie zwracał na mnie w ogóle uwagi. Mogłem robić cokolwiek chciałem a on miał to gdzieś. Zupełnie mnie ignorował. Zupełnie jakbym nie istniał. Mogłem rzucać zaklęcia na lewo i prawo a ten nic. No z wyjątkiem lasu. Nasze zaklęcia nie mogły wpływać na las. Za nic w świecie. Najważniejsza zasada. Może gdybym tak… Nie. Na to się nie odważę. Chyba już wolałem gdy mnie kontrolował niż jak olewał. Trudno. Nic wielkiego. Da się przeżyć. Nuda doprowadzała mnie do szału. Więc chyba dlatego… Ale nie. Na pewno nie powinienem. Ale trudno. Teraz się nie wycofam. Będą jaja!


7. LEA
Wszystko w około mnie wirowało. Chyba do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego co się dzieje. Czarodziejka w lesie. Czarodziejka przy mnie. Czarodziejka! Mała i bezbronna ale jednak czarodziejka. Niech nas nikt nie zobaczy. Błagam, niech nikt nas nie zobaczy.
-Proszę, nie krzywdź mnie. – zapłakała gorzko nadal chowając się za swoimi dłońmi.
-Heeej, malutka – musiałam ją uspokoić. Musiałam ją stąd zabrać. Przecież jeśli… nawet nie chciałam o tym myśleć. Rozpętała by się burza. Ba! To nawet mogłoby doprowadzić do bitwy. To byłaby katastrofa!
-Nie płacz, śliczna laleczko – uśmiechnęłam się udając, że jestem całkowicie spokojna. – Co Ty tu robisz szkrabie? – usiadłam obok niej. Miała co najwyżej 6 lat. – Powiesz mi, jak się nazywasz?
-Lea – usłyszałam cichutką odpowiedź.
-Lea – powtórzyłam. – Więc co tu robisz dzieciaku o pięknym imieniu? – pogłaskałam ją po jej jasnej czuprynce. Mała powoli uspokajała się. Czarodziejka popatrzyła na mnie bardziej pewnie i otarła malutkimi rączkami łzy kapiące z oczu.
-Zgubiłam się… bawiłam się i… nie wiem jak trafić do domu! – wręcz krzyknęła. No, no, miała donośny głosik – Nie chcę zostać tu na zawsze! – jej głos znowu ucichł przez płacz.
-Hej, hej, hej Lea – przygarnęłam ją do siebie. Jak ja do cholery miałam ja uciszyć? – Nie zasmucaj tej pięknej buźki, bo łzy zostawiają po sobie ślady, wiesz? Twoja skóra wszystko odczuwa i boli ją to, bo łzy sprawiają, że Twoja delikatna skórka bardzo cierpi, wiesz? A chyba nie chciałabyś jej zniszczyć hm? Wszystko będzie dobrze.
-Nie chcę tu zostać – poczułam malutką rączkę na swojej szyi. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
-I nie zostaniesz. – rozejrzałam się dookoła. Myśl Ayele… Spojrzałam na nią z uśmiechem. – Lubisz się bawić w ściganego? – Nawet nie czekałam na odpowiedź, bo w jej oczach zobaczyłam iskierki. – Zrobimy tak. Będziesz mnie ścigać, dobra? Zobaczymy na co Cię stać ślicznotko. Jestem pewna, że mnie nie dościgniesz. – mała od razu rozpromieniała. Podskoczyła unosząc rączki najwyżej jak potrafiła. Zrobiła przy tym przezabawne, duże oczy.
-Jestem najlepsza w bieganiu! – krzyknęła z radością – Na pewno Cię dogonię! – popatrzyła na mnie przymrużonymi oczyma.
-Dobra, dobra – roześmiałam się – Zaczynamy? – stanęłyśmy obok siebie. – Tylko jak się zmęczysz to krzycz, dobrze? – popatrzyłam na nią. Nie chciałam jej zgubić gdzieś po drodze.
-Ja się nie męczę! – krzyknęła jeszcze pewna siebie.
Ruszyłyśmy. Nie biegłam szybko. Odwracałam się co chwilę kontrolując Leę. Mała naprawdę była szybka jak na swój wiek. Miałam przy tym niezły ubaw. Muszę przyznać, że ta mała od razu skradła moje serce. Dosłownie - pokochałam jej piękne, głębokie oczy.
-Daję Ci fory! – krzyczała co jakiś czas będąc w tyle a ja uśmiechałam się radośnie. Dałam jej się złapać. Mała z miną jakby co najmniej uratowała właśnie świat od zagłady wyprzedziła mnie i teraz to ja goniłam tę słodką istotkę. Miałam nigdy więcej tu nie wracać ale musiałam. Lea musiała wrócić do domu. Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy znalazłyśmy się przy granicy. Zaraz przed nią dogoniłam ją bez większego trudu i od tyłu złapałam ją w pasie unosząc do góry. Okręciłam się z nią w ramionach wsłuchując się w jej radosny śmiech.
-Mikkiel! – usłyszałam jej słodki pisk i wypuściłam ją z ramion. Czarodziejka przebiegła przez granicę rzucając się w ramiona… czarodzieja w czarnych okularach. Uśmiech od razu zszedł mi z twarzy. Wpatrywałam się w niego a moje serce szalało. Nie rozumiałam co się ze mną działo. Stałam naprzeciw TEGO czarodzieja. I nadal nie widziałam jego oczu.
-Lea! – przygarnął ją do siebie po czym złapał ją za ramiona przykucając przy niej – Nigdy więcej tego nie rób! Zrozumiałaś? Masz zakaz przekraczania granicy! Możesz bawić się wszędzie! Ale nie przekraczaj granicy, bo będziesz mieć problemy!
-Przepraszam – powiedziała śmiejąc się. – Jestem najlepszą aktorką, wiesz? – z uśmiechem od ucha do ucha uniosła ręce do góry. Na chwilę zapanowała cisza. A ja po prostu się na nich gapiłam. Nie potrafiłam się ruszyć. Wpatrywałam się w niego jakby był jedyny na świecie. I nie mogłam nic na to poradzić. Wstał. Wstał i patrzył na mnie. Nie widziałam jego oczu ale czułam na sobie jego spojrzenie. Wpatrywałam się w jego kącikowy uśmiech jak zahipnotyzowana.
-Właśnie miałem powiedzieć – zaczął a mi się wydawało, że słyszę najpiękniejszą melodię świata. To było chore! – Że moja mała siostrzyczka jest strasznie nieogarnięta i co rusz to się gubi. Na szczęście zawsze ktoś ją przyprowadzi… Szkoda, że dziś wybrała las i, że przyprowadził ją elf, który ośmieszył mnie przed całym rodem dlatego myślę, że nie warto tracić czasu i mówić tego. – zbójecki uśmiech nie schodził mu z ust.
Co ja niby miałam mu na takie coś odpowiedzieć? W ogóle nie powinno mnie tu być!
-Robiłam to, co powinnam. – wykrztusiłam z siebie a on zrobił dziwną, piękną minę. Jego twarz przybrała minę zadumy.
-Mikkiel! – Lea pociągnęła czarodzieja za rękę – Zrobiłam to, co chciałeś! Przyprowadziłam Ci takiego elfa o jakiego prosiłeś! Naucz mnie teraz latać na miotle! Obiecałeś! Coś za coś! No chooooodź! – ciągnęła go za rękę. Nie wierzyłam. To nie mogło być prawdą. Nie mógł mnie tu sprowadzić. Bo i po co? Zaczynałam się co raz bardziej denerwować. Nie, to nie były nerwy. To była narastająca złość.
-Lea – uśmiechnął się do małej kłamczuchy – Biegnij do zamku. Nauczę Cię później. Tylko pamiętaj szkrabie, ani słowa o lesie! Tajemnica?
-Tajemnica! – mała podskoczyła i przybiła mu piątkę. Nie wiedziałam jak się zachować, kiedy ta mała cwaniara podbiegła do mnie z uściskiem. – Jesteś najlepszym elfikiem na świecie! – krzyknęła i pobiegła za skałki.
-Chyba żartujesz!! – sama nie wiem, kiedy wyrzuciłam z siebie. Nic sobie z tego nie robił. – Po cholerę!?
-Nudziłem się. – wzruszył ramionami. Ot tak. Po prostu! Złość we mnie narastała w zastraszającym tempie. Sama nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że okazało się, że nie jest ideałem? Jest czarodziejem do cholery, nie może być ideałem.
-Pieprzony magik! – warknęłam ze złością. Odwróciłam się najszybciej jak potrafiłam i już miałam odbiec ale dobiegł mnie jego głos.
-Cholerna jasna! Czarodziej! Jestem czarodziejem! – krzyknął jakoś tak… bliżej? Odwróciłam się powoli. Nie mógł tego zrobić. Spojrzałam na niego przestraszona. Sam chyba był zdezorientowany. Spojrzał pod swoje nogi. Później powoli odwrócił się spoglądając za siebie. Przekroczył granicę. Złamał nasze odwieczne prawo. Po raz drugi dzisiaj. Stanął z powrotem przodem do mnie i najwyraźniej był z siebie dumny! I tan uśmiech… Ten piękny, zbójecki uśmiech…
-Nie możesz tego robić – wyrwało mi się cicho. Nie chciałam żadnych problemów. Nie chciałam być w to zamieszana.
-Chciałem Ci tylko to dać – powiedział od niechcenia. Schylił się i zerwał pierwszy lepszy kwiat jaki miał pod nogami. Chwile się w niego wpatrywał obracając go w dłoni i szepcząc coś pod nosem. Nie słyszałam co mówił.
-Dla Ciebie piękna – rzucił niedbale a ja w ostatniej chwili złapałam kwiat w dłonie. – Od teraz będziesz ciągle o mnie myśleć. Będę Ci się śnił nawet po nocach. Nie zaznasz spokoju. Będę z Tobą ciągle. I nie wyrzucisz tego kwiatu.
-Bo Ty mi tak mówisz? – specjalnie na złość niemu wyrzuciłam przepiękny, niebieski kwiat za siebie. Co on sobie myślał? – Pieprzony magik – powtórzyłam dobitnie, odwróciłam się i dobiegłam za drzewa. Cholera jasna co ja wyprawiam? Przystanęłam za jednym z pni drzew i czekałam aż sobie pójdzie.
-Szlak by to trafił! – bez chwili wahania podbiegłam, kiedy już go nie było. Wzięłam szybko kwiat i już mnie nie było. Nigdy więcej tu nie wrócę. Nigdy więcej nie zbliżę się do granicy. Nigdy więcej go nie zobaczę.
--
Byłem wściekły na siebie jak nigdy. Po cholerę mnie podkusiło? Przecież Lea na pewno nie da rady… Kretynie! Co w Ciebie wstąpiło!? Lea. Lea!? Gdzie się tak długo podziewasz siostrzyczko? Chodziłem w tę i z powrotem przy granicy. Musi się jej udać. Na pewno jej się uda. Myślałem, że krzyknę z radości, kiedy zobaczyłem Małą biegnącą ku mnie. I Ona. Z uśmiechem złapała mojego malucha okręcając nią. Jej śmiech był nie do opisania. Taki… Jej. Nie wiedziałem jak się zachować, kiedy spoważniała i swoimi pięknymi oczyma wpatrywała się we mnie. Nie wiedziałem jak się zachować, kiedy Lea wypaplała, że to ja kazałem jej Ją tu sprowadzić. Była wściekła. Ale była przy tym słodka. Sam nie wiedziałem co ja robię. Przecież to najważniejsza zasada WSZYSTKICH. Powinienem się wycofać wtedy, kiedy mogłem ale ja po prostu… ja nie chciałem. I tak nie mam nic do stracenia. A Ona naprawdę, naprawdę mnie fascynowała. A jej głos… oczarował mnie. Przez chwilę myślałem, że po prostu złapię ją i już nigdy nie wypuszczę. Nie wiem co mi strzeliło z tym kwiatkiem. Chciałem dłużej na nią popatrzeć? Nie wiem. Wiem, że gdy przekroczyłem granicę wydawało mi się, że mogę zbawić cały świat. Ona była przestraszona. Ale wróciła po mój kwiat. Czułem, że wróci. Jeszcze się zobaczymy. Jeszcze tu wróci. A ja, będę czekał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin