Forum Maniacs' World ;) Strona Główna

Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Zakończona Twórczość -> BrzyDulka z Sąsiedztwa - Rozdział 37+EPILOG
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 16, 17, 18  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:24 :01 , 26 Wrz 2010    Temat postu:



    |30| Słodycz zemsty


Błękitne niebo pokryte śnieżnobiałymi obłokami rozpościerało się nad głowami dwójki zakochanych. Juan, zachłannie obejmując swoją nową dziewczynę, kołysał ją w swoich ramionach i muskał ustami co jakiś czas jej odkryte ramiona, błyszczące w świetle słońca. Uśmiech nie schodził z twarzy Bianci nawet na moment. Pierwszy raz od dłuższego czasu naprawdę była szczęśliwa. Miała przy sobie ukochanego, leżała w jego objęciach na mięciutkim kocu pośród szumiących drzew i śpiewających ptaków, słońce delikatnie błądziło po jej skórze, ciepły wietrzyk otulał jej ciało i rozdmuchiwał blond włosy. Cisza, przerywana momentami odgłosami natury i czułymi słówkami chłopaka, koiła jej dotychczas zranione serce i duszę. Jej marzenia się spełniły.
- Wiesz, zastanawiam się, czy Dulce i Lucas będę jeszcze tak samo szczęśliwi jak my – mruknęła sennie blondynka, rozkoszując się wspaniałym uczuciem bliskości Juana.
- To bardzo skomplikowana sprawa. Wprawdzie się kochają, ale Dulka.. ona się zawiodła, a jej zaufanie będzie okropnie trudno odzyskać. Wierzyła, że Luca jest inny no i się pomyliła.
- Nie mów tak. On naprawdę jest innym facetem, tylko sprawę pogmatwała Ashley. Nie wiem, czy jej współczuć, czy ją raczej udusić, za to że się wtrąciła. Staram się zapomnieć, że byłeś w niej kiedyś zakochany, ale za cholerę nie potrafię. To straszne. – Przygryzła dolną wargę i zrobiła smutną minkę.
- Kochanie, Ashley to zamknięty rozdział mojego życia. Teraz mam Ciebie i bardzo się z tego cieszę. Jeszcze nigdy w swoim życiu nie spotkałem takiej cudownej dziewczyny. Wiesz o tym, prawda? – cmoknął ją subtelnie w policzek, z zachwytem obserwując jak Bianca zalewa się rumieńcem. – Marzyłem o tej chwili.
- Przestań słodzić, skarbie! – roześmiała się uroczo. Śmiały się usta i śmiały się błękitne oczy. Tak piękne, że można było w nich zginać. – Myślisz, że to dobrze, że Dulka wyjechała w tajemnicy przed Lucasem? Jakby nie patrzeć miał prawo się o tym dowiedzieć. Coś ich w końcu łączyło, prawda? – zadała kolejne pytanie, wciąż rozwodząc się nad wydarzeniami ubiegłego miesiąca. – Luca już setny raz próbuje wyciągnąć ode mnie, gdzie ona jest, a mi się serce kraja, kiedy widzę, jak cholernie cierpi. Uważasz, iż powinnam mu o tym powiedzieć? To w końcu mój kuzyn. Patrzenie na jego zatroskaną minę dobija mnie z każdym dniem bardziej. Schudł. Praktycznie nic nie je, z pokoju wychodzi tylko do łazienki ewentualnie, żeby jeszcze raz ze mną porozmawiać o miejscu pobytu Dulce. Ma podkrążone, przekrwione oczy i wygląda jak zarośnięta małpa. Juan, on potrzebuje naszej pomocy. – Bianca westchnęła ciężko, a w jej oczach mimowolnie zakręciło się kilka łez. Bardzo przeżywała stan kuzyna.
- Słońce, nie mieszajmy się w to. Możemy jedynie życzyć im szczęścia. Dulce podjęła decyzję o wjeździe, więc ją uszanujmy i pozwólmy, aby wydarzenia toczyły się same. Mam nadzieję, że jeszcze zobaczę ich razem. – Ponownie ją pocałował, z tą różnicą, że tym razem buziak spoczął na różowiutkich usteczkach Bianci. Z całusa, przeszedł w namiętny pocałunek, wywołując u Bianci mrowienie w dole brzucha. Tak wspaniałe uczucie w ciągu jednej minuty przeniosło ją w inną krainę. Zapomniała o nieszczęściach ludzkości i pogrążyła się w swojej błogiej radości. Do rzeczywistego świata przywróciły ją ręce Juana, dotykające jej nagiego brzucha. Chłopak bez niczego powędrował nimi pod jej cieniutką bluzeczkę, dążąc do mięciutkiego stanika w czerwone groszki.
- Nie.. – wyszeptała panicznie, odpychając jego ręce. – Jeszcze nie teraz Juan, proszę, daj mi jeszcze czas.
Perez jęknął w geście rozczarowania, jednak przyjął prośbę Bianci poważnie i zakończył miłosne podchody. Ukoronował zapędy namiętnym pocałunkiem i oderwał się od kuszącego ciała blondynki.
- Przejdziemy się? – zaproponował. – Pozostanie tutaj stanowi dla Ciebie poważne niebezpieczeństwo – uraczył ją szelmowskim uśmiechem i puścił do niej oko. Po tych gestach i słowach, w milczeniu ruszyli leśną ścieżką, napawając się urokami przyrody.

Dulce leżała w łóżku opróżniając tysięczną z kolei paczkę chusteczek higienicznych. Francuzki klimat, nie służył jej tak dobrze, jak zarzekał miesiąc temu Thomas, proponując jej opuszczenie Meksyku. Jednak zdecydowała się wyjechać, w celu przemyślenia wszystkiego, co zaprzątało jej głowę. Wciąż nie była pewna, w co ma wierzyć, czym się kierować, kogo słuchać. Opowieść Ashley bębniła bezustannie w jej myślach, podobnie jak słowa Lucasa, który nagrywał się na jej telefon w Meksyku, kiedy jeszcze tam była, chyba milion razy. Przychodził również do niej, ale nie potrafiła mu otworzyć. Zdezorientowanie rozdzierało jej serce. Wylewała litry łez, wspominając wszystkie cudowne chwile spędzone z Lucasem, każdy pocałunek, który odbierał jej zdolność myślenia. Naprawdę go kochała. Jej serce krzyczało, że powinna mu zaufać, że był szczery i Ashley się myliła, jednak rozum zaprzeczał sercu, twierdząc zupełnie coś innego. Przez całą tą sytuację zawaliła szkołę, jednocześnie pozbawiając się szansy na spełnienie marzeń. Oddalała się od prawniczej przyszłości z każdym dniem bardziej.
- Dulce, mogę wejść? – doszedł ją głos Thomasa.
- Jasne..
- Przyniosłem Ci kolację. – Blondyn pojawił się z tacą w rękach. Biały talerz przepełniony smakołykami pachniał aromatycznie, lecz Dulce nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie.
- Nie jestem głodna – odpowiedziała beznamiętnie.
- Musisz jeść! Tak nie można Dulce! Przyjechałaś tu, żeby odpocząć, a jak na razie zadręczasz się i wypłakujesz w poduszkę! Weź się w garść dziewczyno. Świat nie kończy się na Lucasie, pamiętaj o tym. A jeśli naprawdę go kochasz i on kocha ciebie, to będziecie jeszcze razem, bo jak to mówi moja mam miłość wszystko zwycięży. – Uśmiechnął się przyjacielsko, wywierając wrażenie zadowolonego i pewnego własnych słów, jednak jego oczy zaprzeczały. Zmartwienie wyzierało z nich w niespotykanych ilościach, ból tak wyraźnie iskrzył. Dulce była mu niezmiernie wdzięczna za pomoc, nie miała pojęcia, jak poradziłaby sobie bez jego wsparcia, ale ewidentna nadopiekuńczość powoli ją męczyła.
- Daj spokój. Jestem Ci wdzięczna za ten wyjazd i możliwość opuszczenia tego zakątka wspomnień, ale chce być sama. Tommy, zrozum.. – popatrzyła na niego błagalnie.
- Nie chcę nawet tego słuchać. A tak w ogóle, to masz gościa. – Tajemniczy uśmiech wykwitł na jego twarzy. Rozjaśnił przygnębioną twarz, rodząc w czarnulce błogą nadzieję. Nie miała pojęcia, że na samą myśl, iż Lucas do niej przyjechał, serce zacznie jej bić jak oszalałe, nie mogąc doczekać się spotkania. Zupełnie nie panowała nad tymi reakcjami. Wewnętrzne szepty podpowiadały jej, że gdyby Lucas jej nie kochał, na pewno nie pofatygowałby się tak daleko, aby być bliżej niej. Nie posiadała się z radości. Wszystkie wątpliwości i dylematy wyparowały, pozostawiając kojący spokój. Teraz wiedziała już wszystko, co chciała wiedzieć. Lucas się zmienił, to inny, nowy, lepszy człowiek, a ona zbyt pochopnie zareagowała na wyznania zranionej dziewczyny. Przecież on wtedy był taki młody. Teraz i może nie jest wiele starszy, ale na pewno dojrzalszy. Z radości, aż uśmiechnęła się słodko do towarzysza, czekając, aż zawiadomi ją, że ukochany właśnie dzisiejszego dnia przybył do niej w odwiedziny.
- Gościa? – powiedziała z nutką ciekawości w pełni tryskając radością.
- Możesz wejść! – krzyknął zapraszająco Thomas i kiedy w progu pojawił się owy tajemniczy gość, dodał: - Zostawię was.
- Co ty tu robisz?! – zdziwiła się Dulce, poruszona widokiem nikogo innego, jak Antonia, brata Ashley. Jasnozielona trykotowa koszulka opinała jego umięśnioną klatkę piersiową, a ciemne, wytarte dżinsy dodawały młodzieńczego uroku. Spojrzała na niego uważnie, niezadowoleniem kryjąc rozczarowanie, z którym wróciły poprzednie wątpliwości i dylematy. – Chyba zadałam pytanie – dodała zgryźliwie, po nieprzyjemnej, ciążącej ciszy. Antonio poruszył się nerwowo i zwrócił ku niej smutną twarz.
- Dulce, naprawdę jest mi przykro po tym, co się stało. Ash nie miała prawa wtrącać się w Twoje sprawy osobiste, choć robiła to z czystej troski o Ciebie. Bardzo cię lubi. Właściwie przyjechałem, żeby cię przeprosić za jej postępowanie. Nie zniósłbym, gdybyś do końca życia obwiniała ją o własne nieszczęście, dlatego, jeśli jesteś pewna swoich uczuć, nie zwracaj uwagi na paplaninę Ashley. – Dulce, zdumiona nagłymi przeprosinami, straciła na chwilę głos. – Ja również nie chciałbym się wtrącać, ale niestety, z bólem serca muszę przyznać siostrze rację. Sam byłem świadkiem jej cierpienia, kiedy okazało się, że jest skazana na wózek kompletnie się załamała. Było jeszcze gorzej, niż gdy okazało się, że poroniła. Chociaż z trudem muszę stwierdzić, że te smutki i cierpienia nawet na trochę nie równają się bólowi jakiego doznała, kiedy została odrzucona przez faceta, w którym się bez pamięci zakochała. Ona dzisiaj wszystko bagatelizuje, ale ja wiem, jak było naprawdę! Z racji tego, że jesteś mi bardzo bliska, nie chciałbym, abyś przechodziła przez to samo, co Ash. – Jego wyznania, zasiały w Dulce kolejne nasienie wątpliwości, teraz przeważające szale, na której Lucas jest oszustem i kłamcą. Nie wiedziała, czy być wdzięczą Antoniemu za rady, czy wręcz przeciwnie. Pałac złością za kolejne komplikacje pogarszające sytuację.
- Czemu wy wszyscy swoją pomocą wpędzacie mnie w jeszcze większe problemy z własnymi uczuciami. To nie fair! – wykrzyknęła prowadzona impulsem. – Przepraszam.. – dodała po chwili, drżącym głosem. – To wszystko, co się teraz dzieje, jest jak z jakiegoś ohydnego filmu, którego nieszczególnie chciałabym obejrzeć. To nie na moje nerwy.
- Nie martw się, jestem przy tobie.. – odparował Antonio, troskliwie obejmując ją ramionami.
- Naprawdę przyjechałeś tylko, żeby przeprosić za Ashley? Nie wydaje Ci się, że to postępowanie jest dosyć absurdalne i bezmyślne? W końcu to kawał drogi – mówiła zaskoczona czarnulka, dociekając prawdziwych powodów, przez które Antonio Quesada pofatygował się przylecieć aż do samej Francji.
- W zasadzie, to chciałem z tobą poważnie porozmawiać. To jest dla mnie krępujący temat i..
- Przepraszam, że przerywam w rozmowie, ale dzwoniła mama. Samolot mam dzisiaj, Dulce, już za kilka godzin. Przykro mi, że cię zostawiam, ale..
- Nie Tommy, nie tłumacz się. I tak robisz dla mnie dużo, przylatując tutaj co weekend, żeby dotrzymać towarzystwa. – Zaoponowała momentalnie Dulce, ze szczerością wyrażając swoje podziękowanie. – Cała Twoja rodzina jest bardzo miła, jestem tutaj już prawie miesiąc, a jeszcze nie składają zażaleń – roześmiała się ciepło.
- Przestań!
- Już dobrze, dobrze..
- I tak planowałem zatrzymać się na dłużej w Paryżu, jeśli Dulce nie będzie miała żadnych przeciwwskazań, to z przyjemnością zaopiekuję się nią na czas Twojej nieobecności – ni stąd ni zowąd do rozmowy włączył się pełen entuzjazmu Antonio. – To jak Dulce, zdzierżysz przez pięć dni moje towarzystwo? – zapytał z uśmiechem.
- Przyznam szczerze, że mnie zaskoczyłeś! Ale jeśli naprawdę planowałeś tutaj dłuższy pobyt to ze szczerą przyjemnością spędzę z tobą te kilka dni. Thomas będzie zadowolony, bo narzeka bezustannie na moje zachowanie. Prawda, Tommy?
- To świetny pomysł! – przyznał z radością blondyn, podchodząc do na pozór zadowolonej koleżanki. – Trzymaj się mała – cmoknął ją czule w policzek. – Dbaj o siebie!


Bianca z zatroskaną miną siedziała wygodnie w wannie, rozkoszując się gorącą, przyjemną wodą i relaksującymi olejkami zapachowymi. W powietrza unosił się malinowy zapach, przeplatany różanym aromatem. Blondynka, zakopana po szyję w pianie rozpatrywała dzisiejszą rozmowę z ukochanym facetem i nie do końca się z nim zgadzała. Poniekąd miał rację, sądząc, że Dulce ma zupełne prawo do podejmowania decyzji o wyjeździe, ale bez dwóch zdań powinna powiadomić o tym Lucasa. Jakby nie patrzeć, byli ze sobą związani przez pewien czas i zobowiązani do dzielenia się tak ważnymi planami, jak wyjazd na inny kontynent. Nie pochwalała zachowania Dulce, ale można by rzec, że ją rozumiała i tylko ten fakt trzymał jej język za zębami, kiedy Lucas zadawał pytania odnośnie miejsca, w którym aktualnie przebywa Dul. Postanowiła jednak jak najszybciej im pomóc, bo stan Lucasa pogarszał się z minuty na minutę.
Przyodziana w mięciutki, frotowy, różowy szlafrok z czerwonymi serduszkami i ręcznikowym turbanem na głowie skierowała się do kuchni po szklankę soku pomarańczowego, który zapewne miał jej pomóc w rozwiązaniu problemów kuzyna.
- Co ty robisz?! – wykrzyknęła oszołomiona, widząc Lucasa z butelką czystej w ręce, siedzącego na ziemi i opierającego się szafki kuchenne. Miał na sobie rozciągnięty podkoszulek i jakieś sprane spodnie dresowe. Bose nogi marzły od zimnych płytek, błagając o ciepłe kapcie, zarośnięta twarz domagała się nagłej reakcji, a cierpiące serce, jak się domyśliła, odrobiny nadziei na lepsze jutro.
- Nie widzisz? Zatapiam smutki w alkoholu, podobno to najlepszy sposób na zapomnienie – wysyczał przez zęby, przechylając butelkę.
- Chyba najlepszy sposób na zalanie się w trzy dupy i doprowadzenie kuzynki do szewskiej pasji! Tak, alkohol jest na to najlepszy! – rzuciła z sarkazmem. – Odłóż to w tej chwili! – nakazała władczo, siekając gniewem jego w ogóle nie poruszoną sylwetkę.
- Powiesz, mi do cholery, gdzie jest Dulce?! – zapytał z odwecie.
- Wiesz, że nie mogę. Nie, Lucas. Nie.. – wyszeptała pod koniec.
- No to znasz już odpowiedź na swoją prośbę, rozkaz, czy co tam chcesz! Nie! Nie! Nie! I zostaw mnie w spokoju! Nie mam ochoty na Twoje kazania. Dulce mnie opuściła, bo ten głupi babsztyl naopowiadał jej niestworzone rzeczy! Czy może być coś gorszego?! Zrozumiałem, że ją kocham, już nam się układało, byliśmy szczęśliwi, ale ona zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie! Jak ja jej nienawidzę! Wcześniej jej współczułem, bolałem nad jej wypadkiem, winiąc się za niego, ale teraz..
- Lucas, przecież Ashley opowiedziała jej prawdę. Za to nie możesz jej winić. Troska ją do tego zmusiła..
- Troska? Nie bądź śmieszna! Ona się chciała zemścić. Czekała tylko na odpowiednią okazję. – Wysapał złośliwie Brown. – Jaki jak byłem głupi, że się nią w ogóle zainteresowałem.
- Rozumiem, że nie pałasz do niej sympatią, ale nie możesz twierdzić, że ocalenie Dulce jest zemstą. Nawet Ashley nie jest aż tak podła! – stwierdziła, pewna siebie Bianca.
- Kiedy ona.. – zamilkł, uzmysławiając sobie, że kuzynka i tak mu nie uwierzy. Uzna, że pod wpływem wściekłości ubzdurał sobie tą całą zemstę i weźmie stronę podłej intrygantki, manipulantki Ashley, o której nawet nie chciał myśleć. – Bianca, ja już nie wiem, co robić. Jeżeli nie porozmawiam z Dulce i nie przekonam jej, że Ashley się myliła, mogę ją stracić na zawsze, a ani ty, ani ona mi tego nie ułatwiacie. Czuje się taki bezradny! Pomóż mi, proszę..
- Lucas.. – wyszeptała bezsilnie, w głowie zadając sobie pytanie, czy to ten moment, gdzie powinna się zaangażować i wtrącić w sprawy innych. – Dobrze.
Poderwał się na nogi, upuszczając butelkę, która rozpadła się na maleńkie części.
- Powiesz mi Bianco? Powiesz? – upewniał się, tak bardzo przepełniony nadzieją, której od miesiąca mu brakowało. Bianca poczuła, jak napływają jej do oczu łzy, kiedy Lucas z takim entuzjazmem przyjął do wiadomości jej pomoc. Ciszył się, niczym małe dziecko. I w tej chwili była już pewna, że to najlepsza decyzję, jaką mogła w życiu podjąć. Uśmiechnęła się łagodnie i wyszeptała:
- Powiem.



    |31| Kocham Cię!


Malutka żółta karteczka, wymiętoszona przez nieustanne nań spoglądanie i wieczne dotykanie trzymana teraz przez Lucasa, zawierała bardzo cenne informacje, w postaci adresu, pod którym teraz przebywała Dulce Margarita Perez, czyli jego największa miłość. Szatyn wyglądający jak kłębek nerwów rozejrzał się uważnie po okolicy i jeszcze raz sprawdził numer domu, który został wyryty na skrawku papieru czarnym atramentem. Wszystko się zgadzało. Po długiej podróży nareszcie dotarł pod właściwy adres. Jego pragnienia powoli się spełniały. Teraz należało przekonać Dulce do własnych racji i zabrać ją do Meksyku, uprzednio oczywiście zacałować na śmierć. Takie plany z najbliższymi minutami wiązał Lucas, a które przepadły wraz z głupim zdaniem prosto z ust przesympatycznej starszej pani, przedstawiającej się jako babcia Thomasa.
- Przykro mi, Dulce wyszła przed paroma godzinami i jeszcze nie wróciła, ale zaraz powinna się pojawić. Jej nowy przyjaciel jest bardzo konsekwentny i dokładnie stosuje się do moich poleceń, a nie mogłabym pozwolić, żeby ta cudowna dziewczyna jadła na mieście jakieś świństwa, zamiast posilać się domowymi obiadkami mojego roboty. Może wiedziesz młody chłopcze? – zapytała uprzejmie Eleonor Laurent, taksując Lucasa od góry do dołu uważnym wzrokiem.
- Nie mam innego wyjścia. Bardzo zależy mi, aby jeszcze dzisiaj porozmawiać z Dulce, bo to bardzo ważne. – Poinformował rozmówczynię z miną cierpiętnika. Oczy dotychczas wypełnione iskierkami radości, przygasły, pozostając przy matowych barwach. Czekoladowe tęczówki zastygły. – Pozwoli pani, że zapytam. Kogo miała pani na myśli mówiąc: „nowy przyjaciel”? – zaintrygowany, a przede wszystkim przerażony perspektywą Dulce z innym mężczyzną aż rozdziawił usta. A tak w ogóle, to chciałam wszystkich uroczyście powiadomić, że Lucas nareszcie wygląda jak człowiek. Bianca przycisnęła go do muru, choć lepszym określeniem byłoby stwierdzenie: wepchnęła go siłą do łazienki!
-Jak on miał na imię? – zastanawiała się głośno Eleonor, przemierzając korytarz i kierując się w stronę salonu, gdzie zamierzała ulokować nowego przybysza. – Arturo? Alberto? Przyznam się szczerze, że nie pamiętam, ale to na pewno coś na literę „A”. Napijesz się czegoś? Kawa, herbata? Mam nawet gorącą czekoladę i sok z czerwonej pomarańczy.
- Jeśli można, prosiłbym o sok – uśmiechnął się, rozmyślając o tajemniczym przyjacielu Dulce, którego imię zaczynało się na „A”. W głowie układał już jego wygląd. Modlił się, aby Pan A był brzydkim, piegowatym rudzielcem, o niskim wzroście i okularach na nosie. Jeszcze brakowało, żeby Dulce się w kimś zadurzyła!
- Proszę! – Zimna szklanka czerwonego soku dotknęła jego dłoni i wzdrygnął się przerywając jednocześnie rozmyślenia. Jednym duszkiem wypił zawartość wysokiego naczynia i z uśmiechem podziękował za tak smaczny napój. Później już tylko czekał, z minuty na minutę martwiąc się coraz bardziej o powodzenie swojego planu.

Bianca westchnęła przeciągle skulona w ciepłych ramionach Juana. Przymknęła powieki i już któryś raz z kolei przeprosiła za swoje zachowanie pod wpływem impulsu. Chociaż się na nią ewidentnie gniewał, to i tak nie zamierzał wypuszczać jej z objęć. Za bardzo sprawiało mu to przyjemność, by tak po prostu zrezygnować. Już prawie świtało, a oni złączeni w uścisku leżeli bezwładnie na skórzanej kanapie w domu blondynki, wciąż rozmawiając. Nie była to łatwa konwersacji, tym bardziej, iż nosiła nazwę: Nasz pierwsza kłótnia.
- Juan, musiałam mu powiedzieć. Był w okropnym stanie. Nie potrafiłam już na niego patrzeć, przecież wiesz, jaki ze mnie wrażliwiec – wymamrotała skruszona dziewczyny, wnętrzem dłoni głaszcząc porośnięty owłosieniem policzek chłopaka. – Wybaczysz mi, skarbie?
- Oh, już dobrze. Żałuję tylko, że mnie nie uprzedziłaś, iż zamierzasz poinformować kuzyna o Francji. Myślałem, że mi ufasz..
- Bo ufam! – wykrzyknęła momentalnie. – Juan, tu chodzi o coś innego. Nie było czasu na konsultacje. On był zdruzgotany i potrzebował natychmiastowej informacji, a co za tym idzie mojej pomocy. Jestem dla niego oparciem. Kimś w rodzaju najlepszego przyjaciela. Pewne sytuacje, na przykład taka jak ta, wymagają tylko mojej interwencji i nie miej mi tego za złe, ale nie wszystko potrzebuje Twojego pozwolenia. No wybacz, ale ograniczać się nie dam.. – lekko poruszona własnym spostrzeżeniem, próbowała się wyrwać z jego uścisku.
- Nigdy nie zamierzałem cię ograniczać i masz rację, nie wszystko wymaga mojego ostatnie słowa. Byłbym egoistą, traktując nasz związek w ten sposób. – Bianca wyraźnie usatysfakcjonowana taką odpowiedzią, ułożyła się wygodniej i jeszcze mocniej przytuliła jego emanujące ciepłem ciało. Czuła zadowolenie. Wszystko układało się lepiej, niż mogło. Jakiekolwiek sprzeczki zawsze kończyli pocałunkiem, dochodząc do kompromisu w przypadku innych poglądów. Dużo rozmawiali, wymieniali się osobistymi spostrzeżeniami, szczerze wyrażali własne zdanie i byli po prostu sobą. Bianca zawsze marzyła, by właśnie tak wyglądał jej związek z mężczyzną, którego będzie bezgranicznie kochać. Martwił ją tylko fakt, że Juan coraz bardziej naciskał na zbliżenie, o którym ona na razie nie chciała nawet myśleć. Oczywiście również tego chciała, ale nie ukrywała, bardzo się bała. Jakby nie patrzeć, miał być to jej pierwszy raz.
- O czym myślisz? – zagadnął zainteresowany Juan. – Jeśli o Dulce i Lucasie to przestań. Już dużo dla nich zrobiłaś, teraz muszą sobie poradzić sami.
- Nie, to coś innego. Zastanawiałam się nad nami – przyznała otwarcie, choć z dozą skrępowania.
- Nad nami? Chyba nie masz na myśli zerwania.. – przestraszył się.
- Broń Boże! Myślałam o nas, w sensie takim, no wiesz.. chodzi mi o moment, w którym ludzie łączą się i.. – zarumieniona spuściła wzrok w dół, uciekając od jego uważnego spojrzenia.
- Bianca.. – uśmiechnął się szeroko. – Chcesz powiedzieć, że jesteś już gotowa? – rozpromienił się na samą myśl. – Oczywiście, jeśli nie, ja poczekam. Na Ciebie księżniczko warto czekać nawet całe życie – ucałował jej policzek.
- Właściwie, to ja.. – zawiesiła głos, jeszcze raz analizując własne myśli. Chciała tego, czy nie? Oczywiście, że chciała. Bała się, czy nie? Chyba już nie. Czuły głos Juana zupełnie przepędził strach. Teraz miała wrażenie, że jest gotowa posunąć się dalej. Zrobić krok w przód. – Tak.. – szepnęła wstydliwie.
- Naprawdę? – niedowierzał. – Chyba śnię! Albo trafiłem do raju! – Dziobnął zębami jej usta, przewalając się na nią, tak, że teraz bez żadnej drogi ucieczki leżała pod nim, drobniutka, kruchutka i taka słodka. Przejęta do głębi uczuciem błogości i całkowitego obezwładnienia, westchnęła cichutko. Szalony pocałunek, łączący w sobie miłość, pożądanie i niecierpliwość zaskoczył ją, wywołując paniczne mruganie oczu, które ustało wraz z łagodzącym masażem Juana, który delikatnie masował jej nagi, gładki brzuch. Ciepłe dłonie błądziły bezkarnie wzdłuż ciała, co jakiś czas to zahaczając o koronkowy stanik, to o majteczki w czerwone serduszka z śliczną kokardką z przodu. Wysapała jego imię, w przerwie na oddech, w którym usłyszała to ważne pytanie.
- Jesteś pewna?
Kiwnęła głową na tak i z entuzjazmem przyjęła kolejne pocałunki, którym oczywiście towarzyszyły dalsze zapędy. Dłonie, dotychczas zajmujące się brzuchem, wypełzły na wierzch, powoli rozpinając guziczki od koszuli Bianci. Żółto-zielona koszula w paseczki z minuty na minutę traciła więcej guziczków, by po chwili zupełnie otworzyć skrywany sekret. Z ust Juana wydobył się pomruk zadowolenia pomieszany z fascynacją. Czarna koronka opinała jędrne piersi, przyprawiając go o nagły przypływ pożądania, które domagało się natychmiastowego spełnienia. Juan, w geście desperacji uchwycił nadgarstki blondynki i mocnym ruchem uniósł je do góry, umieszczając nad głową Bianci. Jego niezaspokojony język z chciwością pochłaniał delikatną skórę dziewczyny, zaczynając od zgłębienia w szyi. Wolnym, śliskim przesunięciem zjeżdżał wilgotnym językiem wzdłuż jej dekoltu, kierując się w stronę zagłębienia między soczyście wyglądającymi piersiami. Bianca jęknęła poruszona, nie mając bladego pojęcia, co się z nią dzieje. Nie wiedziała, ale było to takie przyjemne, że nie chciała przerywać za żadne skarby świata. Język dotarł do pępka, nie zaprzestając na tym. Juan przygryzł zębami jej dżinsy i z mocnym szarpnięciem wydał się z siebie jęk niecierpliwego człowieka. Jego lewa ręka zajęła się nadgarstkami blondynki, podczas gdy prawa usiłowała rozpiąć ciasne spodnie. Udało się. Guzik i zamek ustąpiły w jednej minucie, ukazując czerwoną kokardkę. Wracając ustami do nabrzmiałych warg dziewczyny, palcem wsunął się za gumkę majteczek. I prawdopodobnie wszystko zakończyłoby się zgodnie z zamierzeniem, gdyby nie jakiś niecierpliwy gość, nie mający co robić o siódmej rano, tylko nachodzić dom młodych ludzi.
- Nie otwieraj – jęknął błagalnie Juan, wciąż nachalnie ją całując. Dobiegający ich głośny dzwonek nie przestawał rozbrzmiewać, co wyraźnie podziałało na Biancę. Było cudownie, jednak to mogło być coś ważnego.
– Muszę.. – wyszeptała, z trudem łapiąc oddech. Juan zgodnie z prośbą, ześlizgnął się z jej gorącego ciała, nie kryjąc się z rozczarowaniem. – Przepraszam.. – dodała skruszona Bianca.
- Idź i spław szybko tego idiotę, bo nie zamierzam czekać ani minuty dłużej - uśmiechnął się z wyczuwalną perwersją i cmoknął ją na szczęście. Oddała uśmiech i udała się do drzwi wejściowych, wcześniej zapinając spodnie i bluzkę.
- Bella? – doszedł go nagle zdziwiony głos Bianci.
- Cześć kochaniutka! – Ciotka bez pytania wdarła się do środka, szerokim uśmiechem witając w salonie Juana. Oburzona blondynka dreptała tuż za nią.
- Isabella? – Brunet poderwał się na równe nogi, przerażony widokiem kobiety poznanej miesiąc temu w barze.

Radosny śmiech dudnił w domu od momentu, w którym nareszcie pojawiła się Dulce wraz ze swoim „nowym przyjacielem”. Jakież było zdziwienie Lucasa, kiedy ów tajemniczym człowiekiem okazał się nie kto inny tylko Antonio. Brat Ashley. Wytrzeszczył oczy, rozdziawił pyszczek i spoglądał ze zdziwieniem.
- Mój Boże! Lucas! – jęknęła straszliwie Dulce, łapiąc się za usta. Wyglądała na szczerze zdumiona jego odwiedzinami. I taki miał zamiar, tyle, że nie brał pod uwagę Antonia, którego obecność dziwiła go bardziej, niż latające Ufo. Pomimo tego, podniósł się do góry i twardo stąpając po ziemi, odważył się zabrać głos. Od tego zależała jego przyszłość i szczęście u boku tej dziewczyny.
- Cześć Dulce. Domyślam się, że nie spodziewałaś się mnie tu zobaczyć, ale jestem. I nie bez powodu. Muszę z tobą pilnie porozmawiać. To ważne. – Mówił spokojnie, aczkolwiek pewnie i z naciskiem. – Dasz mi tą szansę i kilka minut rozmowy?
- Dobrze.. – wyszeptała i już po paru minutach siedzieli na łóżku w jej tymczasowym pokoju, uparcie wpatrując się z obraz na ścianie. Milczeli, choć tyle słów się nasuwało. Najgorszym zadaniem było poskładać je do kupy i wypowiedzieć tak, aby odnieść sukces i wyjść z opresji z podniesioną głową. Dulce przeniosła tęskne spojrzenie na szatyna, najwięcej uwagi poświęcając jego oczom. Tak czekoladowym, pięknym, głębokim.
- Dulce, wiem, że po tym co się dowiedziałaś, możesz źle o mnie myśleć i nie mam Ci tego za złe. Rzeczywiście, w przeszłości zachowałem się jak skończony dupek bez rozumu, ale wiesz, że to nie była tylko moja wina. Po części ponosiła ją Ashley. Byłem gówniarzem, który nie myślał racjonalnie i kierował się impulsem. Zresztą wtedy wszystko miałem gdzieś. Nie zależało mi, ty bardziej, że pokłóciłem się z ojcem. Jego opinia była ostatnią, z jaka mogłem i chciałem się liczyć. Byłem cholernie wkurzony na cały świat. Postępowałem egoistycznie i doskonale zdaję sobie z tego sprawę. To było chore przeżycie. Panienka po pijaki zmusza cię do seksu, a potem oświadcza że jest w ciąży. Zgłupiałem. – Opowiadał przejęty, a Dulce słuchała go uważnie, tamując napływające łzy.
- Właściwie, to po co mi to opowiadasz? – zapytała prowadzana ciekawością.
- Ach Dulce. Jeszcze tego nie pojęłaś?! Bo cię kocham jak wariat i za wszelką cenę staram się Ciebie odzyskać, bo jeśli moje szczere wyznania nie pomogą, to ja już nie wiem, co robić. Jeśli tak dalej pójdzie wyląduje w psychiatryku. Przez ten cały miesiąc nie myślałem o niczym innym, tylko o tobie i o tym, jak to wszystko naprawić. Kocham cię i nie chce stracić. Zwariowałbym bez ciebie! Jak słowo daję.
- Lucas, nawet nie wiesz ile radości sprawiają mi Twoje słowa. Czuję się cudownie, mając świadomość, że to co nas połączyło było prawdziwe. Ale czy mogę Ci w pełni zaufać i mieć pewność, że za kilka miesięcy nie zostawisz mnie zapłakaną, twierdząc, że już Ci przeszło? – zapytała bez owijania w bawełnę.
- Dul! Oczywiście, że możesz mi zaufać. Ja nigdy bym Cię nie skrzywdził. Czy wiesz, ile dla mnie znaczysz? Dulce, proszę, nie pozwól, aby gadanina Ashley zepsuła nasze życie. – Stał tak blisko, że czuła jego oddech na swoich policzkach. Słyszała głośne bicie serca, potwierdzające słowa Lucasa. Och, jak bardzo chciała, żeby ta cała farsa nareszcie się zakończyła. Pragnęła, żeby Luci uściskał ją mocno i pocałował, wymazując tym samym złe wspomnienia.
- Ja się bardzo boję, Lucas. To całe wydarzenie bardzo na mnie wpłynęło.
- Wiem, kochanie. Wszystko Ci wynagrodzę. Każdą wylaną łzę. Tylko mi pozwól.. – wyszeptał błagalnie, ujmując jej policzki w koszyczku własnych dłoni. – Proszę.. – musnął zaledwie jej usta i poczuł jak przeszedł ją dreszcz. Musnął drugi raz. Zadrżała. To było takie fascynujące.
- Lucas..


- Mamy poważny problem. - Wyszeptał mężczyzna do telefonu. - To może skomplikować plan.
- Rozwiąż to. I to natychmiast. Nasze zamierzenia muszę się w końcu urzeczywistnić.



    |32| Nie ma nic piękniejszego od miłości


- Przeszkadzam? – do pokoju bez zaproszenia wdarł się Antonio, ignorując posępny wzrok Lucasa i wyraźną dezaprobatę Dulce, ukrytą pod maską zaskoczenia. Spojrzał uważnie na dwie sylwetki stojące niebezpiecznie blisko siebie i sposępniał, uzmysławiając sobie, że plan, układany przez kilka tygodni może spalić na panewce już teraz. Musiał szybko zacząć działać w innym wypadku Dulce i Lucas pogodzą się, jednocześnie uniemożliwiając wykonanie genialnego projektu, mającego na celu zniszczenie Browna poprzez uderzenie w jego najczulszy punkt – pannę Perez.
- Tak! – huknął nieprzyjemnie szatyn, rzucając Antoniemu oskarżycielskie spojrzenie pełne oburzenia. Wymierzył mu w myślach cios prosto w brzuch, żeby się usatysfakcjonować i tonem możnowładny zwrócił się znowu do natręta. – Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać, więc z łaski swojej zostaw nas samych. Czego nie zrozumiałeś? – palnął bez zastanowienia, obserwując milczącego bruneta z burzą loków na głowie.
- Przepraszam, że przerwałem Wam rozmowę, ale.. – zaciął się, nie mając pomysłu na odpowiedni argument. Wdzierając się tutaj nie myślał racjonalnie. Pod wpływem impulsu i gróźb ze strony Ashley wpadł niczym burza do zamkniętego pokoju, do którego rzeczywiście nie miał prawa wkroczyć. Teraz w nadzwyczajnym tempie główkował nad adekwatnym wyjściem z sytuacji.
- Daj spokój Lucas. – Z opresji, zapewne nieświadomie, wyrwała go czarnulka, z uczuciem dotykając dłoni Luci. Zacisnęła swoje palce na jego, wyrażając tym gestem więcej, niż tysiąc wypowiedzianych słów. Uczucie błogości zalało serce rozradowanego Browna, który z ulgą zauważył iskierkę, ogromną iskrę nadziei kierującą się w jego stronę. Dłoń Dul była tak ciepła, drżąca i delikatna, że wywoływała mrowienie. Przyjemne mrowienie całego ciała. Zanurzył się w jej brązowych oczach, napotykając prawdziwą miłość, bez strachu, bez gniewu, bez pretensji. Dostał szansę, o której marzył. Teraz nie liczyło się nic więcej, tylko Dulce Margarita Perez. – Spróbujmy.. – wyszeptała do jego ucha, napawając duszę radością. Uśmiechnął się szeroko. Miał ochotę skakać, złapać Dulce w ramiona i całować do utraty tchu. Było to jednak niemożliwe w obecności Antonia, którego planował pozbyć się w ciągu kilku sekund.
- Skoro ty nie wyjdziesz, to my to zrobimy. Dulce, miałabyś ochotę pójść ze mną na długi, długi spacer? Nigdy nie byłem w Paryżu. Chętnie zwiedzę okolicę – zaproponował radosnym głosem, wciąż ściskając dłoń dziewczyny. Ten drobny gest sprawiał mu tylko przyjemności. Nie zamierzał sobie jej odbierać, tym bardziej, że była obustronna. – Co ty na to?
- Cudownie! – rozpromieniła się na twarzy, oczy jej zabłysły, usta wykrzywiły w szeroki uśmiech. Jak mało potrzeba do szczęścia. Wystarczy bliskość ukochanej osoby, by człowiek odżył i cieszył się na nowo życiem.
Antonio zacisnął pięści, widząc scenę do głębi psującą zamierzenia jego i Ash. To nie tak miało być! Krzyczał w środku. Wszystko nie układało się zgodnie z zamiarem, powołując do działania plan B.

Alicia w podłym nastroju przemierzała ulice Meksyku w niespotykanym wcześniej tempie, chcąc jak najszybciej schować się przed zachmurzonym niebem, z którego lada chwili mógł lunąć deszcz. Dodatkowym minusem była dzisiejsza konfrontacja z rodzicami, którzy niezadowoleni z jej stylu życia kolejny raz w tym tygodniu napadali na nią z tymi swoimi absurdalnymi pretensjami odnośnie ubioru, sposobie spędzania wolnego czasu i innych spraw, które stanowiły codzienność dla Aly. Zmierzając do kamienicy Thomasa, w myślach układała już słowa, którymi go powita. Już od paru miesięcy starała się zwrócić jego uwagę, jednak Tommy jak na złość, nie widział w niej nikogo więcej, tylko zwykłą przyjaciółkę. Tyle razy mu pomagała, tyle razy wspierała, a to wszystko przez głupie, beznadziejne, nieodwzajemnione zakochanie. Skąd mógł o tym wiedzieć? Alicia liczyła, że się domyśli, że jej wszystkie insynuacje naprowadzą go w końcu do oczywistego faktu, jednak Thomas wydawał się nawet ich nie zauważać. Zachowywał się, jak nienaganny przyjaciel, któremu nic nie można zarzucić, a ona cierpiała, bo potrzebowała czegoś więcej niż przyjaźni. Potrzebowała jego czułości, namiętnej bliskości. Serce jej krwawiło z rozpaczy, a Thomas o tym nie wiedział! I nagle, jakby przeciwko niej, lunął deszcz. Nie tamowała już łez, bo po co? Czy tak, czy tak będzie mokra. Co za różnica?
Przemoknięta do ostatniej suchej nitki zadzwoniła do drzwi domu państwa Cassel. Po kilku nieudanych próbach ponowiła czynność, aż wreszcie w progu ukazała się drobna postać dziewczyny.
- Cześć Sophie. Jest Thomas? – zapytała, rozcierając rękami zmarznięte ramiona. Z ciemnych włosów skapywały krople deszczu, podobnie jak z jej cieniutkiej bluzeczki i dżinsowych spodni.
- Jest. Wejdź do środka. Widzę, że załapałaś się na naturalną kąpiel.. – zażartowała siostra Thomasa, otwierając drzwi na oścież. Aly wysępiła z wnętrza drobny uśmiech i obdarzyła nim dziewczynę, przekraczając próg. W środku przywitało ją ciepło, momentalnie nagrzewające ciało. – Przyniosę Ci ręczniki i coś na zmianę, bo się przeziębisz – stwierdziła uprzejmie Sophie, zmierzając ku schodom. – Thomas! Masz gościa! – krzyknęła tak głośno, że Alicia usłyszała jej głos, jakby Soph stała tuż obok niej.
Blondyn ze zdziwioną miną pojawił się na szczycie schodów trzymając w rękach kilka frotowych ręczników, własne szorty i podkoszulek z dziwnym, chińskim napisem. Domyśliła się, że to Sophie zatroszczyła się o te rzeczy i nakazała bratu zejść na dół.
- All! Matko, jak ty wyglądasz! Natychmiast się przebieraj, bo złapiesz jakieś choróbsko! – Pokonując co drugi schodek zbiegł na parter, wręczając przyjaciółce całe wyposażenie. Obdarzył ją takim troskliwym spojrzeniem, że miała wrażenie, iż znów wybuchnie płaczem! Traktował ją tak samo, jak Dulce. Po przyjacielsku, ale ona tego nie chciała! Pragnęła być dla niego kimś więcej.
- To nawet lepiej.. – wybełkotała z kwaśną miną.
- O czym ty do cholery mówisz!? Nie pleć głupot!
- Thomas, jak ty niczego nie rozumiesz. Moje życie nie jest takie kolorowe, jak ci się wydaje. Rodzice wciąż mnie krytykują i porównują do innych, facet, którego kocham, nawet o tym nie wie i nie przejawia żadnego zainteresowania, a na dodatek mój zespół powoli się rozpada..
- Mój Boże, Aly, dlaczego nic wcześniej nie wspominałaś o rodzicach i tym bałwanie! Pomógłbym Ci, przecież wiesz. – Rozłożył jeden z ręczników i otulił ją. Alicia nie wytrzymała, rozpłakała się. – Nie płacz malutka, wszystko będzie dobrze. Teraz pójdziesz do łazienki, przebierzesz się i porozmawiamy na spokojnie, dobrze? – Uśmiechnął się blado próbując poprawić jej humor. Zgodziła się i wolnym krokiem skierowała do wymienionego wcześniej pomieszczenia, zabierając ze sobą suche ręczniki oraz koszulkę i szorty.
Po kilku minutach Alicia pojawiła się znowu w salonie, w za dużym podkoszulku i równie olbrzymich szortach. Włosy miała lekko podsuszone, ale nadal pozostawione w nieładzie. Smutek wyzierający z jej ciemnych oczu paraliżował Thomasa. Poklepał miejsce obok siebie, zapraszając przyjaciółkę na sofę. Posłusznie usiadła i wtuliła się w wyciągnięte ramiona blondyna. Siedzieli tak przeszło dziesięć minut, a Aly płakała, pozwalając emocjom wyjść na wierzch.
- Lepiej? – szepnął do jej ucha, kiedy szlochanie ustało.
- Yhym.. – mruknęła smutno.
- To teraz opowiedz mi o wszystkim – poprosił, nie wypuszczając jej z objęć.
- Rodzice mało mnie obchodzą. Nic dla nich nie znaczę i vice versa. Tu chodzi o Ciebie Thomas. To Ciebie kocham na zabój. Nie mogę już znieść tego, że mnie ignorujesz.. – Thomas zdrętwiał pod wpływem tego wyznania. – Kocham cię Thomas, powiedz, że ty też coś do mnie czujesz.. – spojrzała mu w oczy błagalnym wzrokiem wystraszonego kotka.
- Aly.. ja.. to jest niemożliwie. All, ja jestem gejem.

Bianca, wpatrzona w deszczowe krajobrazy za oknem w dalszym ciągu przysłuchiwała się bzdurnej gadaninie ciotki Isabelli. Szczupła brunetka, prawie czterdziestolatka z zapałem i gorliwym entuzjazmem prowokowała Juana do rozmowy nie kryjąc swojego zainteresowania jego osobą. Nawijając bez ogłady o swoich przeżyciach w Meksyku z przykrością stwierdzała, że wcześniej nie miała czasu odwiedzić bratanka i siostrzenicy. Ile z tych słów było prawdą? Zapewne niewiele.
Juan, z iście przerażoną miną słuchał opowiadania Isabelli modląc się w duchu, żeby ani słowem nie wspomniała o ich nieszczęsnym spotkaniu miesiąc temu, podczas którego tak wiele się wydarzyło. To właśnie ta mała schadzka otworzyła mu oczy na prawdziwą miłość. Z niepokojem obserwowała trejkoczące usta kobiety, błagając, by nie wracały do przeszłości.
- Bella, wystarczy. Juan, to znaczy nasz sąsiad przyszedł tylko po szklankę cukru, tak jak Ci mówiłam, a ty go zagadujesz. Na pewno woli pójść do domu, tym bardziej, że ta konwersacja w ogóle go nie interesuje – wcięła się nagle Bianca, wymownie informując ciotkę, że nie jest mile widzianym gościem, a tym bardziej kompanem do rozmów. Blondynka skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła znużona, przekonana, że to podziała na Isabelle Brown. Myliła się i to bardzo.
- Kochaniutka, nawet nie wiesz, jak on bardzo chce ze mną rozmawiać, ale całkiem innym językiem – zachichotała dziewczęco, przyglądając mu się z wymowną kokieterią. – Prawda tygrysie? – syknęła drapieżnie kobieta, posyłając mu oczko i przelotnego całusa.
- Tego już za wiele! – wykrzyknęła oburzona blondynka, przyjmując bojową pozę. – Juan jest moim chłopakiem, a ty się do niego przystawiasz! Szczyt wszystkiego! Czy z każdym facetem, którego spotkasz na drodze zaczynasz flirtować?! Nie chce nawet myśleć na czym ten niewinny flirt się kończy! – rzucała bez zastanowienia panna Boyer co rusz spoglądając na ciotkę nienawistnym wzrokiem. Jej niebieskie oczy przepełniał gniew, wstręt i niedowierzanie. Pała złością, której już nie zamierzała ukrywać.
- Chłopakiem? – zapytała zdumiona Isabella.
- Otóż to! – przyznała z satysfakcją Bianca, podczas gdy Juan ciągle milczał, obawiając się kolejnych, nieuniknionych wydarzeń.
- To zmienia postać rzeczy, kochaniutka. Nie mogę pozwolić, żeby moja siostrzenica zadawała się z takim człowiekiem. Wcześniej milczałam, skarbie, nie chcąc, żeby wyrobiła sobie o Tobie złe zdanie – zwróciła się do chłopaka – ale teraz jestem zmuszona jej opowiedzieć, jakiego ma wiernego chłopaka!
- O czym ty mówisz? – zainteresowała się Bianca, podchwytując temat.
- O czym? – spytała z ironią. – O tym, że twój chłopak kilka tygodni temu wylądował ze mną w łóżku nie wspominając słowem o dziewczynie, w której byłby zakochany.
Bianca miała wrażenie, że zaraz upadnie. Zakręciło się jej w głowie, ale musiała się upewnić, czy to prawda.
- Juan.. – spojrzała mu w oczy.
- Skarbie, ja Ci to wszystko wytłumaczę! – zarzekał brunet, podchodząc do niej. Miał taki smutny, strapiony wyraz twarzy.
- Nie dotykaj mnie! – wysyczała przez zęby odsuwając się od niego na stosowną odległość. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj! – omiótł ją dreszcz obrzydzenia tym mężczyzną, z którym jeszcze kilka chwil temu zrobiłaby tak karygodną rzecz. Chciała się z nim kochać, a on ją zdradzał!
- Kochanie, to nie tak jak myślisz..
- Nie mów do mnie kochanie! – wydzierała się blondynka. – Wynoś się stąd! – Łzy spływały po jej policzkach strugami, ręce się trzęsły, głos drżał. – Wynoś się!

Długi namiętny pocałunek pozbawił Dulce siły i zdolności myślenia. Teraz, kiedy próbowała zaczerpnąć powietrza, świat wydawał się wirować wokół niej ciepłymi, słonecznymi kolorami tęczy. Czekoladowe oczy spoglądały na nią zafascynowane i poruszone. Ten widok był wzruszający i tak wspaniały, że łzy zakręciły się jej w oczach. Obezwładniona namiętnością i niewątpliwym pożądaniem westchnęła i z całych siły wbiła palce w ramiona Lucasa. Gdyby nie on, zapewne by upadła.
- Jesteś taka piękna, Dulce! Cudowna, śliczna! – komplementował zauroczony Lucas, wpatrując się w nią jak w obrazek. Ta czynność była przyjemna i stwierdził, że mógłby tak bez całe życie, aż do skończenia świata. Luci czuł się szczęśliwy. Miał w ramionach ukochaną i wszystko dążyło o Happy Endu.
- Naprawdę tak myślisz? – zapytała oszołomiona. Nadal miała zawroty głowy.
- Oczywiście! Wiesz, spodobałaś mi się już tam, na wsi, ale sądziłem, że to tylko zwykłe zauroczenie i szybko mi przejdzie. Tak cholernie się pomyliłem. Od tamtego czasu siedziałaś w mojej głowie i za nic nie chciałaś wyjść. Śniłem o Tobie każdej nocy. To było takie urocze. A potem pojawił się Juan. Jakiż ja byłem zazdrosny! To było silniejsze ode mnie! Nie wiedziałem, co ze sobą począć, kiedy cię z nim widziałem. Tuliliście się do siebie, uśmiechaliście, a ja umierałem z zazdrości. O Twojego brata! Czy to nie jest głupie? – uśmiechnął się zmieszany. – Już nie wspomnę, co przeżywałem, gdy na horyzoncie pojawił się Thomas! Chciałem go zwyczajnie udusić! Zwłaszcza, kiedy cię obejmował, a ja miałem świadomość, że nie mogę tego zrobić! Jednak teraz, wszystko się ułożyło. Tulę cię w moich ramionach, jesteś blisko a ja czuję się szczęśliwy! Dulce, bardzo cię kocham.
- Och misiu.. – pisnęła słodziutko ze łzami w oczach. – Ja Ciebie też! – I znów złączyli się w pocałunku, jeszcze bardziej namiętnym, jeszcze bardziej wyniszczającym złe wspomnienia. Byli tylko oni i ich miłość.



    |33| Sinfonia


- Bianca, ty mnie w ogóle nie słuchasz! – wrzasnął Juan, próbując przekrzyczeć histeryzującą blondynkę. – Nic się wtedy nie wydarzyło! Rozumiesz?! – uchwycił ją za ramiona i potrząsnął lekko. – Kochanie, po prostu mi zaufaj.. – poprosił i pomimo ewidentnej odmowy, przytulił ją mocno do siebie. Jej drżące, dygoczące ciało przyległo do niego całą powierzchnią i choć z początku się rzucała i próbowała wyrwać, po minucie dała za wygraną. Perez zacisnął mocno oczy czując, że w tej chwili otrzymał ostatnią szansę. Ostatnią szansę, na ratowanie sytuacji, która skomplikowała się do rozmiarów strusiego jaja. Stali złączeni w uścisku, milczeli, porozumiewali się delikatnymi gestami. Typowy język zakochanych, próbujących za wszelką cenę dojść do porozumienia wykluczając słowne potyczki, kłamstwa i obietnice bez pokrycia niszczące z czasem związek.
- Bianco, chyba nie uwierzysz w tą jego beznadziejną gadaninę? – oburzyła się wyraźnie urażona Isabella. Kipiąca wrogość w stosunku do siostrzenicy ukrywana pod płaszczem troskliwości z minuty na minutę wychodziła z ukrycia. Krwiście czerwone paznokcie wbiły się bezwiednie w dłoń Isabelli, która sama siebie krzywdziła. Raniła skórę ostrymi, długimi paznokciami dowodząc, jak bardzo jest zapatrzoną w siebie egoistką, hipokrytką i uzdolnioną aktorką. – Nie pozwolę, byś zadawała się z takim człowiekiem. – Wypowiedziane słowa zastygły w powietrzu, bez słowa odwetu. Nawet najgorsza marna odpowiedź nie padła z ust dwójki milczących ludzi. Juan i Bianca zbyt bardzo przeżywali całe wydarzenie, by teraz po prostu dać się sprowokować nadętej babie. Szczególnie blondynka znała ciotkę na tyle dobrze, aby unikać zawiłych rozmów z Bellą, wkraczających na niebezpieczne tematy dotyczące opieki nad jej życiem. Jedyną osobą, o którą Isabella Susana Brown zdolna była się troszczyć, szczerze i bez przymusy był Lucas Brown, ulubiony bratanek. Bianca pamiętała, że jeśli chodzi o nią, Bella nie przepadała za wtrącaniem się w jej sprawy, twierdząc, że sama poradzi sobie znacznie lepiej. Panna Boyer uzmysłowiła sobie, że jedyny powód, dla którego siostra jej matki poczyniła starania wyrażające niewątpliwą bojaźń o naiwną siostrzenicę, właśnie trzyma ją mocno w ramionach. To Juan stanowił punkt zaczepny, nie ona. I ta myśl powiodła ją do ostatecznego wyjścia z sytuacji, umożliwiającego rozmowę z Perezem w cztery oczy, bez zbędnych świadków, nawet jeśli byli powiązanie ze sprawą. Blondynka drżącym głosem wypowiedziała tych kilka mocnych, cierpkich słów:
- Chciałabym, abyś opuściła mój dom w tej sekundzie.
- Czy ty mnie wyrzucasz? I jakim prawem mnie tak traktujesz? Jestem Twoją ciocią. Nie możesz w ten sposób postępować. To nie w Twoim stylu, skarbie. Uspokój się i daj sobie przetłumaczyć..
- Liczę do pięciu! – oświadczyła hardo Bianca odwracając się w stronę zdziwionej Isabelli. – A tak nawiasem. Twierdzisz, że to nie w moim stylu, że to do mnie nie podobne, ale skąd ty to możesz wiedzieć, skoro mnie nie znasz?! – Chwila szczerości, na którą pochełpiła się Bianca przeszła w długi wywód przesączony urazami z przeszłości. Wypowiedziała wszystko, co leżało jej na sercu, nie pomijając zachowania ciotki w stosunku do mężczyzn, jej przedłużającego się stanu panny i powodu, dla którego jeszcze nie wyszła za mąż. Nie omieszkała zaznaczyć, że to mężczyźni jej nie chcą, co przeczyło powiedzeniu Isabelli, że jeszcze nie spotkała właściwego, tak samo skorego do zabawy mężczyzny, co ona sama. Po tej długiej przemowie, obrażona kobieta parsknęła z niesmakiem i opuściła dom, uprzednio wypowiadając ostatnie słowo, co leżało w jej dumnej naturze.
- Jeśli Ci powie, że ze mną nie spał, ty mu uwierzysz. A wiesz dlaczego? Bo jak zawsze jesteś naiwna i głupia, jak cholera. Powiem Ci jedno, będziesz żałować, że mnie teraz nie posłuchałaś i uwierzyłaś w jego kłamstwa.
Bianca przymknęła oczy, by nie widzieć już twarzy znienawidzonej ciotki. Drzwi trzasnęły, a ona poczuła, że najgorszy problem dopiero przed nią. Jednak dopiero co odrodzona odwaga opuściła ją ponownie, i jak słup soli stała bez ruchu, tyłem do Juana.
- Wysłuchaj mnie na spokojnie. – Ciepły, niski głos Pereza zabrzmiał w salonie. – Po pierwsze moja krótka przygoda z Isabellą miała miejsce przed naszym oficjalnym wyznaniem miłości, co sprawia, że brzemię zdradzieckiego oszusta przestaje mnie obarczać. Po drugie, tak jak mówiłem do niczego nie doszło, bo kiedy sprawy posuwały się dalej, ja czułem się jak ostatni idiota, bo w głowie ciągle siedziałaś ty, serce szeptało Twoje imię i.. wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo się w Tobie zakochałem. To wszystko, co mam do powiedzenia. Teraz Twoja kolej.
- Co miałam pomyśleć? – szepnęła smutno Bianca, nie zmieniając swojej pozycji. – Fakt, że mogłeś.. opętał mnie jakiś podstępny demon. – Odwróciła się do niego i spojrzała załzawionymi oczami w przytłumione ciemne tęczówki chłopaka. – Przepraszam, że na moment przestałam Ci ufać.. – wyszeptała ze szczerością. Po tych słowach nastała drażniąca zmysły cisza. Przerwał ją dopiero ciężki krok Juana, który rozłożył szeroko ramiona i zamknął w nich ukochaną kobietę. Bez słowa, bez niczego, co mogłoby zniszczyć tą chwilę. Po prostu ją przytulił.

Alicia miała wrażenie, że jej świat właśnie przestał istnieć. Głos Thomasa rozbrzmiewał echem w jej głowie, niczym strzała bólu rozdzierając już i tak krwawiące serce. Fala upokorzenia zalała jej ciało, wywołując kolejną nawałnicę łez. Czuła się zdradzona, niepotrzebna i niechciana. Czyż to nie fatalny zbieg okoliczności, że facet, którego uważała za swój ideał, tak naprawdę do ideałów nie należy? Jak mogła nie zauważyć, że Thomas.. przecież tyle razy jej powtarzał, że chodzenie z dziewczyną jest przereklamowane, że to nie dla niego. Wtedy za każdym razem tłumaczyła sobie tą postawę faktem, że Cassel nie lubi stabilizacji i podrywa wszystko co nosi krótkie spódniczki. Teraz wszystko wydało się takie jasne. Przejrzyste.
- Zaczekaj! – krzyknął blondyn, kiedy Aly cała zapłakana zerwała się z miejsca, kierując do wyjściowych drzwi. – All!!! – trzask drzwi zagłuszył jego głos. – Myślałem, że wiesz.. – wyszeptał zszokowany do siebie. Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że powinien za nią pobiec, jednak on sam czuł, że jego przyjaciółka potrzebuje teraz chwili samotności, żeby wszystko przemyśleć. Żeby ta cała sytuacja do niej dotarła.

Otoczeni jesiennym krajobrazem parku, kroczyli złączeni w uścisku, szczęśliwi, uśmiechnięci, zadowoleni. Słońce ostatnimi promieniami muskało ich twarze, które wyrażały tyle uczuć. Kto by pomyślał, że nareszcie nastąpi ten moment, w którym wszystko jest na swoim miejscu, tak jak należy. Nie zapominajmy jednak, że zawsze jest coś, lub co gorsza ktoś, kto to wszystko psuje.
- Znalazłem Was!
- Znowu ty! – warknął Lucas. Widok Antonia w ciągu jednej sekundy potrafił zepsuć mu dobry humor. Tym razem było identycznie. Quesada pojawił się znienacka, niszcząc romantyczną atmosferę.
- Kochany.. – szepnęła słodziutko Dulce, patrząc na Lucasa i ciepłą dłonią ściskając jego. I wystarczył ten drobny gest, aby Brown zmienił złośliwe nastawienie na delikatnie przyjazne. – Właściwie, to po co nas szukałeś? – zwróciła się tym razem do Antonia.
- Już nie pamiętasz? Obiecałaś, że pójdziesz dzisiaj ze mną na festyn. Myślałem, że to nadal aktualne, dlatego cię szukałem. W zasadzie to już jesteśmy spóźnieni moja droga. – Uśmiechnął się, uśmiechem uwodziciela, co nienajlepiej podziałało na Browna, który dla dobra Dul, tylko zacisnął zęby. – Dulce, chyba mnie teraz nie zostawisz i dotrzymasz słowa? – spojrzał na nią błagalnie.
- Och.. na śmierć zapomniałam! – wykrzyknęła zmartwiona czarnulka, rumieniąc się na twarzy. Oczarowana Lucasem wyrzuciła z głowy inne sprawy i skupiła się jedynie na miłości życia. Teraz widziała tego efekty. Dała słowo i musi go dotrzymać.
- Kochanie, chyba z nim nie pójdziesz? – zapytał zdziwiony Luca.
- Chyba mam pomysł, który udobrucha każdego z was – uśmiechnęła się tajemniczo i jeszcze mocniej przytuliła do gorącego szatyna.

- To był głupi pomysł – stwierdził otwarcie Lucas, przepychając się między tłumami. Muzyka głośno grała, ludzie śmiali się, rozmawiali. W powietrzu unosił się zapach różnych szybkich potraw, które można było kupić. Na dokładkę gdzieś w oddali piszczały dzieci i słychać było kolejkę górską.
- Oj przestań. Będziemy się świetnie bawić! – zapewniała gorąco Dulka.
- Zawsze możesz wrócić. Zajmę się Dulce, bez obaw – zaproponował Antek.
- W to ja już nie wątpię.. – mruknął pod nosem Luci.
I w tym samym momencie zespół przestał grac, a na drewnianej scenie pojawił się tęgawy mężczyzna z siwą łepetynką. Jego angielski, z wyraźnym francuskim akcentem rozbrzmiewał głośno, przyciągając ciekawskich.
- Czy jest wśród z nas zakochany, bądź zakochana, którzy ośmielą się przed nami wystąpić i w ten sposób wyrazić swoją miłość? Czy są chętni?! – pytał dalej mężczyzna, podczas gdy w głowie Lucasa rodził się genialny pomysł wykorzystania przygotowania Bianca. Wciąż słyszał jej słowa: „Jak będzie miała wątpliwości, wykorzystaj tą piosenkę”. Pomyślał, że raz się żyje i że najwyższa pora zdecydować się na coś odbiegającego od jego codzienności. Cmoknął przeciągle ukochaną w policzek i poprosił, żeby nie ruszała się z miejsca. Potem.. potem skierował się na scenę!
- Mamy odważnego młodzieńca, który weźmie mikrofon w rękę i zaśpiewa dla nas jakąś romantyczną piosenkę. – Roześmiał się wesoło prowadzący, przekazując mikrofon Lucasowi, który uprzednio ustalił z muzykami melodię.
- Dla Ciebie Dulce, ponieważ.. bardzo cię kocham!

KLIK

SINFONIA

Entregate con todo tu ser,
podemos el destino juntos componer,
y sin limites llegar,
dime que lo ves y vendrá…

Creeme sola no estas
cada alma tiene su oscuridad,
buscame y llegaré,
yo seré el espejo de tu fé.

Tú con tu voz y yo dos acordes total,
vamos a crear el futuro juntos en armonía,
ya vámonos a buscar cada posibilidad de lanzar y
gritar que resuene siempre nuestra sinfonía de amor

No hay poder que nos va a parar
se llenaran las calles con nuestra música
y la ciudad vibrará y
nuevas melodías cantaran… Si!

Tú con tu voz y yo dos acordes total,
vamos a crear el futuro juntos en armonía,
ya vámonos a buscar cada posibilidad de lanzar y
gritar que resuene siempre nuestra sinfonía de amor

Habrá canciones por escribir y emociones de amor por compartir…

Tú con tu voz y yo dos acordes total,
vamos a crear el futuro juntos en armonía,
ya vámonos a buscar cada posibilidad de lanzar y
gritar que resuene siempre nuestra sinfonía de amor, de amor, de amor…


SYMFONIA

Oddaj się z całym swoim bytem
Możemy skomponować przyszłość razem
I dotrzeć bez ograniczeń
Powiedz, że to widzisz, a przyjdzie..

Uwierz mi, nie jesteś sama
Każda dusza ma swoją ciemność
Szukaj mnie a nadejdę
Będę lustrem twojej siły

Ty ze swoim głosem i ja, dwa całkowite akordy
Chodźmy stworzyć razem wspólną przyszłość w harmonii
Chodźmy już poszukać każdej możliwości wystrzelenia i krzyczenia
Niech rozbrzmiewa zawsze nasza symfonia miłości...

Nie ma siły, która nas powstrzyma
Niech ulicę wypełnią się naszą muzyką
A miasto będzie wibrować
Śpiewając nową melodię.. Tak!

Ty ze swoim głosem i ja, dwa całkowite akordy
Chodźmy stworzyć razem wspólną przyszłość w harmonii
Chodźmy już poszukać każdej możliwości wystrzelenia i krzyczenia
Niech rozbrzmiewa zawsze nasza symfonia miłości...

Będą piosenki do napisania i uczucia miłosne do podzielenia się nimi...

Ty ze swoim głosem i ja, dwa całkowite akordy
Chodźmy stworzyć razem wspólną przyszłość w harmonii
Chodźmy już poszukać każdej możliwości wystrzelenia i krzyczenia
Niech rozbrzmiewa zawsze nasza symfonia miłości... miłości... miłości

Łzy strużkami spływały po jej policzkach. Zwłaszcza kiedy zeskoczył ze sceny i z tak ogromną miłością wpił się w jej usta. Inni klaskali i śmiali się z całej sytuacji. Z kolei Antonii wściekł się nie na żarty, stojąc zawzięcie i podsłuchując rozmowę dwójki zakochanych.
- Dziękuję.. – wyszeptała Dulce.
- Swoją nagrodę już odebrałem. Ten pocałunek.. był najlepszą i najdroższą nagrodą, jaką kiedykolwiek otrzymałem!
- Wiesz.. – czarnulka oblała się purpurą i spuściła zawstydzoną twarz w dół. – Kiedyś rozmawialiśmy.. i ja wtedy chciałam, ale ty nie.. wiesz.. – plątała się w słowach, kompletnie czerwona na twarzy.
- Dulce? – podniósł jej podbródek do góry, zmuszając ją, aby spojrzała mu prosto w oczy. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. – Masz na myśli nas razem?
- Yhym.. – zamruczała, zamykając oczy. – Bo widzisz.. – kontynuowała, kiedy nagle przerwał jej Lucas, po raz kolejny przywierając do jej warg.

- Jest jeszcze gorzej niż poprzednio! – skarżył się Antonio do telefonu.
- Nic nie potrafisz dobrze zrobić idioto! – odparowała wściekła Ash. – Co tym razem? – zapytała i po usłyszeniu historii rozmowy Dulce i Lucasa aż zaklęła siarczyście. – Niech ich piekło pochłonie! – No więc zrobisz tak.. posłuchaj uważnie, bo powtarzać drugi raz nie będę!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:25 :07 , 26 Wrz 2010    Temat postu:



    |34| Noc naszych marzeń


Długi, namiętny pocałunek Dulce i Lucasa nie miał końca. Byli tak w siebie zapatrzeni, że reszta świata kompletnie nie istniała. Nie było nic poza nimi i ich cudowną miłością. Pożerającą złe wspomnienia, smutne zdarzenia i wiele upokorzeń. Czyny raniące drugą osobę, liczne kłamstwa oraz ucieczkę przed prawdziwą miłością. Tak wiele wydarzyło się w ich życiu. Tak wiele przeżyli, aby teraz cieszyć się wspólnie z udanych plonów. Przezwyciężyli dotychczasowe przeszkody i trudności, pokonali szczyty problemowych gór. Podczas tej ciężkiej drogi nie zabrakło łez, nie zabrakło gniewu, nie zabrakło zazdrości i wielu innych negatywnych uczuć. Jednak to wszystko zaprowadziło ich do wspólnej radości. Szczęścia wypełniającego każdy zakamarek serca.
Lucas przyciągnął ją jeszcze bardziej, jakby miała mu uciec. Tak zachłannie obejmował ją w swoich potężnych ramionach, niczym najcenniejszy skarb, którym rzeczywiście była. Dzięki Dulce życie Lucasa się zmieniło. Nabrało ciepłych kolorów tęczy. Nareszcie promienie słoneczne do niego docierały, co było wielką odmianą. Miłość naprawdę potrafi dokonać w człowieku ogromnych zmian.
- O Boże, jak mi z tobą dobrze, Dulce.. – wyszeptał wprost do jej ust. Mówił prawdę, szczerą prawdę.
- Khmm! – odchrząknął Antonio, dając zakochanym do wiadomości, że nadal jest w pobliżu. Jednak dwójka ludzików będących w innej krainie wydawała się niezadowolona z faktu, że posiadają zbędny bagaż, którym bez wątpienia był Quesada naprzykrzający się im już od kilku godzin.
- Dzisiaj? – zapytał cichutko Luci, z nieodpartym pożądaniem spoglądając na wybrankę serca. W odpowiedzi Dul skinęła leciutko głową i poczerwieniała po korzonki włosów. – Mówiłem już, że cię kocham? – mruknął z szerokim uśmiechem, obsypując pocałunkami całą jej słodką twarzyczkę. – Bardzo, bardzo, bardzo, bardzo.. – powtarzał w nieskończoność.
- Przestań – pisnęła rozkosznie, odpychając go niewinnie rękoma. W zamian Lucas przygryzł jej wargę, wywołując falę rozkosznego uczucia błogości.
- Wszystko przygotuję. Zobaczysz, to będzie najpiękniejsza chwila w naszym życiu.. – obiecał z powagą.
- Skoczysz po coś do picia? Dulce z pewnością czegoś się napije, prawda? – wtrącił niespodziewanie Antonio, wytrącając zakochanych z błogiego stanu.
- Sam nie możesz? – zdziwił się Lucas, który ledwo wytrzymywał obecność nadętego bufona, Antonia. Tylko i wyłącznie ze względu na Dulce znosił to obrzydliwe towarzystwo. Najchętniej pozbyłby się go raz na zawsze. Miał dziwne przeczucie, że jego przyjazd do Francji nie był przypadkowy. Bał się, że on może zrobić coś Dulce, a tego by nie przeżył. Gdyby Antonio spróbował położyć na niej swoją cuchnącą łapę.. Lucasa aż przeszedł dreszcz obrzydzenia na samą myśl, co zrobiłby z twarzą i ciałem tego idioty. Obiecał sobie, że zafundowałby mu darmową operację plastyczną.
- W końcu to Twoja dziewczyna..
- Kochanie, rzeczywiście chcesz jakiś napój?
- W zasadzie czuję malutkie pragnienie.. – uśmiechnęła się do niego zalotnie. Ten geścik wystarczył, żeby Lucas odfrunął po jak najszybsze zrealizowanie zamówienia.
- Na Twoim miejscu uważałbym na niego. Takim tylko jedno w głowie – zaczął pouczającym tonem Antek, kiedy Lucas dawno zniknął w tłumie. – Dul, nie miej mi za złe, że się wtrącam, po prostu zależy mi na Twoim szczęściu i nie chciałbym, żeby Lucas cię skrzywdził, tak jak zranił moją siostrę. Możesz mi wierzyć lub nie, ale on dąży tylko do tego, żeby zaciągnąć cię do łóżka. Później cię zostawi i tyle go widzieli. Dulce, zrozumiem jeśli będziesz go bronić. Ja tylko staram się oszczędzić Tobie bólu. Proszę.. – nie dokończył, ponieważ Lucas Brown pojawił się ponownie, tym razem trzymając w ręce butelkę wody mineralnej.
- To dla Ciebie skarbie! – wręczył Dulce butelkę i powitał ją czułym buziakiem prosto w usta, którego nie oddała już z takim samym zapałem co poprzednio. Zamyśliła się. Słowa i ostrzeżenie Antonia w pewien sposób na nią podziałały, jednak nie zmieniły zdania co do wieczora.

Aly pogrążona w totalnej rozpaczy biegła co sił w nogach pokonując drogę, jaka dzieliła ją od domu Thomasa do własnego. Deszcz nadal padał i nasilał się z każdą minutą bardziej. Ona, ponownie przemoknięta nie przejmowała się tymi nieprzyjemnościami, ponieważ miała dość wszystkiego i życie straciło dla niej swoją wartość.
- Gdzie się znowu włóczyłaś! – przywitał ją w progu głos ojca. Nie ma to jak czułe powitanie rodzica.
- Nigdzie! – odparowała przez zaciśnięte zęby. Deszcz może i zakamuflował mokre policzki, ale nie pomógł na czerwone od płaczu oczy.
- Marsz do swojego pokoju, smarkulo! – warknął mężczyzna i wskazał palcem kręte schody prowadzące na piętro. Alicia bez słowa podążyła wyznaczonym szlakiem, aż po paru sekundach znalazła się na swoim łóżku, jednocześnie zatapiając twarz w poduszce. Jak na razie łzy były dla niej jedynym środkiem zwalczającym ból.
Po przeszło pół godziny, kiedy płacz ją wyczerpał z ociąganiem podniosła się z miejsca. Głowa zaczęła boleć, dokuczając możliwie jak najbardziej. Ruszyła z miejsca i skierowała się do łazienki. Otworzyła apteczkę i wyjęła z niej środki przeciwbólowe. Z całym opakowaniem wróciła na wygodne łóżko. I wtedy do głowy wpadł jej beznadziejny pomysł. Niszczący życie. Czy tego chciała? Tak. Połknęła całą zawartość.

Ściemniło się do tego stopnia, że Dulce, Lucas i Antonio musieli wrócić do rodzinnego domu Thomasa. W posiadłości, już w progu czekała na nich zmartwiona Eleonor, która pierwszy raz od dłuższego czasu miała szansę o kogoś się martwić. Wcześniej nie miała takiej opcji, bo i o kogo?
- Jesteście! – wykrzyknęła.
- Witaj Eleonor – Dulce z radością cmoknęła starszą panią w policzek. Uściskała ją, niczym prawdziwą babcię.
- Wróciliśmy cali i zdrowi – stwierdził z uśmiechem Lucas, bez krępacji sięgając po dłoń czarnulki. Jaki był zdenerwowany przed dzisiejszą nocą. Jeszcze nigdy nie czuł się aż tak wspaniale, jednocześnie to uczucie go obezwładniało.
- Ale na pewno głodni! – kobieta uśmiechnęła się troskliwie.
- Nie, jestem bardzo zmęczona i chciałabym się już położyć – zaoponowała Dulka, rzucając Brownowi ukradkowe spojrzenia.
- Skoro tak, to ja nie będę Ci moja droga przeszkadzać. A panowie? Również zmęczeni?
- Ja także się już położę. Ten festyn do reszty mnie wyczerpał – sapnął szatyn, a za chwilę jego słowa powtórzył Antonio. I tak wszyscy poczłapali, rzekomo do swoich pokoi. Jednak nie taki był zamiar. Przynajmniej dwójki z nich.
- Przyjdę za dwie godziny, dobrze? – Luci uśmiechnął się szelmowsko i delikatnie musnął spragnione jego pocałunków usta Dulce.
- Yhym.. – mruknęła rozmarzona dziewczyna, tym drobnym gestem przesądzając swój los.

Na zegarze wybiła równo druga w nocy. Wszyscy, prócz Dulce i Lucasa spali smacznie w swoich łóżkach, podczas gdy ta dwójka z szybko bijącym sercem czekała na odpowiednią godziną. Godzinę, która tak bardzo miała zmienić ich życie. Dulce, siedząc przy oknie ze wzrokiem wbitym w księżyc, usłyszała nagle ciche pukanie do drzwi. Wiedziała, że to Lucas. I tylko dlatego otworzyła w kilka sekund. Wilgotne usta przyssały się do niej już na wstępie, ofiarując pocałunkiem całą namiętność i pokazując, że dziś te usteczka należą tylko do nich. Po chwili oderwali się od siebie, zachłannie łapiąc powietrze. Lucas oparł się o drewniane drzwi i zapytał:
- Jesteś pewna, kochanie?
- Tak.
Po tej krótkiej wymianie zdań, chłopak przekręcił klucz, tym samym zamykając drzwi. Zamek cicho zabrzęczał pieczętując los tej dwójki. Teraz nie było już odwrotu i oboje o tym wiedzieli. Obrzydliwie pożądanie wzięło górę nad rozumem, miłość przełamała bariery samokontroli. Uwięzieni w paszczy namiętności czekali na swoje przeznaczenie.
Lucas powoli, bez pośpiechu przestępował krok do przodu, podczas którego Dulce cofała się do tyłu. Ta gra skończyła się równo z zetknięciem pleców czarnulki ze ścianą, która wydawała się taka gorąca. Przez ciało dziewczyny przechodziły prądy. Elektryczne wstrząsy, drażniące wszystkie zmysły. Brown z nadzwyczajną delikatnością przesuwał palcem wzdłuż ręki panny Perez, kierując się w stronę pociągającej szyi. Ta pieszczota, wyrażająca tyle uczuć osiągnęła swój zamierzony cel, ponieważ z ust Dulce wydobył się cichy jęk zadowolenia.
- To dopiero początek, skarbie.. – wyszeptał chłopak, ustami muskając zagłębienie jej szyi. Malinowy zapach był tak cudowny, że miał ochotę nigdy nie przestawać. Tym bardziej, iż ciało Dul wyrażało wielką aprobatę takich czynów. Dłonią powędrował pod cieniutką bluzeczkę, którą miała na sobie dziewczyna. Bawełna bez problemu pozwoliła mu dostać się do tajemniczego, szczelnie ukrywanego miejsca. Pod palcami Luca poczuł aksamitną skórę, a chwilę później koronkę. Nie potrzebował wiele czasu, aby pozbyć się niechcianej bluzki, która z racji swej bezużyteczności poszybowała w kąt pokoju.
- O mój Boże! Jakaś ty piękna! – wyszeptał szatyn, bez skrępowania krążąc ustami po jej dekolcie. Jego wargi powędrowały również niżej, pomiędzy zagłębienie dwóch cudownie zaokrąglonych piersi uwięzionych w ciemnym staniku w kolorowe paseczki. Jęknął cicho, wyrażając w ten sposób swoją radość i pożądanie, wzrastające z każdą minutą. Ułożone w talii dłonie Lucasa ześlizgnęły się w dół, dostępując przyjemności dotykanie apetycznie krągłych pośladków Dulce. Zacisnął na nich mocno swoje palce, przyciągając ją bardziej do siebie.
Dziewczyna z niewiarygodną przyjemnością przyjęła do wiadomości fakt, że działa na Lucasa bardziej niż jakakolwiek inna, o czym doskonale świadczyła jego męskość. Kiedy z tak ogromną mocą przycisnął ją do siebie, podbrzuszem przywarła do niego. I wtedy wszystko poczuła.
Chłopak tym razem powędrował zręcznymi paluszkami ku lśniącemu zamkowi w spodniach Dulki. Z łatwością udało mu się pozbawić ją tego zbędnego łaszka, który ujawnił śliczne, słodkie majteczki z myszką miki. Aż uśmiechnął się na ten uroczy widok, poczym nie przestając jej całować, wziął ją w ramiona i skierował się w stronę łóżka.
- Kocham cię, słodka.. – wyznał otwarcie szatyn, układając miłość swojego życia na środku mięciutkiej pościeli. Przykucnął obok i z zachwytem obserwował jak Dulce rumieni się na twarzy pod jego bacznym wzrokiem. Uśmiechnął się i nie spuszczając z niej oczu ściągnął własny podkoszulek i zrzucił spodnie, które powędrowały w najdalszy kąt. Potem ułożył się obok dziewczyny i z rozkoszą napawał się jej niewinnym wyglądem. Podpierając się na łokciu, drugą ręką wędrował po jej ciele, zaczynając od szyi, kończąc na podbrzuszu. Przy każdym dotknięciu, Dulką wstrząsały spazmy ekstazy. Za wspaniałym pomysłem paluszków poszły usta, miękkimi pocałunkami pieszcząc każdy jej zakamarek. Brown ułożył się na dziewczynie śliskim językiem kierując się do majteczek. I w tym momencie zapragnął zobaczyć ją całą. Sięgnął dłońmi do zapięcia jej stanika, by po chwili odrzucić go na bok. Ciemne cudeńko zniknęło, pozostawiając jedynie zapierający dech widok dwóch jędrnych piersi. Bez zastanowienia przyssał się do niej językiem, drażniąc sutki, raz jeden raz drugi, aż do momentu, w którym czarnulka nie wytrzymując już rozkoszy wiła się pod nim, zapraszając do dalszych zapędów. Przywarł do ust Dulce i nie czekając ani dłużej zsunął z niej kolorową bieliznę. Dłonie same zabłądziły w okolicach jej podbrzusza. Lucas nie krył, że dotykanie czarnulki sprawia mu niespotykaną przyjemność. Wciąż ją całując, wsunął palec do jej ciepłego wnętrza z ogromną satysfakcją przyjmując jej pojękiwania.
- Jeszcze, jeszcze.. – szeptała bez opamiętania Dulce. Miała przymknięte powieki i zarumienione policzki. Wyglądała tak cudownie i pociągająco. Lucas nie mógł już dłużej czekać, tym bardziej, że była gotowa. Wilgotna i w pełni gotowa na jego przyjęcie. Pozbawił się ostatniego ciuszka i z niewytłumaczalną przyjemnością wodził członkiem po wewnętrznej stronie jej ud.
- Dotknij mnie.. – poprosił błagalnie. Dulce z wahaniem i półprzytomnie powędrowała dłońmi w dół. W zetknięciu z ciałem Lucasa jej poczynania stały się śmielsze, z minuty na minutę doprowadzające go do istnego szaleństwa. – Już nie mogę.. – wyspał nad jej uchem.
- Zrób to – wyjąkała błagalnie.
Posłuchał jej prośby, która jednocześnie była jego najskrytszym marzeniem i w końcu uczynił ją kobietą w każdym tego słowa znaczeniu. Poruszali się jednym rytmem, odnaleźli się w tej plątaninie. Doznali spełnienia.
Po wyczerpujących uniesieniach, Lucas zsunął się z jej nagiego ciałka i układając obok, przyciągnął Dulce do siebie. Oboje byli niewiarygodnie zmęczeni, dlatego bez słowa zamknęli oczy i uciekli do krainy Morfeusza. W ciepłych objęciach, zasnęli, nie wiedząc, że zło czai się za rogiem.



    |35| Pomoc potrzebna od zaraz


Promienie słoneczne przedzierały się przez śnieżnobiałe firanki, muskając Dulce delikatnie po twarzy. Pokój, utrzymany w ciepłych kolorach piaskowej żółci i pomarańczy płonął w świetle słońca. Chłodny powiew jesiennego wiatru wdarł się do środka, ale nawet to nie przeszkodziło Dulce, aby z szerokim uśmiechem na twarzy wspominać ubiegłą noc. Zamruczała radośnie wciąż mając zamknięte oczy i ręką pogładziła miejsce obok, oczekując w tamtym miejscu męskiego ciała. Ku jej zaskoczeniu, była sama w łóżku. Raptownie podniosła powieki, wodząc tęczówkami po całym pomieszczeniu, w którym niestety znajdowała się sama. Samiutka. Nawet jednej żywej duszy. Pomimo to nadal promieniała i szczerze się uśmiechała. Stwierdziła bowiem, że Lucas wymknął się wcześniej, żeby nie wzbudzić podejrzeń starszej pani. I prawdopodobnie dalej by tak myślała, gdyby nie kartka papieru pozostawiona tuż obok. Dul dopiero teraz ją zauważyła i wolnym ruchem podniosła do góry. Papier złożony w pół podpisany był jej imieniem.

Droga Dulce, na tym kończy się nasza przygoda. Było fajnie, ale wszystko w życiu ma swój finał. Ja dopiąłem swego. Doskonale wiesz, o czym mówię. Dążyłem do tej nocy już od dawna. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się i życzyć Ci wszystkiego dobrego. Rozmawiałem z ojcem. Wracam do Nowego Jorku. Prawdopodobnie się już nie zobaczymy. Żegnaj.
Lucas


Na kartkę spłynęła jedna łza, potem druga. A za nimi kolejne. Fala bólu, która dopadła czarnulkę była tak mocna, że dziewczyna nie wytrzymała. Słoneczny, radosny poranek zamienił się w deszczową wichurę. Złamane serce, które zaufało krwawiło niemiłosiernie, po kolejnym zawodzie. Dulce straciła już wiarę, że można cokolwiek zmienić. Przestała.. Fakt, że Lucas zostawił ją bez słowa wyjaśnienia wystarczył, by załamała się i wpadła w czarną rozpacz. To był wystarczający dowód na to, że on w ogóle jej nie kochał, że okłamywał ją na każdym kroku, wmawiając, że to co czuje jest prawdziwe. Jak mogła dać się tak oszukać? Rozdarła papier na strzępy i rozsypała go po całym pokoju.
- Boże! Dlaczego ja?

Tymczasem w meksykańskiej posiadłości, w jednej z najlepszych dzielnic pogotowie starało się uratować młodą dziewczynę, która chcąc skończyć ze swoim życiem wsypała w siebie całe opakowanie mocnych środków przeciwbólowych. Miała bladą twarz, włosy poszarpane, usta wyschnięte i oczy przekrwione. Grupka specjalistów stosując wszelakie środki, próbowała przywrócić ją do żywych, jednak ich zabiegi nie pomagały. Z minuty na minutę Alicia Alvarez oddalała się w otchłań bezpiecznego, błogiego spokoju u boku Boga. Jej ciało podskakiwało do góry pod wpływem wstrząsów, jednak oczy nie podnosiły się do góry. Ciężkie powieki wciąż spoczywały na policzkach.
- Alicia! – krzyknął blondyn, który w tym właśnie momencie przybył na miejsce. Wiadomość, że jego najlepsza przyjaciółka jest w ciężkim stanie wstrząsnęła nim dogłębnie. Zalany łzami starał się do niej dostać, jednak nikt nie chciał go do niej dopuścić, tłumacząc, że lekarze ciężko pracują, żeby jej pomóc i nie wolno im przeszkadzać. – All.. – wyjąkał przez ściśnięte gardło.
- Straciliśmy ją.. – oświadczył szeptem lekarz. – Zgon nastąpił o dwudziestej trzeciej dwadzieścia siedem. Przykro mi.
- Nie! Aly, córeczko! – wykrzyknęła zrozpaczona pani Alvarez, biegnąc w stronę martwej dziewczyny. – Obudź się, córeczko.. – błagała całując ją po rękach. – Obudź się! – wrzeszczała nie mogąc dopuścić do siebie myśli, że straciła jedyne dziecko. Nie potrafiła..
- O Boże! – Alfonso Alvarez zakrył dłońmi twarz i upadł ciężko na ziemię. Łzy płynęły po jego rękach. – To moja wina.. Moja wina.. Jestem okropny..
- All.. – Thomas upadł bezwładnie na podłogę. Szok, jaki przeżył już na zawsze odciśnie piętno na jego życiu. Stracił podporę swojego życia. Już nigdy jej nie odzyska. Ta świadomość..

Dzwonek do drzwi wywabił Biancę z pokoju, jednocześnie przerywając cudowny, mokry pocałunek. Ich związek z Juanem ponownie przybrał dawny wygląd. Postanowili zapomnieć o Belli, zapomnieć o przygodzie, jaka spotkała Juana. Zdecydowali, że zaczną od nowa. Rozpocząć swoją historię od początku. Napisać rozdziały życia jeszcze raz. I co najważniejsze obiecali sobie zawsze ufać. Bo czy miłość bez zaufania jest prawdziwą miłością?
- Ostatnim razem ten dzwonek nie przyniósł nic dobrego. Mam dziwne przeczucie, że i tym razem będzie podobnie.. – mruknął podejrzliwie brunet, krocząc tuż za swoją dziewczyną. Blondynka zbyła jego czarne scenariusze krótkim chichotem i powędrowała do frontowych drzwi. Spodziewałaby się nawet samego prezydenta, ale na pewno nie rodzonej matki.
- Mamo! Co ty tutaj robisz?! Przecież.. – Bianca nie kryła zaskoczenia. Była wręcz zszokowana widokiem rodzicielki, która przecież nie miała ostatnio dla niej zupełnie czasu i to dlatego blondynka trafiła tymczasowo pod opiekę wujka. Zmartwił ją również wygląd matki. Wydawała się taka zmęczona, czymś zmartwiona, wyraźnie smutna, zatroskana. Nie miała na sobie doskonale skrojonej garsonki a wyciągnięty podkoszulek i wytarte dżinsy. – Wejdź do środka – zaprosiła matkę, kiedy ta nadal milczała.
- Dzień dobry – przywitał się Juan, ewidentnie zdumiony widokiem kobiety, do której Bianca bez skrępowania zwracała się: mamo. W jego głowie włączył się alarm: Teściowa nadciąga.
- Dzień dobry.. – Barbara Boyer odezwała się po raz pierwszy od momentu przekroczenia progu. Nie uraczyła jednak Pereza nawet najdelikatniejszym, skromniutkim uśmiechem. Poważna, zimna i niedostępna. Takie wrażenie sprawiała. – Bianco, czy mogłybyśmy porozmawiać na osobności?
- Oczywiście.. Juan już i tak wychodził.
- To dobrze.
Pięciominutowa cisza nastała w moment po wyjściu chłopaka. Kobiety siedziała w milczeniu nawet na siebie nie spoglądając. Niewesołe wiadomości wisiały w powietrzu.
- Właściwie, dlaczego przyjechałaś? – odezwała się jako pierwsza blondynka.
- Przyjechałam po ciebie, kochanie. Wyjeżdżamy razem do Europy. – Oświadczyła beznamiętnym tonem.
- Słucham? – wykrzyknęła Bianca.
- Rozwodzimy się z tatą. On wraca tutaj, my wyjeżdżamy do Europy. To musiało się zdarzyć skarbie. W naszą podróż udaliśmy się tylko po to, żeby odbudować nasze małżeństwo. Staraliśmy się dla Ciebie, jednak to nie wystarczyło. Nie ma sensu w tym trwać skoro oboje się nie kochamy. Zostałyśmy same. I musimy się trzymać razem. Nasz nowy dom już na nas czeka. Jutro mamy samolot. Tam zaczniesz wszystko od nowa.
- Ale ja nie chce! – zaoponowała dziewczyna, która w tej chwili poczuła, że jej świat, dopiero co odbudowany, na nowo zamienił się w ruinę. Miała wrażenie, że zły los depcze jej po piętach i nie spocznie, dopóki jej nie ukarze. Tylko za co?
Dulce wyłoniła się w końcu z pokoju po kilku litrach wypłakanych łez. Za sobą taszczyła ciężką walizkę wypełnioną swoimi rzeczami. Stwierdziła, że skoro on wyjeżdża do Nowego Jorku ona wróci do rodziców na wieś. Opcja powrotu do wspomnień Meksyku nie wchodziła zupełnie w grę.
Ku własnemu zdziwieniu w domu nie było żywej duszy. Pusta posiadłość wydawała się tak samo smutna, co ona sama. Wyjęła z bocznej kieszonki kartkę i długopis, na których pożegnała się ze wspaniałą Eleonor. Niezmącona cisza jako jedyna odprowadziła ją do drzwi.

Eleonor Laurent stała jak sparaliżowana, bez ustanku obserwując dwóch mężczyzn znajdujących się w pomieszczeniu gospodarczym usytuowanym za domem. Okno było wprawdzie przybrudzone i delikatnie zakurzone, jednak nawet ten fakt, nie przeszkodził jej, by z szeroko otwartymi oczami wpatrywać się w sylwetkę z pistoletem i drugą sylwetkę, związaną i rozłożoną na ziemi.
- Stul dziób! – warknął Antonio. – Zginiesz i nikt cię nie uratuje sukinsynu! Zapłacisz za to, jak potraktowałeś kiedyś moją siostrę.
- Zastanów się nad tym, co robisz – mówił spokojnie Lucas, próbując przemówić brunetowi do rozumu. Widział w oczach Quesady szaleństwo i spodziewał się najgorszego. – Jeśli mnie zabijesz pójdziesz siedzieć. Nie pomyślałeś o tym?
- Ashley obiecała, że wszystkim się zajmie i nic mi nie będzie grozić.
- Ash dba jedynie o siebie, jeszcze się tego nie nauczyłeś? Ty pobrudzisz rączki, a ona uniknie kary. Tony, pomyśl, co robisz..
- Zamknij się!
Eleonor drżącymi rękami przytrzymała się parapetu okna. Kompletnie zdrętwiała stercząc tutaj od ponad godziny. Nie miała pojęcia, co robić. Jeśli zawiadomiłaby policję Antonio z pewnością nie zawahałby się postrzelić Lucasa. Jeśli powiadomiłaby Dulce, na sto procent i ona znalazłaby się w niebezpieczeństwie. Ell doskonale zna się na ludziach i widziała, ta urocza dziewczyna spogląda na Browna. Była zakochana, a człowiek w takiej sytuacji nie myśli racjonalnie. Teraz Eleonor modliła się o cud. O jakikolwiek znak, co ma robić. Musiała uratować Lucasa!



    |36| Życie to nie bajka


Eleonor sprawnymi rękoma chwyciła niezmiernie długi pręt mieszczący się tuż obok niej i z trudną do wykrzesania pewnością siebie, ruszyła cichym krokiem w kierunku drzwi pomieszczenia gospodarczego. Drewniane wrota, nie grzeszące młodością na szczęście były nieznacznie uchylone, co ułatwiło jej już i tak trudne zadanie. Gdyby nie ten fakt, z pewnością zardzewiała, potrzebująca natychmiastowej modernizacji klamka dźwiękiem zawiadomiłaby obecnych w środku o jej przybyciu. Wstrzymując oddech dążyła do większej przestrzeni między framugą a drzwiami. Było to niewątpliwie trudne zadanie, jednak prowadzona odwieczną troską o bliźnich nie poddawała się i ogromną cierpliwością wykonywała swój plan. Kiedy w końcu odchyliła drzwiczki na dostateczną odległość, zamknęła na moment oczy, aby dodać sobie odwagi i ścisnęła mocniej metalowy pręt.
Lucas miał świadomość, że już brakuje mu argumentów do pertraktacji z upartym i utwierdzonym we własnym przekonaniu Antoniem. Doskonale widział, jak Ashley nim manipuluje, by korzystnie wyjść z całej gry, którą z premedytacją zaplanowała. Nie wierzył, by Tony mógł wpaść na te wszystkie sztuczki, o których dowiedział się podczas ciągłej konwersacji z trzymającym broń facetem.
- To wydaje się chore. Chcesz mnie zabić tylko dlatego, że kiedyś w przeszłości Twoja siostra zaciągnęła mnie do łóżka, kiedy byłem zalany. Antonio, jesteś dorosłym facetem, a postępujesz, jak dziecko.
- Nie jestem głupi. I ty dobrze wiesz, że nie tylko dlatego tutaj jestem. Przez ciebie poroniła i wylądowała na wózku. Nie wspomnę o depresji i tych wszystkich wizytach u psychologów. Zwiedziliśmy cały kraj tylko dlatego, że jakiś gówniarz nie poczuł się do obowiązku zapłacenia za swoje czyny – wysyczał brunet. – Ale to nawet nie dlatego, Luke. Ona chciała popełnić samobójstwo i prawie się jej to udało. Gdyby nie głupi przypadek, prawdopodobnie nie byłoby jej tutaj. A to wszystko przez Ciebie. Przez Ciebie zasrany bałwanie. Przez Ciebie jest pół kaleką, i choruje na trudną do wyleczenia chorobę. Przez Ciebie! Słyszysz mnie, idioto? Ty jesteś wszystkiemu winien! – wykrzykiwał rozzłoszczony Tony miotając ręką na wszystkie strony. W tym momencie był nieobliczalny. Pistolet mógł wystrzelić w każdej chwili. Jednak myśl o Dulce napawała Lucasa niesamowitą odwagą i chęcią do wykaraskania się z kłopotów. Poważnych kłopotów. Myśląc szybko nad rozwiązaniem, dopiero po jakimś czasie zauważył, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Rozpoznanie w tajemniczej osobie przeuroczej Eleonor wywołało u niego szok. Na szczęście w odpowiednim momencie przywołał się do porządku, zauważając, że starsza pani nie znalazła się tutaj przez przypadek, i że bez wątpienia chce mu pomóc. Metalowa rurka lśniła w jej dłoniach, kurczowo ściskana przez pomarszczone palce.
- Antonio, rozumiem, że widzisz we mnie winę, rozumiem, że dbasz o siostrę, ale to lekka przesada – kontynuował swoją wersję Lucas, chcąc tym samym odciągnąć uwagę mężczyzny od zbliżających się kroków kobiety. Miał ogromną nadzieję, że Antonio nie spostrzeże Eleonor i co najważniejsze, nic się jej nie stanie, bo tego nigdy by sobie nie wybaczył.
- Zamknij się! To ja miałem spieprzone życie. To ja byłem świadkiem wszystkiego, kiedy ty zabawiałeś się i balowałeś. Prowadziłeś normalne życie, podczas gdy ja robiłem za niańkę kaleki, wysłuchiwałem wszystkich jej problemów, żalów, smutków. To ja.. nie ty! Nigdy nie miałem czasu na własne towarzyskie życie, bo Ash była na pierwszym miejscu.
- Nie uważasz, że ona celowo cię wykorzystywała? – podsunął cicho Luca, aby nie rozgniewać towarzysza bardziej.
- Jak możesz w ogóle tak mówić?! To ona jest ofiarą! – wrzasnął brunet, zaciskając zęby. – Jak.. – i nagle Antonio prowadzony intuicją odwrócił się do tyłu, jednocześnie zauważając starszą panią, zamachującą się na niego długaśnym metalem. Ręka mężczyzny zafalowała w powietrzu, broń wystrzeliła, pręt upadł z hukiem na podłogę wraz z Antoniem. Tylko głośny jęk bólu wydarł się z ust, a zaraz po nim gorąca krew wypłynęła z rany.

Bianca jak zahipnotyzowana siedziała w swoim pokoju patrząc zawzięcie na spakowaną walizkę. Różowy bagaż, wypakowany po brzegi różnorakimi rzeczami leżał napęczniały na środku pomieszczenie, przykuwając uwagę. Idealnie zasłane łóżko, również było niejaką odmiennością, podobnie jak puste szafki i półki, dotychczas wypełnione po brzegi słodkimi figurkami i innymi duperelami. Pokój wydawał się taki smutny, chłodny i opuszczony. Bo w rzeczywistości tak było. Bianca z wielkim bólem serca opuszczała ten dom. Z bólem, którego nikt nie jest w stanie opisać. Wraz z wyprowadzką, z jej życia miał zniknąć również Meksyk, a co za tym idzie, człowiek, którego bardzo pokochała. Juan Perez. Facet, twardo stąpający po ziemi, który nie boi się spełniać marzeń i dążyć do ich urzeczywistnienia. To właśnie on nauczył ją korzystać z życia w pełni, brać to, co świat nam ofiaruje. Pokazał jej, że nawet najtrudniejsze sytuacje mają jakieś rozwiązanie i nie warto się poddawać już na wstępie. A co o na teraz robiła? Zmarnowała tą cenną naukę. Uciekała, bo na jej drodze pojawił się problem, któremu nie potrafiła zaradzić. Nie potrafiła, więc zrezygnowała z własnego szczęścia, by pójść na skróty i spędzić resztę życia w samotności.
- Gotowa? Taksówka już czeka. – W progu pojawiła się Barbara Boyer.
- Gotowa – szepnęła cichutko blondynka, powstrzymując napływające łzy. Ogromna gula ugrzęzła jej w gardle, ale pomimo to zapytała jeszcze: - A co z Lucasem?
- Rozmawiałam z Martinem. Wszystko jest już załatwione. W najbliższych dniach skontaktuje się z Lucasem i wspólnie ustalą co dalej. Tymczasem.. – zawiesiła głos, spostrzegając mokre strużki spływające po policzkach córki. – Bianco, proszę nie płacz. Widocznie tak musiało być. Proszę, córeczko.. – usiadła obok dziewczyny. – Wszystko się ułoży. Wiesz dobrze, że nie mamy wyjścia.. W innym wypadku..
- Tak, wiem. Chodźmy już.
Samochód stał przed domem, oczekując na dwie panie. Taksówkarz, który okazał się jednym z tych, którzy dbają o klientów wysiadł i pomógł z walizką. Zapakował ją do bagażnika i z uśmiechem zaprosił kobiety do wnętrza auta. Pomimo ewidentnej uprzejmości mężczyzny, Bianca i Barbara nie miały ochoty na uśmiech. Radość wyparowała wraz z koszmarną wiadomością z Europy. Teraz pozostawała jedynie podróż, długa, męcząca, niwecząca wszystkie dotychczasowe plany na przyszłość.
Juan odruchowo spojrzał przez okno i widok wsiadającej do taksówki Bianci oraz kierowcy z różową walizką wstrząsnął nim dogłębnie. Oglądając telewizję w salonie siostry kompletnie zapomniał już o bohaterach telenoweli. Wyskoczył z domu i w ekspresowym tempie dotarł do żółtego samochodu.
- Bianca! – krzyknął zdyszany. – Bianca!
Dziewczyna niechętnie odwróciła się w jego stronę. Chciała uniknąć pożegnania. Przygotowała dla niego inny sposób na poinformowanie o tej wiadomości. Chciała po prostu oszczędzić im cierpienia, którego spotkanie oko w oko niewątpliwie by im przysporzyło. Już i tak wystarczająco bolało ją serce.
- Mamo.. Możesz już wsiadać, ja zaraz dołączę – powiedziała blondynka.
- Dobrze kochanie, tylko proszę cię, pospiesz się, w innym wypadku spóźnimy się na samolot. – Na te słowa Boyer skinęła głową.
- Samolot? – przerażony Juan spoglądał na dziewczynę zdziwionym wzrokiem. – O czym ty w ogóle mówisz! Powiedz, że tylko odwozisz matkę na lotnisko! Proszę.. – zażądał.
- Nie Juan. Ja również wracam do Europy – szepnęła z całej siły wstrzymując łzy.
- Co?! – krzyknął. – Powiedz, że żartujesz!
- Koniec z nami..Teraz..
- Bianco.. dlaczego? – wydawał się tak żałośnie zrozpaczony.
- To trudne..
- Wszystko razem przezwyciężymy, przecież wiesz! – próbował ją przytulic, jednak nie pozwoliła mu na to.
- Nie Juan, tego nie.
- Więc powiedz dlaczego?!!!!! – nie ustępował.
Bianca zacisnęła oczy, wzięła głębszy oddech i wyszeptała:
- Bo inaczej trafię do więzienia.

Dulce rozmyślając nad swoim życiem, wprost nie mogła uwierzyć we wszystko, co do tej pory się jej przytrafiło. Czuła się jak bohaterka dennej telenoweli, którą spotykają dziwne, wręcz cudaczne rzeczy. Przez jej głowę przenikały obrazy ostatnich miesięcy. Spotkanie nowych sąsiadów, przypadki na wsi i późniejsze momenty. I za każdym razem miała przed oczami twarz Lucasa. Słyszała jego słodkie „Kocham Cię”, czuła na policzku ciepły oddech, na ustach jego soczyste wargi. Wszystko wydawało się jak z bajki. I tak nagle ta bajka zamieniła się w tragedię. „Kocham Cię Dulce, naprawdę! Bardzo Cię kocham..” zadźwięczało w jej uszach i w tym samym momencie wszystko w co do tej pory wierzyła rozpłynęło się.
- Boże.. ale ja jestem głupia! Proszę natychmiast zawrócić! – zwróciła się do taksówkarza. – Natychmiast!



    |37| Koniec, nowym początkiem


Wypadła z samochodu z szybkością błyskawicy, zapominając nawet o bagażu, który tak sprawnie dzisiaj rano pakowała. Ciemne kosmyki włosów falowały wokół jej zatroskanej twarzy, stanowczo przypominając w pewien niewytłumaczalny sposób o jej życiowych błędach i braku zaufania do osoby, która tego zaufania potrzebowała najbardziej, i która na nie w każdym calu zasługiwała. Przez całą drogę wytykała sobie koszmarne zachowanie człowieka niezrównoważonego, opierającego się wyłącznie na cudzych sugestiach i manipulacjach. Po raz kolejny dała się oszukać. Jak jakaś naiwna, płochliwa gąska, pozwoliła się wplątać w nieuczciwą grę, której polem rozgrywającym było jej własne życie. Z trudem panowała nad wściekłością, przypominając sobie każde słowo, które usłyszała wtedy w barze od Ashley. Później pojawił się Antonio. Tylko oni oczerniali Lucasa, oni dążyli do komplikacji w ich związku. Dlaczego była aż tak głupia i już wcześniej nie skojarzyła faktów. Rodzeństwo Quesada dyrygowało nią według własnej woli. Wystarczyło ich jedno słowo, a ona przestawała wierzyć w Lucasa, ufając bezgranicznie wrogom.
Dulce z impetem otwarła drzwi domostwa, wbiegając do środka. Jej krzyki i nawoływania nie miały końca. Niestety, dom Eleonor Laurent był pusty. Jej łamiący się głos odbijał się echem, doprowadzając ją do rozpaczy. Miała dziwne przeczucie, że stało się coś strasznego, do czego ona się przyczyniła. To nadzwyczajne przeczucie nie opuszczało jej nawet na moment, gdy w pośpiechu podróżowała od pomieszczenia do pomieszczenia, krzycząc. Z każdym kolejnym pustym pokojem w jej oczach gromadziło się stopniowo więcej łez. Łez odzwierciedlających jej uczucia. Strach, bojaźń i przede wszystkim miłość. Gorącą, płynącą prosto z serca, która została wystawiona na próbę.
Zbiegła po schodach, docierając do punktu wyjścia. Przez ostatnie kilka minut nic nie zdziałała. Nie wierzyła, że ten krótki liścik rzekomo pisany przez Lucasa jest prawdą. Z początku rzeczywiście, oblała ją fala nienawiści do tego człowieka, poczuła się oszukana i opuszczona, lecz potem.. potem to wydało się tak nieprawdopodobne. A najgorsze w tym wszystkim było jej zwątpienie w Lucasa. Przecież specjalnie dla niej przybył aż tutaj. Dla niej i dla ich miłości. I wtedy w drzwiach pojawiła się starsza pani. Eleonor Laurent wyglądała na zlęknioną. Ku przerażeniu Dulce, jej ręce splamione były krwią. Czerwona maź wyraźnie rzucała się w oczy również na jasnej, kremowej koszuli na guziczki, którą kobieta miała na sobie.
- Dulce.. Lucas..
Wystarczyło tyle, aby czarnulka z niewyobrażalną szybkością stratowała drzwi, uprzednio zadając kluczowe pytanie: Gdzie znajduje się Lucas. Serce biło jej jak oszalałe na samą myśl, że coś mogło mu się stać, że mógł zostać zraniony. Najgorsze, najczarniejsze scenariusze przepłynęła przez jej głowę, oferując obrazu wykrwawiającego się Browna. Zaklęła pod nosem swoją głupotę i przyspieszyła.

Odrażający ból przenikał go aż do kości. Świeża rana piekła, a z jej wnętrza wydobywało się coraz więcej krwi. Czerwone plamy pojawiały się gęściej na poszarpanej, przybrudzonej koszuli, a on sam, co dopiero rozwiązany przez Eleonor nie był w stanie sam sobie poradzić. Kobieta obiecała wezwać pomoc. I wtedy, jak przez mgłę ujrzał srebrzystego anioła kierującego się w jego stronę. Kryształowe łezki mieniły się na policzkach tego urodnego stworzonka, które upadło przed nim na kolana i z całą gorliwością ucałowało jego spierzchnięte usta.
- O mój Boże! Kochanie! – wyszeptała Dulce, zszokowana widokiem krwi.
- Spokojnie, to nic strasznego. Tylko małe draśnięcie. Nic mi nie będzie – mówił zdławionym głosem chłopak, udając, że rzeczywiście wszystko jest w porządku. Starał się ukryć ból, przyprawiający go o mdłości. Wszystko dla tej cudownej dziewczyny. – Nie denerwuj się.. oddychaj..
- A ja w Ciebie zwątpiłam! – zaszlochała głośno, dotykając z delikatnością jego sfatygowanego policzka. – Jestem okropna! – kontynuowała, spoglądając na jego zranione ramię. – Eleonor zawiadomiła pogotowie, niedługo tutaj będą.. – przygryzła górną wargę i przytuliła się do Lucasa. Delikatnie, leciutko, nie chcąc go urazić.
- Cieszę się, że jesteś.. – wyszeptał Luca z przymkniętymi oczami.
W tak ciepłym uścisku trwali aż do momentu przybycia karetki, której specjaliści pospiesznie zajęli się poszkodowanym Lucasem, jak i wciąż nieprzytomnym Antoniem, leżącym bezwładnie na ziemi. W chwilę potem, na miejscu pojawiła się również policja. Funkcjonariusze sprawnie spisali wszystkie zdarzenia, choć nie do końca udało im się porozmawiac z Dulce i Lucasem. Ona, nadal wstrząsnięta całą sytuacją nie była w stanie poprawnie myśleć, z kolei Luca okrążony lekarzami nie miał jak porozmawiać z policją. Jedynie Eleonor zdała swoje relacje, za wszystko obwiniając oczywiście Antonia. Ze szczegółami opowiedziała o wszystkim co usłyszała, czego się domyśliła z kontekstu, niewątpliwie pomagając przy sprawie. Antonio Quesada został aresztowany, a do Meksyku wysłano pospiesznie wiadomość o zatrzymaniu oskarżonej o współudział Ashley Quesada.
Lucas leżał wygodnie na szpitalnym łóżku, wpatrując się bez przerwy w zapłakaną twarz Dulce. Dziewczyna za wszystko obwiniała siebie, nie dopuszczając do głosu chłopaka.
- Mówiłem Ci już, że jesteś piękna.. – wymamrotał nagle Luca, przerywając tym samym jej długi, bezsensowny monolog, w którym tysięczny raz z kolei zrzucała winę na siebie. Zaskoczona taką zmianą tematu rozmowy, na początku zaniemówiła, jednak już po chwili wyszeptała cicho:
- Jesteś na mnie zły?
- Zły? Za co?
- Przecież wiesz…
- Nie słoneczko, nie jestem – uśmiechnął się tak słodko, tak cudownie, że po raz kolejny uroniła kilka łez. Tym razem szczęścia.
- Bardzo cię kocham, wiesz o tym, prawda?
- Wiem – odpowiedział krótko i mocniej ścisnął jej dłoń, wyrażając tym gestem ogrom własnej miłości.

Thomas usiadł wolno na obszernym skórzanym fotelu i przymknął oczy, spod których wypłynęły łzy. Wspomnienia Alicii, ich wspólnie spędzone chwili wciąż bębniły w jego myślach, nie dając mu chwili spokoju. Ciemne loki, szeroki uśmiech, czarne oczy. Te wszystkie drobiazgi odtwarzały się bezustannie piorunując go bólem i cierpieniem. Myśl, że stracił Aly wciąż do niego nie docierała. Nie mógł dopuścić do siebie tego faktu. A to jednak się stało. Istotny element jego egzystencji odszedł, pozostawiając pustkę.
Miał teraz bardzo ważne zadanie. Ważne, lecz tak bardzo trudne. Musiał powiadomić o tym resztę. Nieświadomi niczego przebywali gdzieś daleko, nie zdając sobie sprawy jak on bardzo cierpi i przezywa utratę przyjaciółki.
Podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer.
- Cześć babciu. Chciałbym porozmawiać z Dulce.

Samolot wylądował, a ona poczuła, że ten fakt do reszty przypieczętował jej żywot. Nowa, gorsza przyszłość rysowała się przed nią, a to wszystko przez jej wybryki z dzieciństwa. Przez jej głupią naturę, naiwność i pewność siebie.
- Bianco, rozpocznijmy wszystko od nowa. Co ty na to? – zapytała Barbara Boyer.
- Nie pozostaje mi nic innego, mamo. Chcę zapomnieć o Meksyku. Zapomnieć o wszystkim. Teraz liczy się moje nowe życie. Nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo. Sama jestem sobie winna.
- Nie mów tak..
- Wszyscy doskonale wiemy, że tak jest.. nie ma co ukrywać, jestem kryminalistką i świadomie spieprzyłam sobie życie!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Debi
Glonik ☮



Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 3655
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:25 :27 , 26 Wrz 2010    Temat postu:

nie no zaszalałaś z ilością rozdziałów xD
ja czekam na ostatni aby wszystko skomać Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 13:26 :46 , 26 Wrz 2010    Temat postu:



    |38| >>EPILOG<<


Różowe wstążeczki zafalowały na wietrze, kiedy pięcioletni Jack celowo, na złość rodzicom otworzył szeroko okno w salonie, w którym nieopatrznie znajdowała się jego maleńka siostrzyczka Maria. Dziewczynka pomimo wszystko zadowolona, zaczęła słodko gaworzyć, jakby w ten sposób chciała się porozumieć z braciszkiem. Właśnie tego dnia kończyła roczek i wszyscy z radością przyjęli zaproszenia na jej pierwsze urodziny. Jadalnie i jej bliskie otoczenie wraz z samym salonem zostało już odświętnie udekorowane i wszystko wyglądało wręcz cudownie. Róż ewidentnie przeważał, co jedynie nie podobało się złowrogo nastawionemu, zbuntowanemu Jackowi. Mały już od rana sprawiał problemy rodzicom, próbując odciągnąć ich od Marii, która od samych narodzin zajęła jego miejsce, i teraz to ona była w centrum uwagi. Chłopczyk był po prostu zazdrosny.
- Jack! – rozległ się nagle męski głos. Malec aż wzdrygnął się do góry na ten pełny nagany ton, który słyszał już niejednokrotnie. – Mówiliśmy, powtarzaliśmy żebyś tego nie robił! – kontynuował groźny głos.
- Aje tato! Mi jeś gojąco! Jeś lato! – upierał się hardo Jack.
- Skoro tak, to wyjdź i pobaw się na dworze. – Lucas Brown uchwycił małego za rękę i poprowadził go do drzwi, po drodze dając buziaka rozkosznej Marii, leżące w kołysce i wywijającej zabawnie nóżkami i rączkami.
- Dziadek! – Jack wyrwał się z uścisku ojca i z szerokim uśmiechem przefrunął przez całe pomieszczenie padając w ramiona siwego pana. Mężczyzna z radością przywitał to entuzjastyczne nastawienie malca i podniósł go do góry, okręcaj dookoła, dopóki Jack nie zaczął krzyczeć i śmiać się do rozpuku.
- Cześć facet! O Matko, ale ty urosłeś! Niedługo przerośniesz tatę, jak nic! – mówił z przejęciem Martin Brown, zauważając że uśmiech chłopca staje się jeszcze szerszy.
- Cześć tato – odezwał się nagle Luca. – Popilnujesz tego małego buntownika, bo w innym wypadku nie dość że cała dekoracja wyfrunie stąd na amen, to jeszcze mała się pochoruje – roześmiał się, widząc skruszoną minkę synka. Podszedł do niego, uklęknął przed nim i odcisnął na jego aksamitnym policzku głośnego całusa. – Bądź grzeczny skarbie, dobrze? – zapytał dla upewnienia. Jack ponownie się uśmiechnął i pokiwał szybko głową, chcąc zapewnić tatusia, że odtąd będzie się dobrze sprawował. Małemu wystarczyła drobna czułość ze strony rodzica, aby w pełni zadowolony mógł zapomnieć o rozrabianiu.
Lucas usatysfakcjonowany taką odpowiedzią, oddalił się w kierunku kuchni, gdzie jak się spodziewał, nadal krząta się jego urocza, cudowna żona. Zaabsorbowana całym wydarzeniem, wydawała się dzisiaj taka roztrzepana. Dowodem na to mógłby być choćby fakt, że nawet nie zauważyła wejścia męża. Lucas wykorzystując tą sytuację objął ją od tyłu i z całą mocą przyssał się do jej szyi. Smakowała jak zawsze słodko. Truskawką z odrobiną dziecięcej woni. Dłonie Browna, dotąd spoczywające na jej brzuchu wdarły się pod bluzeczkę i powędrowały wyżej, zakleszczając się na dwóch wypukłościach.
- Oj przestań.. – zapiszczała Dulce Margarita Brown, odwracając się do niego przodem i dotknęła palcem wskazującym czubka jego nosa, a potem przejechała po ustach. Czekoladowa masa, którą miała na tym właśnie palcu wyglądała uroczo na twarzy uśmiechniętego Luci. – Ups! – złapała się za usta. – Chyba musimy cię wypolerować na błysk.. co o tym myślisz? – zapytała kokieteryjnie i przejechała językiem po jego przybrudzonych wargach. – Mmm.. mniam, mniam.. – wymruczała.
- Oh, doprowadzasz mnie do szaleństwa! – wyznał otwarcie Lucas i bez opamiętania wbił się w jej różowiutkie usteczka, do których miał słabość.
- Oszczędźcie mi tych waszych czułości – do kuchni wpadł nagle Juan z koszem wypełnionym po brzegi rozmaitymi owocami, o które poprosiła go Dulce. Skrzywił się ostentacyjnie i pokiwał z dezaprobatą głową. Na przekór słowom szwagra, Lucas ponownie pocałował żonę i z trudem się potem od niej odkleił. – Dałbyś jej chwilę odpoczynku. Trójka dzieci to już wystarczająco dużo, jak na was. Przystopujcie z deczka, bo nie wiem, czy zniosę kolejną imitację Lucasa i sto procent Dulce. Jack to istne diablątko, i jak to mówi Martin, mały Lucasek – zaśmiał się. – Z kolei ta słodka Marii to zupełny aniołeczek i mała Dulcita. Ludzie! Nie wiem, czy zniosę wasze połączenie!
- Trójka dzieci? Juan, ty chyba nie umiesz liczyć.. – zdziwił się wyraźnie Luca.
- Nie powiedziałaś mu? – zapytał zdumiony Perez, zwracając się do siostry.
- Ale o czym? – ta również wyglądała na zaskoczoną.
- No pięknie! – Juan wywrócił zabawnie oczami. – Do czego to doszło! Żebym ja jeszcze musiał was informować o tym, że będziecie mieli dziecko. Dulce, jesteś w ciąży! Robicie bezustanne te małe Browniątka, aż niedługo palców zabranie żeby je policzyć!
- W ciąży.. – Dulce uśmiechnęła się szeroko i dotknęła własnego brzucha. – Jak ty to widzisz?
- Oj dziecinko, dziecinko. Ma się te sposoby. Jestem w końcu Twoim bratem i znam cię na pamięć.
I nagle wszyscy zastygli w bezruchu słysząc głośny, dziki pisk i stukot dziecięcych nóżek. Mała blondyneczka z burzą kręconych włosków wpadła jak burza do kuchni i natychmiast schowała się za Dulce. Zarumieniona twarzyczka Cassie i jej błyszczące, niebieskie oczka do reszty przypominały jej matkę. Zaraz za nią, w kuchni pojawił się blondyn z szerokim uśmiechem:
- Zaraz cię złapię, mały potworku! – zapowiedział chytrze Thomas Cassel, wyciągając ostentacyjnie dłonie do przodu.
- Wujek! – zapiszczała trzyletnia Cassanda. – Wujek! – zachichotała rozpromieniona i jeszcze bardziej uchwyciła spódnicę Dulce.
- Thomas, znowu straszysz małą Cassie! – upomniała blondyna Dulce. Pokiwała palcem i uśmiechnęła się do przyjaciela. – Fajnie, że już jesteś! Dawno przyjechałeś do Meksyku?
- Właściwie to wczoraj wieczorem wylądował mój samolot. Później, mając głupie szczęście trafiłem w hotelu na Biaaaaance.. – przeciągnął, czując, że nie powinien tego mówić w obecności Juana.
- Mną się nie przejmuj.. – zapewnił Perez.
- I tak jestem tutaj z tym małym, blond potworem! – wskazał na roześmianą Cassie, ukrywającą się wciąż za spódnicą Dulce i spodniami Lucasa, którzy stanowili jej ochroną barierę. Wyszczerzył ząbki i sięgnął po jabłko z koszyka Juana. – A gdzie ten mały diabełek Jack? Jak ja go dawno nie widziałem! A Mari to pewnie już kobitka z krwi i kości, co? Ostatni raz widziałem ją w dniu jej urodzin! Pewnie bardzo się zmieniła!
- Gdybyś nas częściej odwiedzał, zamiast siedzieć w tym Paryżu, nie miałbyś takich zaległości – oświadczyła Dul.
- Witam wszystkich – cichy, kobiecy głosik wydobył się z ust już nie tak młodej i nie tak bardzo uśmiechniętej co kiedyś Bianci. Blond włosy nie błyszczały jak za dawnych czasów, cera nie świeciła młodością. Ta sfatygowana przez życie kobieta bardzo dużo przeszła przez ostatnie lata. Straciła męża i matkę. To wystarczyło, żeby zamieniła się w zaniedbaną mamusię, dbającą o swój największy skarb. Steve Malone zginął przeszło dwa lata temu w wypadku samochodowym, pozostawiając po sobie malutką córeczkę i zrozpaczoną, świeżo poślubioną żonę. Bianca pomimo to, nie poddała się. Miała dla kogo żyć. Dla małej Cassie.
- Cześć słońce! – przywitała się ciepło Dulce, podchodząc do przyjaciółki. Uściskała ją gorąco i pocałowała w policzek.
- Ja już pójdę. Z prezentem i życzeniami wpadnę w tygodniu. Teraz i tak mała będzie osaczona przez swoich wielbicieli – próbował żartować, jednak wychodziło mu to z marnym skutkiem.
- Zaczekaj – odezwała się niespodziewanie Bianca – Chciałabym z tobą porozmawiać.
- To nie jest dobry pomysł – odpowiedział i zwyczajnie opuścił pomieszczenie. Zapadła cisza. Głucha cisza, której nikt nie potrafił przerwać. Dawne niesnaski i niedopowiedzenia wciąż odbijały się na przyszłości. Bianca nie rozmawiała z Juanem od momentu w którym rozstali się tamtego felernego dnia przed jej powrotem do Europy. Kilka lat po tym, próbowała się z nim skontaktować, lecz ani nie odpowiadał na jej listy, ani nie odbierał telefonów. A jeżeli już się zdarzyło, że podnosił słuchawkę, kiedy tylko usłyszał jej głos, natychmiast ją odkładał. Bianca wiedziała, że ma jej za złe to wszystko, co się stało i wcale mu się nie dziwiła.
- Dulcita i Lucasek! – milczenie przerwał uroczy głosik staruszki podążającej w ich kierunku. Anastasia pomimo swojego wieku wyglądała na zdrową i pełną energii kobietę.
- Przyjechaliście! – ucieszyła się Dulce, widząc wchodzących do środka rodziców i babcię. Dziadka już od czterech lat nie było wśród bliskich.
- Przepraszam na chwilkę.. – powiedziała Bianca i wymknęła się z pomieszczenia.

Juan kroczył utarta ścieżką w kierunku samochodu, kiedy nagle usłyszał jej głos. Tak dobrze znany i wciąż przez niego kochany. Głos, który gnębił go każdej nocy w snach i dniami w myślach.
- Proszę, zaczekaj..
Przystanął przy samochodzie i patrząc przed siebie, oznajmił:
- Wsiadaj. Zakończmy to raz na zawsze.
Odpalił silnik i bez słowa ruszył, aby po kilkunastu minutach zatrzymać się i spojrzeć na towarzyszkę tęsknym, aczkolwiek groźnym spojrzeniem.
- Mów.
- Juan, wiesz już o wszystkim, co nie pozwoliło mi pozostać tutaj z tobą.
- Szkoda tylko, że nie wysiliłaś się wtedy, żeby mnie osobiście o tym poinformować. Uciekłaś bez słowa, zostawiając mnie samego – mówił z wyrzutem w głosie. – Po prostu odeszłaś, właśnie wtedy, kiedy było nam tak wspaniale.
- Przepraszam.. – wyjąkała, tłumiąc gromadzące się pod powiekami łzy. Nastała cisza. Cisza pełna napięcia, ciężka, gorąca cisza. I nagle, obydwoje rzucili się w wir dawnej namiętności, która nie wybladła przez te wszystkie lata. Ich uczucia się nie zmieniły. Zmienił się tylko czas i miejsce. Całowali się tak gorąco, zapalczywie. Jakby świat za chwilę miał przestać istnieć. Doprowadzając się nawzajem do szaleństwa.
- O mój Boże.. – wyszeptał, próbując złapać oddech.
- Juan.. czy to koniec, czy początek? – dotknęła delikatnie jego dłoni. W odpowiedzi otrzymała siny uścisk. Co oznaczał? Domyślcie się sami.

Tymczasem piętnaście minut drogi z tego miejsca, wszyscy śpiewali głośno sto lat małej, ciemnowłosej dziewczynce o imieniu Maria, która z radością przyjmowała wszystkie buziaki ze strony przybyłych gości. Trzymana w mocnym uścisku przez mamusię, czuła się najszczęśliwszym dzieckiem pod słońcem. Z kolei mały Jack również odniósł zamierzony sukces. Dumnie wypiął pierś, kiedy tatuś podniósł go do góry i ucałował radośnie w policzek. Potem już wszyscy chcieli ucałować jego pulchny policzek. A pierwsza w kolejce była ukochana mamusia. Przytulił ich obiema rączkami i sam odcisnął mokre całusy. Mała Maria zapiszczała, uszczęśliwiona takim tokiem wydarzeń.
- Moja szczęśliwa rodzinka.. – szepnął Lucas do Dulce, która odpowiedziała mu szerokim uśmiechem i kilkoma łzami. Naprawdę byli szczęśliwi.

    KONIEC


Przepraszam, że tak post pod postem, ale chciałam to wszystko dodac od razu a w jednym mi się tyle tekstu nie zmieściło, niestety Wesoly No o tak.. to już koniec tego opowiadania Wesoly Nareszcie Wesoly Dodałam tutaj rozdziały tak dla zasady Wesoly Dziękuję wszystkim którzy komentowali i czytali **


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bebe
Szaleniec



Szaleniec
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z samego dna piekiel
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 16:49 :41 , 26 Wrz 2010    Temat postu:

aj
wspaniale
nareszcie dodałaś Wesoly
wszyscy razem
szczesliwi
dulce i lucas
aj
jak słodko
maja dzieci
to wpsaniale
bianca i juan
razem
wybaczyli sobie wszystko
Kocham


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 17:04 :17 , 26 Wrz 2010    Temat postu:

haha dzięki za komentarz Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
P@Tk@
Przybłęda



Przybłęda
Dołączył: 28 Kwi 2010
Posty: 81
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:10 :00 , 28 Wrz 2010    Temat postu:

super telka Mruga

choć chyba wolała bym żebyś dodawała po jednym odcinku bo tak to nei mogłam odejść od komputera Mruga

jak to dobrze że wszytko się ułożyło Mruga

Dulce i Lukas szczęśliwa rodzinka dwójka dzieci Mruga

Bianca i Juan dobrze że wróciła tylko szkoda że nie zrobiła tego wcześniej
już kilka ładnych lat mogli być szczęśliwą i kochającą się rodziną
a w ogóle ten jej ślub i dziecko z innym jak do tego doszło skoro cały czas kochała Juana

dzięki za tą telke czekam na kolejne Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bebe
Szaleniec



Szaleniec
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z samego dna piekiel
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:02 :18 , 28 Wrz 2010    Temat postu:

nmzc kochana

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 17:44 :11 , 29 Wrz 2010    Temat postu:

Wielkie dzięki dziewczyny jeszcze raz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Martusia14
Osobnik Kreatywny



Osobnik Kreatywny
Dołączył: 27 Lis 2010
Posty: 275
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:53 :50 , 29 Lis 2010    Temat postu:

Opowiadanie było super. Zdarzały sie momenty śmieszne, zabawne, ale także wzruszające. Masz talent dziewczyno.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KWIATEK26
Przybłęda



Przybłęda
Dołączył: 08 Sty 2011
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Białogard
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:30 :45 , 09 Sty 2011    Temat postu:

Cześć jestem nowa na forum.Twoje opowiadanie jest super;)Bardzo duży plus za VONDY. Jestwś wspaniałą pisarką zazdroszcze talentu;)Czytałam też inne twoje opowiadania na innym forum też są super. Pozdrowienia;)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 19:32 :21 , 02 Lut 2011    Temat postu:

Dziękuję za miłe słowa dziewczyny ;*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irritaty
Obojętna...



Obojętna...
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 411
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:17 :28 , 02 Lut 2011    Temat postu:

Hmmm... Jakoś utknęłam gdzieś po połowie, ale może kiedyś nadrobię. Mam sentyment do tego opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Margo
Wariat kreatywny



Wariat kreatywny
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 1407
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 0:23 :55 , 03 Lut 2011    Temat postu:

takkk???? dlaczego?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Irritaty
Obojętna...



Obojętna...
Dołączył: 18 Kwi 2010
Posty: 411
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:40 :09 , 03 Lut 2011    Temat postu:

Tajemnica Wesoly.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Zakończona Twórczość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 16, 17, 18  Następny
Strona 17 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin