Forum Maniacs' World ;) Strona Główna

Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans -> Búscame - Odcinek 33 23.10
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu  
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:01 :53 , 05 Wrz 2011    Temat postu:

Odcinek 18

Ya lo ves, que no hay dos sin tres,
que la vida va y viene y que no se detiene...
Y, qué sé yo,
pero miénteme aunque sea, dime que algo queda
entre nosotros dos, que en tu habitación
nunca sale el sol, ni existe el tiempo,
ni el dolor.


David nie mógł usiedzieć w miejscu. Koperta, która go tak zirytowała leżała spokojnie na niskim hebanowym stoliczku. Szczęk klucza w zamku wyrwał go z zamyślenia.
- O, nie sądziłam, że już będziesz. - Selena chciała pocałować go w policzek na przywitanie, ale się uchylił. - Stało się coś?
- Może ty mi powiesz? - Zapytał unosząc brwi. Dziewczyna przechyliła swoją śliczną główkę i spojrzała na niego spod czarnych jak węgiel rzęs.
- Nie mam pojęcia o co może Ci chodzić. - Wzruszyła ramionami.
- Nie masz pojęcia, tak? Spójrz na to. - Rzucił jej brązową kopertę, z której wysypało się kilka zdjęć lądując pod jej nogami.
- To nie tak jak myślisz... - Selena starała się ratować sytuację, choć to co zobaczyła na zdjęciach nie dawało jej niemal żadnych szans na wytłumaczenie.
- Doprawdy. - Przetarł dłonią usta w geście irytacji. - To może wytłumaczysz mi co twoim zdanie przedstawiają te zdjęcia? Bo ja na razie widzę ciebie całującą mojego kuzyna i raczej nie jest to pocałunek na pożegnanie. Ale jeśli masz inne zdanie to ja chętnie posłucham - złapał ją ramię.
- David... - Selena uniosła na niego zapłakane oczy. - Ja... - Spuściła głowę.
- Jeśli nie dawałem Ci tego czego oczekiwałaś mogłaś po prostu się ze mną rozstać, zamiast uwodzić mojego kuzyna, który jest mi jak brat. - Puścił ją, jakby była skażona.
- Skąd wiesz, że to ja uwiodłam jego, może było odwrotnie? - Spróbowała odwrócić sytuacje na swoją korzyść.
- Może... Nie wnikam. Masz stąd zniknąć, nie chcę cię więcej widzieć, jasne? Twoje rzeczy również. - David rzucił jej ostatnie pełne wściekłości spojrzenie i wyszedł trzaskając drzwiami. Selena długo jeszcze patrzyła na drzwi, jakby chciała go przywołać z powrotem. Zebrała zdjęcia i przejrzała wszystkie skrapiając je łzami. Po ich obejrzeniu miała już pewność, że straciła miłość narzeczonego.
- David... - Przytuliła się do swoich kolan, a jej ciałem wstrząsnął szloch.
..............................
Przekonanie ojca do jej planu nie było znowu taki strasznym problemem, zawsze była jego oczkiem w głowie. Luis wiedział jak strasznie córka kocha swojego brata, więc bez zająknięcia powtórzył bajeczkę Penelopy o przyjaciółce sierocie i poręczył, że będzie miała doskonała opiekę w jego domu, w końcu sam był lekarzem. Nerwowo spoglądał we wsteczne lusterko obserwując Peny jak opiekuję się blondwłosą istotą. W jednym przyznawała córce rację, była piękna jak tylko mogą być anioły. Być może własnie tego potrzebował Ivan by wreszcie wyjść z tej swojej ciemnicy?
- Gdzie jedziemy? - Zapytała w pewnym momencie pasażerka.
- Do domu, miałaś spędzić u mnie wakacje. Poza tym tata cię wyleczy, jest świetnym lekarzem. - O ile pozwolisz mi się w ogóle do niej zbliżyć, córeczko, bo na razie się na to nie zanosi, pomyślał Luis.
- Mówiłaś. - Blanca uśmiechnęła się i spojrzała na "przyjaciółkę". - Długo się znamy? - Pytała dalej usiłując zapewne cokolwiek sobie przypomnieć.
- Od tamtego roku. - Peny próbowała się ograniczać do minimum w przekazywanych informacjach, by później się nie pogubić.
- Znasz moją rodzinę?
- Jesteś sierotą. - To akurat Peny wiedziała na pewno, nie potrzebowała szukającej Blanci rodziny. Miała nadzieję, że się taka nie pojawi na horyzoncie.
- Jesteśmy. - Odezwał się Luis skupiając na sobie uwagę dziewcząt.
- To nie dom to pałac. - Wykrzyknęła blondynka wysiadając z terenówki z pomocą Peny.
- Może i pałac, ale mam nadzieję, że będziesz czuła się jak w domu. - Rzuciła Peny biorąc ją pod ramię.
..................................
David sam nie wiedział co ze sobą zrobić, gdy zamknął za sobą drzwi mieszkania. Nogi same poniosły go w kierunku pobliskiego baru. Zamówił setkę wódki i wypił krzywiąc się. Dopiero po tym rozejrzał się po pomieszczeniu, dostrzegając, że wybrała miejsce tuż obok największego wroga swego kuzyna. Gabriel Diaz wyglądał, jakby był w dokładnie taki samym stanie jak on. Po raz pierwszy od czasów szkoły David poczuł do niego sympatię.
- Ty też nie masz lekko jak widzę. - Brunet podniósł na niego oczy i pokręcił głową zaskoczony.
- Proszę, proszę, kogo to moje oczy widzą? David Garcia, czyżbyś wreszcie porzucił rodzinną solidarność? - Uniósł kieliszek i wychylił kolejnego szota.
- Daruj sobie. Jest mi prawie przykro, że mój kochany kuzynek poślubił twoją ex. - Zamówił następną kolejkę dla nich obu.
- A mi coraz mniej. - Rzucił w przestrzeń Gabriel. - Olała mnie, mówiąc kolokwialnie. Jeśli chciała za niego wyjść, to droga wolna, ale mogła wcześniej nie dawać mi nadziei.
- Wiesz, dzisiaj się dowiedziałem, że narzeczona zdradzała mnie z tym właśnie kochanym kuzynkiem. - Gabriel spojrzała na niego i parsknął śmiechem.
- Może powinienem jej żałować, że trafiła na taką kanalię.
- Kto? - Zapytał już niezbyt kojarząc David.
- Sara, a kto?
- Może.
- Na razie żałuje samego siebie. - Przełknął kolejną kolejkę i się skrzywił. - Odwaliłem numer wszech czasów i boję się, że stracę przyjaciółkę. - O Tomasie nie wspominając.
- Kto? - Obaj wiedzieli co miał na myśli.
- Marisol, siostra Sary. Jest tysiąc razy lepsza od jej siostry. Nigdy mnie nie okłamała. - Popatrzył na trzymany kieliszek i dodał: -Jestem kompletnym idiotą.
- Jest śliczna, o ile facet w moim wieku może się tak wyrażać o kobiecie. - Spojrzała na barmana, który po raz kolejny obrzucał ich pełnym politowania spojrzeniem. - W sumie Ci się nie dziwie.
- Sam się sobie nie dziwie i tu leży pies pogrzebany. Chyba powinienem miec wyrzuty sumienia, albo coś.
- A tu nic?
- Zero.
- Szkoda, że Selena nie ma siostry. Może zrozumiałaby jaki to ból - być zdradzonym. - Mężczyźni popatrzyli na siebie i zgodnie uznali, że należy im się jeszcze jedna kolejka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 11:28 :13 , 06 Wrz 2011    Temat postu:

Co za wredny babsztyl z tej Seleny. Najpierw okłamuje Davida a teraz będzie ryczeć. Dobrze jej tak.
David i Gabriel mnie rozwalili A mówią że to kobiety plotkują i się nad sobą użalają.
Mam nadzieję że w następnym odcinku będzie dużo Sary i Tony'ego Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:04 :51 , 06 Wrz 2011    Temat postu:

Nowa entrada

Odcinek 19 (+18 )

Como quisiera poder vivir sin aire.
Como quisiera calmar mi afliccion.
Como quisiera poder vivir sin agua.
Me encantaria robar tu corazon.

Sara obróciła się w pościeli i gwałtownie otworzyła oczy. Dręczyło ją jakieś złe przeczucie. Mama? Nie, to nie to... Obrzuciła wzrokiem puste miejsce obok siebie i zaniepokoiła się, ale to nadal nie był ten rodzaj przeczucia. Mimo to wstała i ruszyła w stronę uchylonych drzwi balkonowych, domyślając się, że tam znajdzie męża.
- Tony? - Wciągnęła do płuc zapach morskiej bryzy i rozejrzała się po tarasie otulając się szczelnie szlafrokiem.
- Tu jestem. - Dziewczyna ruszyła w kierunku, z którego dobiegał głos.
- Stało się coś? - Zapytała widząc jego minę.
- Nie, skąd. Zastanawiam się tylko... - Obrzucił ją uważnym spojrzeniem. - Pozwolisz mi się kiedyś dotknąć? Czy jak do tej pory będziesz ciągle uciekać? - Sara zamrugała słysząc tak bezpośrednie pytanie i umknęła wzrokiem. Co miała mu odpowiedzieć? Że do tej pory spała tylko z jednym mężczyzną i że się boi? Wyśmiałby ją przecież.
- Ja... - Przełknęła ślinę i spojrzała mu w oczy jednocześnie rozwiązując pasek szlafroka. Uśmiechnęła się delikatnie widząc zapalający się w jego oczach ogień.
- Naprawdę tego chcesz? - Zapytał, choć wewnątrz przeżywał katusze. Nie wiedział co by zrobił, gdyby nagle się wycofała. Sara jednak pokiwała głową i zsunęła szlafrok z tego idealnego ciała, które do tej pory było mu dane oglądać tylko raz i to tylko przez sekundę. ubrana tylko w białą koronkową koszulkę nocną wyglądała jak bogini. Przyciągnął ją do siebie i wpił się w jej usta. - Kocham cię. - Sara roześmiała się, gdy wziął ją na ręce i wniósł do apartamentu.
- Tak, wiem. Ja chyba ciebie też. - Zdarła z niego koszulę, gdy tylko udało mu się położyć ją na łóżku. - Cii... - Położyła palec na jego ustach, widząc, że chce coś powiedzieć. - Porozmawiamy później. - Położyła dłoń na jego karku i uniosła się na tyle, by móc go pocałować. Uśmiechnął się tuż przy jej ustach i przewrócił się, tak by ustawić dziewczynę nad sobą. Przejechał ustami po jej odsłoniętej szyi i sięgnął na jej plecy szukając zapięcia stanika. Pokręciła głową i przesunęła jego dłonie na zapięcie z przodu. Dawno nie pragnął tak żadnej kobiety. To co czuł z Seleną, albo wcześnie z Fatima było niczym w porównaniu z tym co teraz czuł z Sarą. Chciał się z nią kochać, teraz, natychmiast, ale postanowił się powstrzymać, w końcu to miała być ich pierwsza wspólna noc. Jednak, gdy spojrzała na niego tymi wielkimi oczami, które teraz były pociemniałe z pożądania, stracił całe opanowanie. Nie, żeby Sara miała zamiar narzekać na taki obrót sprawy, nawet nie zauważyła jak resztki jej bielizny zniknęły. Obrócił ją pod siebie i pocałował gwałtownie w nią wchodząc. Poczekał aż osiągnie spełnienie i dopiero pozwolił sobie na dołączenie do niej. Leżeli potem długo, słuchając swoich uspokajających się powoli oddechów. Sara po raz pierwszy zasnęła wtulona w ramiona męża.
...................................
Gabriel nie mógł uwierzyć, że właśnie wraca do domu w towarzystwie napranego, nie mówiąc o jego własnym stanie, który był niewiele lepszy, Davida Garcii. Dochodziła druga w nocy, a on nadal zastanawiał się czy nie zajść do Marisol i wszystko wytłumaczyć. Jednak uznał, że to zły pomysł, ponieważ nie dość, że był pijany, to jeszcze nadal nie wiedział, co dokładnie miałby jej powiedzieć. Z zamyślenia wyrwało go nagłe pojawienie się na drodze kobiety. Otrzeźwiał trochę widząc, że ową kobieta jest zaniepokojona Elisa Carmona, matka jego byłej dziewczyny i, miał nadzieję, nie byłej przyjaciółki.
- Gabriel? - Kobieta, nie zważając na swój stan, podbiegła do niego i spojrzała jak na ostatnią deskę ratunku. - Nie widziałeś gdzieś może Marisol, zniknęła rano i do tej pory jej nie ma. - Mężczyzna niemal natychmiast odzyskał zdrowy rozsądek, a pozostałości alkoholu wywietrzały.
- Jak to zniknęła? - Omal ni upuścił blondyna, który nagle oprzytomniał.
- Nie dość, że nie wróciła na noc. - Doskonale wiedział, gdzie wtedy była. - To rano wysłałam ją po zakupy i już nie wróciła. - Elisa zamachała bezradnie rękoma.
- Nie widziałem jej. - Spojrzał ze skruchą na zrozpaczoną kobietę.
- Nie wiem co robić, nigdzie jej nie ma. Niby wiem, że jest dorosła, ale dałaby znać. Jest odpowiedzialna. A na dodatek Sara wyjechała w podróż poślubną i wyłączyła komórkę... - Gabriel zamrugał na słowa "podróż poślubna" i zdziwił się, że nie zabolały go tak jak mógłby się tego spodziewać.
- Dobra David, stań jak człowiek. - Mężczyzna spojrzał na półprzytomnego blondyna, na którego Elisa patrzyła ze wzgardą. - Dziewczyna go zdradziła. - Rzucił do niej wyjaśniającym tonem. - Niech się pani nie martwi i obdzwoni szpitale i te wszystkie placówki, które zawiadamia się o zaginięciu. - Kobieta złapała się za serce.
- I ja mam się nie martwić? - Gabriel spojrzał na nią gniewnie.
- A ja odprowadzę kumpla do mojego mieszkania i zacznę szukać Marisol w okolicy, dobrze? - Kobieta pokiwała głową i pobiegła w stronę swojej kamienicy. - Chodź. - Rzucił do Davida i wprowadził go do swojej klatki. Z trudem otworzył drzwi mieszkania i uwolnił się od ciężaru kuzyna swojego największego wroga zostawiając go na kanapie. Wciągnął komórkę i nacisnął na szybkim wybieraniu czwórkę, pod która miał numer Tomasa.
- Tomas? - Zapytał, słysząc zaspany głos w słuchawce.
- Czego? Późno jest. - Powiedział Tomas patrząc na podświetloną tarczę zegara.
- Marisol zaginęła, jedziesz ze mną? - Tomas podniósł się w ułamku sekundy.
- Podjedź po mnie, już się ubieram. - Przyjaciel rozłączył się, a Gabriela naszły wyrzuty sumienia. Na pewno Tomas nie byłby taki chętny do pomocy, gdyby wiedział co się wydarzyło między nim a Marisol. Jego życie jest strasznie popieprzone.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez eternamente dnia 19:54 :40 , 07 Wrz 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 19:19 :48 , 07 Wrz 2011    Temat postu:

Link nie działa
Mam to co chciałam czyli Sarę i Tony'ego Wesoly Cudnie!
Niepokoi mnie sytuacja z Marisol. Żeby tylko nic jej nie zrobili a mama jej i Sary znowu nie trafiła do szpitala.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 19:56 :27 , 07 Wrz 2011    Temat postu:

Już działa Wesoly Dzięki za to, że jesteś tak wierną czytelniczką tego opowiadania. Kolejny Wesoly

Odcinek 20

Tú me has vuelto loco de repente,
sin apenas tiempo suficiente
para darte un beso y decirte: adios.


Tydzień później.
Blanca rozejrzała się po wypełnionym kwiatami holu. Mieszkała w tym pałacu już tydzień, ale dopiero od trzech dni doktor Montes pozwalał jej swobodnie poruszać się po domu. Nadal nie pamiętała żadnego fragmentu swojego życia, ale rana na głowię już niema się zagoiła. Wymiotowała dzisiejszego ranka, więc Peny kazała jej zostać w łóżku, a doktor pobrał próbkę krwi do badań, czy to przez przypadek nie reakcje na zmianę leków. Jednak po dwóch godzinach przeglądania kolejnych gazet umierała już z nudy, więc założyła króciutka niebieską bluzkę, jeansy i wymknęła się z pokoju.
- Nie miała panienka dzisiaj zostać w łóżku? - Zapytała jedna z bezimiennych służących, których było tak wiele w tym domu. Blondynka dziwiła się, dlaczego do tej pory nie zapamiętała ich imion, ale doktor uważała, że to wina upadku, więc nie wnikała.
- Już mi lepiej, dziękuje za troskę. - Dziewczyna szybko umknęła przed uważnym spojrzeniem staruszki wychodząc przez przeszklone drzwi do ogrodu. Blanca westchnęła wdychając świeży zapach starannie pielęgnowanych kwiatów. Czuła, że nie należy do tego pięknego świata, ale Peny twierdziła, że wychowała się w podobnym środowisku, a jej rodzice zginęli dwa lata temu. Czasami bała się ją o cokolwiek pytać, bo już po kilku jej słowach przyjaciółka marszczyła brwi i wzdychała zirytowana jej dociekliwością. Przecież to nie była jej wina, że nie mogła sobie niczego przypomnieć! Blanca pokręciła głową i westchnęła siadając w altanie na obrzeżach posesji. Oparła głowę o kolumienkę i powróciła myślami do snu, który dręczył ją wczorajszej nocy. Śnił jej się ciemnowłosy mężczyzna i bynajmniej nie był to grzeczny sen, a potem rzucająca się na nią z pazurami wściekła długowłosa dziewczyna. Wewnątrz czuła, że są jej bliscy, ale im bardziej się starała odszukać ich w pamięci tym bardziej bolała ją głowa.
- Ciebie nie powinno tu być. - Nawet nie zauważyła jak w altanie pojawił się jeszcze ktoś. Mężczyzna na oko dwudziestopięcioletni, ciemnowłosy i ciemnooki. Jeśli do tej pory nie nie poddawała się atmosferze tego miejsca, to w tym momencie uderzył w nią cały smutek jaki skrywała posiadłość i wszyscy mieszkający tu ludzie. Taki sam smutek dostrzegła w oczach obcego.
- Witam, jestem...
- Nie obchodzi mnie kim jesteś znikaj stąd. - Złapał ją gwałtownie za ramię i niemal wywlókł na trawę. Dziewczyna wyrwała się i zamachnęła uderzając mężczyznę w twarz.
- Nie jestem workiem kartofli, żeby mnie tak traktować. Jak pan nie chce nikogo oglądać,wystarczyło poprosić. - Widziała jak zaczynają drgać mu nozdrza z wściekłości, a twarz robi się czerwona.
- Odejdź. Nie wracaj do tego miejsca, jasne? - Blanca zamrugała i posłusznie zaczęła się oddalać, co jakiś czas rzucając nieznajomemu spojrzenie z nad ramienia. Kim on był i jaki miał prawo by ją wyrzucać, a dokładniej usuwać sprzed swoich oczu?
.............................
- Nadal nic? - Tomas obrzuciła kumpla pytającym spojrzeniem.
- Nic. - Gabriel rzucił przeglądane papiery o biurko i odchylił się na krześle. - Ale przecież nie zapadła się pod ziemię!
- No, to na pewno nie. - Tomasa od zaginięcie Marisol dręczyło jakieś dziwne przeczucie. Gabriel za bardzo się w to wszystko angażował, a każde pytanie o to zbywał półsłówkami. To tylko moja chora wyobraźnia, stwierdził w myślach obserwując przyjaciela. - Sara nadal nieosiągalna?
- Nie włączyła telefonu od wylotu w tą cholerną podróż poślubną! - Warknął Gabriel w odpowiedzi.
- Nadal Ci na niej zależy, prawda? - Gdyby wzrok mógł zabijać Tomas leżałby już martwy. Sara była aktualnie najmniejszym zmartwieniem bruneta. To Marisol siedziała mu w głowie od tej pamiętnej nocy, która spędziła w jego ramionach. Coraz mniej obchodziło go jak szczęśliwa jest jej siostra w małżeństwie z Garcią, bardziej zależało mu na odnalezieniu dziewczyny, której nie mógł sobie wybić z głowy, a która była dla niego zakazana jak woda święcona dla diabła. Nie dość, że była siostrą jego pierwszej miłości, o której myślał, że nadal nie wywietrzała mu z głowy, to jego kumpel był w niej zakochany. Czy ja zawsze muszę się pakować w najgorszy kanał? Zapytał sam siebie obserwując przyjaciela drukujacego plakaty z podobizną Marisol.
- Sara ma męża, a ja nie będę pakować się między wódkę a zakąskę. Odrzuciła mnie. Koniec kwestii. - Tomas przewrócił oczami nie wierząc w ani jedno słowo Gabriela, ale nie zamierzał się już odzywać. Poczeka aż Sara wróci do kraju, a wtedy jej wszystko wygarnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:20 :38 , 08 Wrz 2011    Temat postu:

Świetna ta nowa entrada. Tylko ta ostatnia scena trochę mnie niepokoi Ciekawa jestem co Ty tam kombinujesz Jezyk
I to ja dzięki że wstawiasz te odcinki tak często Naprawdę to wielka przyjemność je czytać.
A co do odcinka. Może między Marisol i Nieznajomym coś będzie? Mogłaby się uwolnić z tej dziwnej sytuacji: ona, Sara, Gabriel i Tomas. No bo dla mnie to dziwna sytuacja
No i właśnie. Gabriel a raczej jego zachowanie też mnie niepokoi. To że tak przejmuje się Mari. Wszystko jest takie pokręcone że aż chce się czytać więc oczywiście będę czekać na kolejny odcinek Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:19 :33 , 12 Wrz 2011    Temat postu:

Volveros y mentiras

Prywatny samolot, jaki wynajął Tony był szczytem luksusu. Sara uśmiechnęła się otwierając oczy i przekręciła głowę, by spotkać się wzrokiem z mężem.
- Jak wrócimy do kraju to musimy rozejrzeć się za własnym domem. - Uśmiechnął się brunet wtulając twarz w jej dłoń. Podczas ich podróży czuła się jak księżniczka. Tony ją adorował, wyznawał miłość, a ona nie pozostała na to obojętna. Zakochała się jak nastolatka, choć cały czas wydawało jej się, że to tylko piękny sen. Uśmiechnęła się sennie, gdy ucałował wnętrze jej dłoni. Czuła jakby cały świat kręcił się wokół niej, a zachowanie męża tylko ją w tym utwierdzało.
- Przecież lubisz swój dom. Jesteś głowa rodziny. - Przymknęła oczy z przyjemności, jaką dawały jej jego usta schodzące w dół nadgarstka.
- Ale własnie o to chodzi. To dom rodzinny, mieszka tam moja matka, ciotka i przewija się masa różnych krewnych, z różnym stopniem pokrewieństwa. Powinniśmy mieć własny dom. - Przejechała wierzchem dłoni po jego dwudniowym zaroście i pokręciła głową.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. - Tony zmarszczył brwi. - Nie chodzi o to, że nie chciałabym mieszkać tylko z tobą. - Pochyliła się i przytuliła usta do jego skroni. - Tylko twoja rodzina mogłaby mieć o to do mnie pretensje, rozumiesz? Możemy kupić małe mieszkanie i co jakiś czas się do niego przenosić na parę dni. - Postanowiła przestać się przejmować każdym groszem, teraz już nie musiała, a zresztą Tony irytował się za każdym razem, gdy podkreślała cenę przedmiotów.
- Czemu ty zawsze myślisz o wszystkim? - Uniosła jedną brew i uśmiechnęła się z wyższością.
- Ktoś musi. - Wzruszyła ramionami i parsknęła śmiechem, widząc jego minę.
- Straszna z ciebie jędza. Zapnij pas, lądujemy. - Dziewczyna dostosowała się do polecenia, obdarzając go przelotnym buziakiem. Po wylądowaniu i zejściu na płytę lotniska, postanowiła włączyć wreszcie komórkę. Przeraziła się, widząc na wyświetlaczu ilość nieodebranych połączeń od matki, Gabriela i Tomasa. Wybrała numer matki i rzuciła Tony'emu niespokojne spojrzenie.
- Mamo, co się stało, umarł ktoś? - Spróbowała zażartować, ale to co usłyszała wcale nie nastrajało jej do śmiechu. Po minucie rozmowy rozłączyła się i zszokowana spojrzała na zaniepokojonego męża.
- Moja siostra zaginęła. - Wyszeptała blednąc i szlochając rzuciła mu się w ramiona.
........................
Peny grała z Blancą w warcaby i starała się wybadać czy dziewczyna cokolwiek sobie przypomniała, ale na szczęście nic takiego nie następowało. Blanca okazała się świetną koleżanką, była miła i kontaktowa. Gdyby nie fakt, że jej plan wydawał się idealny zaczęłaby mieć wyrzuty sumienia.
- Wiesz, wczoraj na terenie posiadłości spotkałam okropnego faceta. Wyrzucił mnie z altany i kazał odejść. Kto to mógł być? - Peny uniosła czujnie głowę znad planszy.
- Jak wyglądał? - Zapytała nieswoim głosem. Blanca spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę, nie spodziewała się takiej reakcji.
- Ciemne włosy i oczy, niezbyt wysoki, ale wyższy ode mnie. Coś nie tak? - Zapytała zaniepokojona.
- To mój brat, nie chodź tam więcej, ok? - Rzuciła, grając nerwową, Peny. Zdążyła już na tyle poznać blondynkę, by wiedzieć, że jest zbyt ciekawa, żeby zastosować się do jej słów. Obie dziewczyny odwróciły się w kierunku drzwi słysząc ich skrzypienie. W drzwiach ukazała się sylwetka doktora Montesa.
- Witam. - Posłał uśmiech w kierunku Blanci i przywołał ręką córkę. - Zaraz Ci ją oddam, Blanco. - Blondynka uśmiechnęła się nieśmiało i pokiwała głową, doktor zawsze ją onieśmielał.
- Przyszły wyniki badań "Blanci". - Powiedział z niesmakiem Luis, domykając drzwi. Nie był przekonany do planu córki, a po obejrzeniu wyników badań całkiem stracił chęć do ciągnięcia tej farsy.
- Coś nie tak? - zapytała Peny patrząc ze zdenerwowaniem na ojca.
- Tak, jak najbardziej nie tak. Ona jest w ciąży! - Syknął ściszając głos Luis. Peny spojrzała najpierw na drzwi, a potem na ojca i wzruszyła ramionami.
- To nawet lepiej. Może Ivan otworzy się, gdy zauważy, że Blanca jest w ciąży. Przecież to właśnie przez tamtą idiotkę się zamknął. - Warknęła wspominając była dziewczynę brata, która wmówiła mu, że jej poronienie jest wyłącznie jego winą.
- Nie rozumiesz, co robisz tej dziewczynie? Ona może mieć męża, narzeczonego...
- Widziałeś, żeby miała obrączkę na palcu? - Uniosła ironicznie brwi widząc niezdecydowanie na twarzy ojca. - A poza tym, dlaczego nikt jej nie szuka? Dzwoniłam do szpitala i na policję, oczywiście anonimowo, wśród osób zaginionych, nie ma nikogo o rysopisie Blanci. Nikt jej nie szuka! - Podkreśliła ostatnie zdanie stukając Luisa końcem paznokcia w klatkę piersiową.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Ona tu zostaje, jasne? - Obróciła się i otworzyła drzwi, nie czekając nawet na odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez eternamente dnia 21:21 :04 , 12 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 21:57 :54 , 16 Wrz 2011    Temat postu:

Jak to Marisol jest w ciąży? To da się jeszcze bardziej skomplikować jej sytuację? Jak widzę to się da. Nie możliwe. Bardzo Ciekawe jak to się skończy. A właśnie. Czy mogę zapytać ile odcinków przewidujesz w tym opowiadaniu? Dobra. Mogę Więc pytam: ile odcinków przewidujesz w tym opowiadaniu?
I w sumie cieszę się że Sara jest szczęśliwa z Tony'm. Tylko szkoda że to szczęście tak krótko trwało.
A mogę jeszcze zapytać kiedy wstawisz jakiś odcinek do La mala, la buena y la tonta?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 22:53 :23 , 16 Wrz 2011    Temat postu:

Bardzo dużo, jak się rozwinę tak jak bym chciała w tym opowiadaniu to nawet około 80 Wesoly
Co do 3xLa niestety nie prowadzę już tego opowiadania, idzie do usunięcia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:07 :34 , 18 Wrz 2011    Temat postu:

Szkoda bo ciekawie zapowiadało się to opowiadanie. No ale widocznie miałaś jakieś powody żeby zrezygnować z pisania Mruga
80 odcinków Ale się cieszę! Super. Będę miała co czytać. To opowiadanie na prawdę jest super. Ciekawy pomysł i Twój talent. Aż chce się czytać i zawsze czekam na kolejny odcinek z niecierpliwością Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 12:22 :15 , 18 Wrz 2011    Temat postu:

Dzięki i proszę Wesoly


Odcinek 22

Nadie sabe lo que tiene, hasta que al finallo pierde

- Peny wyszła do pracy, służące mnie nie trawią, a doktor Luis... I tak się go onieśmiela... To strasznie miłe z jego strony, że dał mi ciebie. - Blanca uśmiechnęła się czując na dłoni mokre liźnięcie szorstkiego języka małego czarnego setera. Dziś rano znalazła go po drzwiami w pudełku, na szyi zawiązaną miał kokardkę, na której widniał napis: Chciałem, żebyś miała kogoś, kto będzie dotrzymywał Ci towarzystwa, gdy nikogo nie ma w domu. dr Luis Montes. Dziewczyna spojrzała w ekran telewizora, gdzie poruszały się postaci z bajki "Mój brat niedźwiedź", uśmiechnęła się i dotknęła płaskiego jeszcze brzucha. - Wiesz - zwróciła się do oblizującego się zwierzaka - niedługo będę miała dzidziusia. Peny powiedziała mi wczoraj, opowiedziała mi tez historię związku z jego tatą, ale nie wiem czy jej wierzyć. - Westchnęła przygarniając do siebie ciepłe ciałko pieska. - Mówiła, że mnie zdradzał, dlatego postanowiłam przenieść się tu, do Gudalajary. Tylko czy ja mogłabym się związać z kimś takim? Ale, patrząc na to z drugiej strony, nie wiem jaka byłam zanim straciłam pamięć. Może byłam słabeuszem, który właśnie daje się tak oszukiwać. - Sama nie wierzyła w swoje słowa, ale skąd mogła wiedzieć jak było naprawdę? - Chciałabym go znaleźć i powiedzieć mu o maleństwie, ale nawet Peny nie wie jak on się nazywa, bo podobno nie chciałam za bardzo o tym opowiadać. - Dotknęła nosem mokrego nosa zwierzaka i wpatrzyła się w jego błyszczące oczka. - Peny uważa, że skoro on traktował mnie tak źle, to nie zasługuje na tą wiadomość, ale to niesprawiedliwe, prawda? - Pokręciła głową i położyła usypiającego pieska na poduszce. - Idę poszukać Ci jakiegoś przysmaku, niedługo wrócę. - Pogłaskała miękkie futerko szczeniaczka i ruszyła do drzwi. Schodziła właśnie ze schodów, gdy dostrzegła wchodzącego do domu doktora Luisa w towarzystwie nieznanego jej mężczyzny.
- O, Blanca. Mam nadzieję, że spodobał Ci się prezent. - Dziewczyna pokiwała speszona głową. - To jest David Garcia, dobroczyńca kliniki. - Towarzysz doktora wyglądał na zszokowanego jej widokiem. Dziewczyna aż się zawstydziła sądząc, że może chodzić o jej strój, nie jej wina, że najlepiej czuła się w ledwo sięgających talii kusych bluzeczkach i jeansach, choć spodnie czasem miała ochotę wymienić na spódnice, ale coś ją powstrzymywało. Mężczyzna dopiero po chwili złapał jej wyciągniętą rękę. - Davidzie - Luis zwrócił się do blondyna - to jest Blanca, przyjaciółka mojej córki, mieszka tu od kilku dni. Blanco, mogłabyś oprowadzić Davida po posiadłości, ja muszę przejrzeć papiery, potem odprowadzisz go do mojego gabinetu, dobrze? - Luis spojrzał na dziewczynę pytającym wzrokiem.
- Oczywiście, choć jeszcze sama się tu gubię. - Uśmiechnęła się do Davida i wskazała drogę do ogrodu. Luis zrobił zadowoloną minę i ruszył w kierunku gabinetu. - Doktor jest bardzo miły, to bardzo wspaniałomyślne z pana strony, że przekazujesz środki na jego klinikę. - Odezwała się po kilku minutach do wpatrującego się w nią jak w obrazek mężczyzny. - Gdyby nie to na pewno wiele osób takich jak ja nie miałoby szansy na powrót do zdrowia.
- Takich jak ty? - Wydusił w końcu z siebie David. To nie mogła być... A może jednak? Przecież by go poznała, już się widzieli...
- Kilka dni temu miałam wypadek i uderzyłam się w głowę. Doktor nazywa to co mi się przytrafiło am... - zastanowiła się chwilę - amnezją. - trafiła wreszcie na odpowiednie słowo pstrykając palcami. - Dobrze, że okazało się, że właśnie do nich miałam jechać, bo tak to nie wiem co by się ze mną stało.
- To straszne. - David przetwarzał informacje. Miał już pewność, że dziewczyna, którą miał przed sobą to Marisol Carmona. Mimo zmiany koloru włosów trudno było jej nie poznać. Marisol zaginęła kilka dni temu i to co mówiła "Blanca" było prawdopodobnym scenariuszem zdarzeń. - Miałaś tu przyjechać? - Zapytał. Dziewczyna skubnęła palcami liście krzewu rosnącego obok niej, uśmiechając się niepewnie.
- Tak. Tak mówi Peny. - Otrząsnęła się z zamyślenia. - Gabinet doktora znajduję się na parterze drugie drzwi na lewo idąc holem, na pewno pan trafi, ja muszę uciekać. - Pobiegła sprintem w stronę altany, w której dwa dni temu spotkała brata Penelopy. David długo patrzył w ślad za nią zanim wyciągnął komórkę i zaczął wybierać numer Tony'ego. Już miał nacisnąć zieloną słuchawkę, gdy zmienił zdanie i wykręcił numer Gabriela.
- Hej przyjacielu, Marisol nadal poszukiwana? - Gdy otrzymał odpowiedź twierdzącą pokiwał głową i dodał : - Chyba wiem, gdzie przebywa, za pół godziny u ciebie będę - rozłączył się i ruszył w kierunku, który wskazała mu blondynka.
.............
On nie może być żonaty, nie miał prawa! Krzyczała w myślach Fatima. Przed chwilą wypytała przez telefon załamaną Selenę, o wszystko co się działo podczas jej nieobecności. Nie obchodziły jej problemy koleżanki, chodziło jej tylko i wyłącznie o informacje na temat Tony'ego, a to czego się dowiedziała doprowadziło ją do wściekłości. Wymienił ją, Fatimę Soler, na takie nic? Kim, do cholery, była Sara Carmona? To małżeństwo nie potrwa długo, szybki ślub szybki rozwód. Już jej w tym głowa, żeby do tego doprowadzić.
.............
Sara zastanowiła się chwilę zanim zapukała do mieszkania Davida. Mężczyzna poprosił ją zabrała pewną teczkę z dokumentami. Zrobiłaby wszystko, by oderwać się od dręczących ją myśli o siostrze, więc chętnie się zgodziła. Blondyn rozstał się z Seleną i miał dość kiepski stosunek z Tonym, więc domyślała się o co chodzi. Ona sama nie miała zamiaru wypominać mężowi, jego poprzednich związków, bo uważała, że nie ma sensu niepotrzebnie się ranić, ale David to inna sprawa. Selena zdradzała go podczas trwania ich związku, więc miał prawo być wściekły. Nie była pewna czy usłyszała "proszę", czy nie, ale postanowiła wejść. Od samego wejścia zauważyła skuloną postać Seleny leżącą na kanapie.
- Hej Sel, przyszłam po jakąś teczkę dla... - Pokręciła głową i uznała, że ni jest w stanie tak po prostu wziąć tego po co przyszła i wyjść zostawiając brunetkę w taki stanie. Zamknęła drzwi i podeszła do dziewczyny kładąc jej rękę na ramieniu. - Co jest?
- A co cię to może obchodzić? Weź po co przyszłaś i odejdź. - Warknęła przez zaciśnięte szczęki Selena powstrzymując płacz. Była w opłakanym stanie, włosy wyglądały na niemyte od tygodnia, a szlafrok był przemoczony w miejscu, gdzie lądowały jej łzy.
- Obchodzi mnie. - Selena spojrzała na nią zaskoczona, ale po chwili położyła głowę na jej ramieniu i zaczęła mówić przez łzy.
- David mnie zostawił, to moja wina. Zachowałam się jak dziwka. - Sara pogłaskała brunetkę po głowie. - Sypiałam z Tonym - uniosła głowę wpatrując się w oczy Sary - to było przed waszym ślubem, nie musisz się martwić. Ale David teraz mnie nie chce!
- Wiem, wszystko wiem. Nie płacz. - Sara przytuliła do siebie zapłakaną dziewczynę.
- Ale ja go ko... kocham. - Wzięła kolejną chusteczkę z opakowania i wytarła nos. - A on mnie już nie i nigdy mi nie wybaczy.
- Nie wiem, czy Ci wybaczy czy nie, ale postaram się pomóc. - Zdecydowała Sara, nie mogła patrzeć na cierpienie byłej kochanki męża, choć wcześniej jej nie znosiła.
- Dlaczego? - Zapytała Selena nie rozumiejąc postępowania Sary. - Powinnaś mną pomiatać, za to co zrobiłam.
- Rozumiem cię bardziej niż myślisz. Każdy popełnia błędy. - Rzuciła wspominając to, co zrobiła Gabrielowi. - My, kobiety musimy trzymać się razem. Zresztą, uważam, że David cię kocha, inaczej by się tak nie snuł.
- Naprawdę? - Sara pokiwała głową, a w oczach Seleny zapaliła się nadzieja.



Odcinek 23

Empezar desde cero…
Comenzando de nuevo…


Po pół godziny uspokajania Selena wreszcie doszła do takiego stanu, że łzy nie leciały jej ciurkiem co pięć minut i można było z nią normalne porozmawiać. Sara zaczęła uważać, że mogłaby się z nią nawet zaprzyjaźnić.
- Ale dlaczego? - Wydusiła w końcu z siebie Sara, pytając o powody postępowania brunetki. Skoro tak bardzo kochała Davida, to po co jej to wszystko było potrzebne. Selena spuściła oczy na parę wydobywającą się z kubka z gorącą herbatą.
- Sama nie wiem. Chyba czułam, że Davidowi coraz mniej zależy. Przychodził z pracy i praktycznie mnie nie zauważał, a przez resztę dnia i tak byłam sama. Moja jedyna przyjaciółka wyjechała, a zresztą trudno ja nazwać przyjaciółką... - Sel przewróciła oczami. - Byłam samotna - wzruszyła ramionami - i możliwe, że chciałam sprawdzić czy nadal działam na facetów tak jak wcześniej, a Tony był najbliżej. - Uniosła oczy badając reakcję dziewczyny, ale Sara nawet nie mrugnęła. - To brzmi żałośnie, ale tak było. Wiem, że David był ze mną ze względu na urodę, żeby pochwalić się przed kolegami, jaką ma ładną dziewczynę. A przecież wiesz jak Tony traktuje kobiety... - Sara skinęła głową, choć niezbyt podobało jej się to, że mógł tak traktować wszystkie przed nią. - Rozmawia z nimi jak z równymi, nie marudzi, że potrafimy dobierać jedynie szminki do ciuchów i naprawdę go interesuje co myślą. - Westchnęła. - Ale tylko na ciebie patrzył jakbyś była jedyną kobietą na świecie, a istnienie innych to całkowicie nieistotny szczegół. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę. - Selena spojrzała na Sarę z zazdrością.
- Wiesz, zanim wyszłam za Tony'ego miałam innego chłopaka. - Selena wsłuchała się z ciekawością. - Gdyby nie splot różnych przypadków, nawet nie pomyślałabym, że kiedykolwiek mogłabym wyjść za kogoś innego. - Sara podciągnęła kolana pod brodę opierając się wygodnie o kanapę. - Ale teraz... Nie wiem, czy to nie byłby błąd. - Miała wyrzuty sumienia względem Tony'ego za ten dzień, który spędziła z Gabrielem, ale nie na tyle by mu o tym powiedzieć. Zresztą po co to wyciągać, nigdy już tego nie zrobi. Uświadomiła sobie, że uczucie do Gabriela było jedynie sentymentem, żalem za minionym czasem.
- Jak się nazywał? - Sara uśmiechnęła się zanim odpowiedziała.
- Gabriel Diaz. To było dawno i już jest skończone. - Spojrzała na nagle zamyśloną Selenę. - Co?
- To nazwisko z czymś mi się kojarzy. Nie jestem pewna, ale jak sobie przypomnę to dam Ci znać.
- Już Ci lepiej? - Selena pokiwała głową, choć wyraz jej twarzy nie wskazywał na polepszenie nastroju. - No to zróbmy jedną z tych babskich rzeczy, którymi zwalczamy chandrę. Zakupy? - Zapytała Sara z zawadiacką miną.
- Bez Davida jestem biedna jak mysz kościelna. - Sel wzruszyła ramionami widząc reakcję Sary. - Nie boję się do tego przyznać, ani powrotu do tych czasów, kiedy nie było mnie stać nawet na jedną dziesiątą tego szlafroku. - Wskazała na swój strój.
- Nie martw się, zanim wyszłam za Tony'ego nawet klasa średnia nie odzwierciedlała mojego stanu posiadania. Większość rzeczy uszyła mi Marisol. - Uśmiechnęła się smutno, przypominając sobie, że nadal nie było żadnych wieści o zaginionej.
- Nie mów, serio? Tą zieloną kieckę, którą miałaś na przyjęciu zaręczynowym też? - Sara pokiwała głową, zastanawiając się do czego zmierza brunetka. - Ona jest geniuszem! Wszystkie kobiety, łącznie ze mną, Ci zazdrościły. Niesamowite. - Selena popatrzyła na Sarę z podziwem. - Myślisz, że mogłaby mi też coś uszyć jak wrócę do normalnego trybu życia? Mam na myśli zero kasy i kupowanie na straganach. - Skrzywiła się mimowolnie.
- Marisol zaginęła. - Sel uderzyła się w czoło.
- Przepraszam, nie wiedziałam. - Sara zamrugała, żeby odegnać łzy.
- Nie przepraszaj. Chodź, pomogę Ci się spakować i zawiozę Cię, gdzie będziesz chciała. - Sel wstała i pokiwała głową. Westchnęła i ściągnęła z siebie najpierw naszyjnik, a potem wszystkie bransoletki zdobiące jej nadgarstek.
- Myślisz, że doceni to, że zostawię wszystkie wartościowe prezenty od niego? I tak siedziałam tu tydzień za długo, myśląc, że może go przekonam... - Sel zaczęła pleść bez sensu przeskakując z tematu na temat. - Wezmę tylko to co przyniosłam do tego domu. - Zdecydowała w końcu. Sara aż zamrugała, nie sądziła, że Selena okaże się aż tak nieinteresowna. To nie mieściło jej się w głowie, od początku miała ją za kogoś, kto bez luksusu nie potrafi wytrzymać nawet dnia. Po dziesięciu minutach Selena była już spakowana i ubrana w tanią [link widoczny dla zalogowanych] w kolorze jeansu. - Chyba czas by na powrót stać się kopciuszkiem. Jakim cudem, ubrana w to - skubnęła skrawek sukienki - mam przekonać Davida, żeby do mnie wrócił?
- A jak zrobiłaś to wcześniej? - Zapytała Sara uśmiechając się. Selena posłała jej psotne spojrzenie i złapała za torby. - No to idziemy. - Sara zgarnęła dokumenty i zamknęła drzwi otrzymanym od Davida kluczem.
.......................
Ivan dostrzegł zmierzającą w jego stronę blondynkę i zagotowało się w nim. Zabronił jej tu przychodzić! Jakim prawem...
- Dzień dobry, tak myślałam, że tu będziesz... Piękny dzień, prawda? - Ivan nie odpowiedział, bo go z lekka przytkało. Dzień wcześniej ją stąd wyrzuca, a teraz ona wita się jakby byli starymi znajomymi. ?Niespełna rozumu czy co?
- Nie. - Dziewczyna przewróciła oczami słysząc jego ton.
- Zawsze jesteś taki miły, czy ja mam jakieś specjalne względy? - Blanca postanowiła się nie poddawać.
- Nie chcę Cię tu, znikaj. - Rzucił gburowatym tonem, nie ruszając się nawet z miejsca.
- Coś nie masz humoru. - Blondynka zignorowała jego słowa i usiadła na barierce opierając głowę o kolumienkę. - Twój ojciec dał mi psa i chyba nazwę go "Gburek", żeby mi o tobie przypominał.
- Nazywaj go jak chcesz, nie obchodzi mnie to. - Mimo wszystko nadal jej nie wyrzucał, dlaczego? - Skąd wiesz, że to mój ojciec? Jesteś jago nową zabawką? - O ile dobrze wiedział, to ojcu nawet nie przyszło do głowy, żeby zdradzić swoją nadal piękną żonę, matkę jego i Penelopy.
- Zabawką? Serio? - Uniosła drwiąco brwi. - Jestem przyjaciółką twojej siostry, Gburku. Czemu nie jadasz z rodziną, skoro tu mieszkasz?
- Mówił Ci ktoś, że zadajesz za dużo pytań? Ucisz się w końcu! - Spojrzał na nią groźnie, ale nawet nie mrugnęła. Westchnął ze znużenia. - Nie mam ochot jadać z rodziną, możesz już stąd spłynąć? - Wolał nie używać siły fizycznej, by ją wygnać, wciąż miał w pamięci policzek, który mu sprezentowała ostatnim razem.
- Więc ty jednak umiesz rozmawiać używając normalnego tonu - klasnęła w dłonie. Ivanowi drgnął mięsień mięsień nad okiem, co oznaczało zbliżającą się burzę.
- Mogłabyś się już stąd oddalić? - Zapytał prawie uprzejmym tonem.
- Jasne i tak muszę nakarmić pieska. Pa. PS. - nachyliła się nad nim dziewczyna - mam na imię Blanca. - Uśmiechnęła się i złożyła na policzku zszokowanego bruneta pocałunek, nie czekając na reakcję odbiegła w stronę domu.
- To musi być pacjentka ojca, nikt inny nie może być aż tak zwariowany. - Powiedział do siebie Ivan i potarł miejsce na policzku, którego dotknęły usta Blanci.


Odcinek 24

Sálvame, despiértame otra vez
temo cerrar los ojos y no saber
si vas a estar conmigo al amanecer


Ból rozchodził się po całej czaszce pulsując i rozchodząc się w dół do karku. Nieprzenikniona ciemność zasłoniła jej pole widzenia i Blanca poczuła, że spada w dół. Obraz zamazał się i zmienił. Leżała na łóżku, przykryta jedynie prześcieradłem udając sen. Na skórze pleców czuła jakby ktoś rysował misterne wzory palcem wskazującym, otworzyła oczy i dostrzegła znajomą twarz bruneta z poprzedniego snu. Uśmiechnęła się dając mu znak, że się obudziła, uśmiechnął się i pochylił składając na jej ustach zapierający dech w piersiach pocałunek. Westchnęła zawiedziona, gdy obraz znów się rozmył i zmienił.
- Chodź, mama nas nie znajdzie, jeśli wejdziemy na drzewo. Kocham zabawę w chowanego! - Biegnąca przed nią dziewczynka mogła mieć może z dziesięć lat, ale jej brązowe oczy już hipnotyzowały ją na tyle, że poszłaby za nią w ogień. Bez lęku więc chwyciła wyciągniętą w jej kierunku dłoń i wspięła się na gałąź. Dziewczynka obok zaśmiała się perliście, ale po chwili wskazała na siedzącego nieopodal nastolatka i przyłożyła palec do ust nakazując jej milczenie. Blanca mimowolnie pokiwała głową. Nie wiedziała dlaczego, ale jasna czupryna nastolatka przyciągała jej spojrzenie. Chłopak spojrzał w górę, a ona poczuła, że serce podchodzi jej do gardła. Znała tą twarz z jawy! Obraz znowu się przeobraził.
- Mamo, dlaczego musimy tu mieszkać? - Słowa wypłynęły z jej ust.
- Ponieważ znalazłam tu pracę kochanie, a wy musicie skończyć szkołę. W La Paz nikt nie potrzebował cyganki z marnym wykształceniem nawet na służącą. Dlatego wy pójdziecie do gimnazjum, a później znajdziecie jakiś pożyteczny zawód. - Długowłosa chuda dziewczynka przejechała palcem po zakurzonej komodzie i skrzywiła się.
- Dobrze mamo, trzeba zacząć układać nowe życie. Na początek trzeba tu posprzątać. - Uśmiechnęła się promiennie i złapała za szczotkę, drugą wręczając Blance. Obie wzięły się za zamiatanie. Następny obraz ją przeraził. Siedemnastoletnia już brązowowłosa dziewczyna, którą widziała wcześniej biegła z Gabrielem z pierwszej wizji śmiejąc się i co rusz przystając, by się pocałować. Blanca miała ochotę złapać ją za te brązowe kudły i wyszorować nimi chodnik, ale przecież to jej siostra, nie jest winna temu, że zakochały się w tym samym chłopaku, a Sara zawsze miała więcej szczęścia niż ona. Miała ochotę wykrzyczeć chłopakowi, że ona też istnieje, ale nie mogła zrobić czegoś takiego siostrze, prawda?
- Gabriel! - Blanca obudziła się z krzykiem, budząc leżącego w koszyku Gburka. Zamrugała, a resztki snu się rozwiały, nie zostawiając nawet śladu w jej pamięci.
.................
- Skoro ją znalazłeś do powiedz mi, u diabła, gdzie ona jest! - Gabriel nie wytrzymał w końcu i warknął na zbyt spokojnego, jego zdaniem, Davida.
- Uspokój się. - David uśmiechnął się, jakby brunet zdał jakiś test. - Jest bezpieczna i prawie zdrowa...
- Co twoim zdaniem znaczy "prawie zdrowa"? - żachnął się Gabriel. - No mów! - Warknął na kumpla.
- Usiądź i przestań się miotać, do cholery. To nie moja wina przecież, że zaginęła, prawda? - Gabriel rzucił mu wściekłe spojrzeniem, ale posłusznie usiadł. - Więc nie jest w pełni zdrowa, bo - odchrząknął, nie wiedząc jak kumpel przyjmie taką bombę - straciła pamięć. - Wydusił z siebie w końcu.
- Co?! Gdzie jest? Muszę ją znaleźć! - Gabriel złapał za kurtkę i kluczyki od auta ruszając w stronę drzwi, ale David ostudził jego zapał łapiąc go za ramię.
- Spokojnie. Na razie nic jej nie grozi, a ty ją tylko wystraszysz, gdy wpadniesz tam w taki sposób. - Gabriel fuknął, ale ostatecznie przyznał Davidowi rację. - Nie poznała mnie, więc wątpię, że pozna kogokolwiek z wcześniejszego życia.
- Nie rozumiem. - Brunet spojrzał na niego zaskoczony.
- Teraz ma na imię Blanca i mieszka u doktora, który chyba się nią zajmuję, choć przedstawił mi ją jako przyjaciółkę swojej córki. Mam jeszcze jednego newsa - jest blondynką. - David uśmiechnął się na wspomnienie jej nowego anielskiego wizerunku.
- Przestań mieć taki rozmarzony wyraz twarzy, bo cię uszkodzę. - Rzucił Gabriel groźnym tonem.
- To, że z nią spałeś nie daje Ci jeszcze żadnych praw do Blanci tzn. Marisol - poprawił się blondyn.
- Spałeś z Marisol?! - W progu pokoju pojawił się wściekły Tomas. - Po tym co Ci powiedziałem i twoim przekonywaniu mnie, jaka to jest niewinna? - Pięść Tomasa wylądowała na kości policzkowej (byłego) przyjaciela. Gabriel złapał się za miejsce uderzenia i rzucił kumplowi badawcze spojrzenie, widząc, że jest bardziej załamany niż gotowy do dalszej walki postanowił się odezwać.
- Tomas, nie będę kłamał. Ale przecież tego nie planowaliśmy.
- Daruj sobie. - Tomas machnął ręką i wyszedł trzaskając drzwiami.
- Sorry stary, przecież nie mogłem wiedzieć, że wejdzie. - Gabriel machnął ręką i ruszył do lodówki szukając czegoś, z czego mógłby zrobić okład.
- I tak, by się wydało. Nie mam zamiaru udawać, że między mną z Marisol nic nie ma. A tobie radzę dać sobie spokój nawet z myśleniem o niej, jasne? - David uśmiechnął się tylko unosząc ręce w geście poddania. - Nie jestem na tyle głupi, żeby pozwolić sobie na stratę takiej dziewczyny.
- A Sara? - Zapytał David drocząc się z Gabrielem.
- Niech będzie szczęśliwa w małżeństwie, nie obchodzi mnie to. Interesuje mnie tylko Marisol.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez eternamente dnia 12:24 :38 , 18 Wrz 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:13 :32 , 19 Wrz 2011    Temat postu:

No to mnie zaskoczyłaś Wesoly Ale niespodzianka. Baaaaaaaaaaardzo dziękuję

Zaczynam się zastanawiać czy Sara to nie jest dobra wróżka. Wszystkim pomaga. I jeszcze po tym jak pomogła Selenie to może to anioł. Pomińmy takie drobne incydenty i wszystko się zgadza Mruga
Najpierw zastanawiałam się na trójkątem Sary ale teraz to wychodzi czworokąt Marisol/Blanci. Tomas, Gabriel, David i Ivan. Ten ostatni to intryguje mnie niesamowicie. Zastanawiam co jest z nim nie tak. Co się stało że taki jest?
A Gabriel?! Tego to w ogóle nie rozumiem. To w końcu Sara czy Mari? On już sam chyba nie wie.
David to się w końcu do czegoś przydał Znalazł Mari. Ale jej powrót do domu to chyba nie będzie taki prosty coś mi się wydaje.
Tyle pytań że muszę po prostu czekać na kolejny odcinek Wesoly


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 15:59 :33 , 30 Wrz 2011    Temat postu:



Odcinek 25

Tu recuerdo está presente en cada cosa a mi alrededor
No hay distancia ni hay olvido que te saquen de mi corazón
Extraño cada instante que viví contigo


- Tylko się na nią nie rzucaj, jak ją zobaczysz, ona cie nie pamięta. - David po raz kolejny zwracał uwagę Gabriela na zanik pamięci u Marisol, ponieważ był przerażony, tym co ten kretyn może zrobić, gdy zobaczy dziewczynę. Brunet posłał mu spojrzenie bazyliszka, ale nie powiedział ani słowa. - Jesteś moim asystentem, więc się tak zachowuj. - Gabriel zaparkował pod rezydencją Montesów i aż gwizdnął, widząc dokąd trafiła jego przyjaciółka. Wysiedli i ruszyli po szerokich schodach do wejścia, otworzyła im służąca i wprowadziła ich do środka.
- Przyszliśmy do doktora Montesa, zastaliśmy go? - David dobrze wiedział, że Luisa nie ma w domu, inaczej nie zdecydowałby się na taki ruch.
- Doktora nie ma w domu - odpowiedziała grzecznie służąca patrząc na nich beznamiętnie.
- A... Blanca? - Kobieta skrzywiła się mimowolnie na wspomnienie bałaganu, jaki zrobił dzisiejszego poranka pies dziewczyny i wskazała na drzwi prowadzące do ogrodu.
- Panienka Blanca jest w ogrodzie, bawi się z psem. Zapowiem panów, panie... - Blondyn pokręcił głową.
- Nie trzeba, sami się zapowiemy - służąca posłusznie się oddaliła, a Gabriel chwilę później popychał drzwi prowadzące do ogrodu i rozglądał się w poszukiwaniu dziewczyny. David dostrzegł ją pierwszy. Była ubrana w krótką błękitną warstwową spódniczkę ze zwiewnego materiału i białą bokserkę, a w talii miała spięty szeroki pasek. Biegła, choć w jej butach mogło wydawać się to trudne, a pod jej nogami plątała się kulka czarnego futra. David przyłożył dłonie do ust i krzyknął.
- Blanca! - Blondynka odwróciła się i przekrzywiła głowę, po czym uśmiechając się zgarnęła na ręce pieska i ruszyła w ich kierunku. Gabriel stał i wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Blanca wtuliła twarz w futerko zwierzaka i roześmiała się, gdy polizał ją po nosie.
- Witaj, David, prawda? - Pocałowała go w policzek i przeniosła wzrok na Gabriela. Omal nie upuściła pieska, gdy zobaczyła jego twarz. - Trzymaj - niemal wcisnęła Gburka w ręce zaskoczonego blondyna i ruszyła w kierunku Gabriela. Bezceremonialnie wsunęła mu dwa palce pod brodę i zaczęła oglądać jego twarz pod różnymi kątami. Mężczyzna ani myślał protestować, właśnie zrozumiał, że każdy kontakt z nią był dla niego darem z nieba. - Ja cię znam. - Powiedziała w końcu usiłując sobie cokolwiek przypomnieć. W końcu odsunęła się speszona. - Przepraszam. Usiłuję sobie cokolwiek przypomnieć. - Blanca potarła czoło, jakby nagle rozbolała ją głowa.
- Mogłabyś zabrać to bydle? - Blanca odwróciła głowę i roześmiała się widząc, jak David trzyma w wyprostowanych rękach liżącego go po dłoniach Gburka. Dziewczyna już miała ruszyć na pomoc, gdy Gabriel złapał ją za przedramię i obrócił twarzą do siebie.
- Może to Ci coś przypomni - drugą dłoń położył na jej talii i przyciągnął ku sobie składając na jej ustach pocałunek. Blanca zamrugała zaskoczona i zaczęła się wyrywać, ale nie dała rady nawet uwolnić ręki. Poddała się i oddała pocałunek, wplatając wolną dłoń w jego włosy. David spojrzał na tą scenę zaskoczony szybkością kumpla, ale widząc, że dziewczynie to nie przeszkadza, postanowił się oddalić. Nadal trzymając szczekającego szczeniaka w wyciągniętych przed siebie rękach zszedł na trawnik i tam go wypuścił.
- Kim jesteś? - Zapytała prawie omdlewając pod wpływem wrażeń Blanca.
- Twoim chłopakiem. - Te słowa same wypłynęły z jego ust, ale wcale nie chciał ich cofać.
- Puść mnie. - Blanca wyrwała się z jego uścisku i odsunęła na odległość metra. - Według Peny jesteś złym człowiekiem. - Odruchowo zasłoniła brzuch, chcąc chronić dziecko. Gabriel zamrugał zaskoczony. Kim u diabła była Peny i co naopowiadała Marisol?
- Mari... - Blondynka zmrużyła oczy.
- Kim jest Mari?
- To ty. Nazywasz się Marisol Carmona, a ja nie mam bladego pojęcia kim jest Peny. - Gabriel sięgnął ku niej, ale dziewczyna nadal była nieufna. - Szukamy cię od prawie dwóch tygodni, ale nic dziwnego, że nikt Cię nie rozpoznał - obrzucił wzrokiem jej włosy w kolorze białego złota - wcześniej miałaś ciemne włosy. - Blanca zamrugała i mimowolnie przejechała palcami po paśmie włosów.
- Naprawdę? - Ocknęła się z letargu. - Dlaczego Peny miałaby kłamać? - Wytknęła mu.
- A ja dlaczego miałbym kłamać? - Dziewczyną wstrząsnął dreszcz, po sekundzie odwróciła się i pobiegła w stronę domu. Dlaczego nic nie pamiętam?, krzyknęła do siebie w myślach wbiegając do swojego pokoju i osuwając się po zamkniętych drzwiach. Czy którekolwiek z nich mówi prawdę?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Candysia
Nieuleczalnie Chory



Nieuleczalnie Chory
Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 438
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta


PostWysłany: 20:49 :18 , 03 Paź 2011    Temat postu:

Przepraszam, że dopiero teraz komentuję. Studia, stancja, itp. Po prostu nie miałam czasu.
Pamiętam, że jak na początku zaczynałam czytać to opowiadanie to skupiłam się bardziej na Sarze. Próbowałam domyśleć się z kim będzie. Czy wybierze Gabriela czy Tony'ego. Ale nie przypuszczałam, że ułożysz życie (albo spróbujesz) Gabrielowi z Marisol Mr. Green
Czekam na następny. Czekam na relaks między wykładami Mruga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
eternamente
Moderatorka



Moderatorka
Dołączył: 23 Wrz 2010
Posty: 621
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Far, far away... In the Wonderland lives girl... That's me :D
Płeć: Kobieta


PostWysłany: 14:57 :42 , 04 Paź 2011    Temat postu:

Rozumiem to Wesoly I skoro wstawiam i tak praktycznie tylko dla ciebie, to proszę w prezencie Wesoly Na tą chwilę między wykładami...

Odcinek 26



Y todo por ambicion

Widok jaki ujrzała w lustrze dał Peny wiele satysfakcji. [link widoczny dla zalogowanych] uwydatniała zalety jej drobnej sylwetki i podkreślała złoty odcień skóry. Jej praca wymuszała na niej ubieranie się w elegancki, niemal służbowy sposób, jednak już dawno wypracowała sobie na tyle styl, by wyglądać jednocześnie elegancko i w sposób podkreślający jej osobowość. Przejechała po ustach błyszczykiem, skontrolowała ile jeszcze czasu jej pozostało i ruszyła do pokoju Blanci. Powoli zaczynały dręczyć ją wyrzuty sumienia, jednak mimo wszystko nie zamierzała zarzucać swojego planu, choć zdawała sobie sprawę jakie marne szanse ma on na powodzenie. Nie potrafiła sama przed sobą przyznać, że przywiązała się do dziewczyny, wolała zgrywać bezuczuciową bryłę lodu niż przyznać się do uczuć. Obiecała sobie, że nigdy nikt jej już nie zrani, jak dotąd nie złamała swojej obietnicy. Cicho otworzyła drzwi do pokoju blondynki. Szczeniak leżący w nogach łóżka uniósł czujnie łepek, ale Peny uspokoiła go drapiąc za uchem. Podeszła do bliżej śpiącej dziewczyny i pokręciła głową.
- Chciałabym, żebyś nie była mi potrzebna... - Wyszeptała sama do siebie, spoglądając na uśpioną twarz słodkiego anioła, na jakiego wyglądała Blanca. - Hej, obudź się. - Peny potrząsnęła delikatnie ramieniem dziewczyny. Blondynka zamrugała i ziewnęła.
- Stało się coś? - Zapytała sennym głosem. Peny uśmiechnęła się i nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł.
- Chciałabyś jechać ze mną do biura? Zobaczyłabyś jak pracuje. - Zarzucanie na Blancę sieci i przywiązywanie jej do rodziny było chyba najlepszym posunięciem. Pany nadal bała się tego, że mogłaby zacząć szukać ojca swego dziecka. Nie mogła wiedzieć, że blondynka już go znalazła, albo raczej, że on znalazł ją.
- Pewnie. - Blanca nadal nie ufała do końca swojej "przyjaciółce", ale również nie miała zaufania do swojego "chłopaka", więc z dwojga złego wolała wybrać dziewczynę, która zaoferowała jej dach nad głową i przyjęła do rodziny, niż facet, który pojawił się znikąd.
- No to w górę, wychodzimy za piętnaście minut. - Peny posłała jej promienny uśmiech i wyszła, zostawiając Blancę, by mogła się ubrać.
Peny wbiegła jeszcze do swojego pokoju zabierając teczkę z dokumentami i decydując się zmienić szpilki z ciemnobrązowych na złote.
- Blanca! - Krzyknęła w holu po upłynięciu wyznaczonego czasu. Rozpromieniła się widząc natychmiastowe pojawienie się dziewczyny i to nawet stosownie ubranej. Blanca [link widoczny dla zalogowanych] białą podkreślającą jej nadal szczupłą sylwetkę sukienkę i brązową kamizelkę. Peny cieszyła się wiedzą, że wreszcie zaczęła nosić ciuchy, które jej kupiła zamiast ciągle wrzucać na siebie rzeczy pozostałe po nastoletnich czasach Peny, które były trzymane w szafie w pokoju, który zajmowała Blanca. Zresztą większość i tak absolutnie na nią nie pasowała.
- Po pracy pojedziemy na USG, umówiłam Ci wizytę. - Blanca rozjaśniła się w uśmiechu.
Po kilku godzinach uzupełniania dokumentów, odbierania telefonów i załatwiania wszelkich możliwych spraw, Peny była wykończona. Za to Blanca świeża jak skowronek, biegała po jej gabinecie i układała, wycierała i odkurzała wszystko co było do sprzątnięcia. Na początku była strasznie znudzona, ale gdy tylko Peny rzuciła hasło, by znalazła sobie jakieś zajęcie, natychmiast wzięła się za porządki. W pewnym momencie Peny zmarszczyła czoło i jęknęła przerażona, tym co znalazła w dokumentach.
- Coś nie tak? - Zapytała Blanca, która natychmiast wyczuwała wszelkie zmiany nastroju ludzi, którzy ją otaczali.
- Zaraz wracam. - Rzuciła dziewczyna zatrzaskując za sobą drzwi. - Niech go tylko dorwę... - Mruczała do siebie przemierzając korytarze. Nie zwracając uwagi na przerażoną sekretarkę wpadła jak burza do gabinetu dyrektora reklamy.
- Możesz mi z łaski swojej powiedzieć mi co to jest? - Zapytała ściskając w dłoni plik papierów. Ciemnowłosy mężczyzna podniósł na nią wzrok i uśmiechnął się rozkosznie. Rafael Gordini był specjalista w swoim fachu, ale jednocześni był byłym facetem Peny, która od czasów ich rozstania chronicznie go nie cierpiała. Wiedział, że jego decyzja o odsunięciu szefowej od kampanii reklamowej się jej nie spodoba, ale uważał, że ma rację. Reklamówka była raczej, mówiąc oględnie, niezbyt przyzwoita, ale Peny uparła się, żeby wystąpić, gdy ostatnia modelka zrezygnowała.
- Nie powinnaś brać tego tak do siebie... - Peny fuknęła za złością, doskonale wiedząc w co zamierza grać Rafael. I tylko niewielkie biurko oddzielało wściekła dziewczynę od obiektu jej złości.
-Przestań, do diabła, wtrącać się w moje życie. Poradzę sobie bez ciebie, nie jestem już dzieckiem! - Peny nachyliła się nad mężczyzną opierając dłonie na biurku, niemal dotykając nosem jego twarzy. - Mogę robić co chcę i z kim chcę, jasne? Daj mi spokój inaczej nigdy więcej mnie nie zobaczysz! - Brązowooka odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami. Po raz pierwszy zaczął myśleć jak wiele stracił, tamtego dnia, gdy pozwolił jej odejść.

Rafael - Francisco Angelini



Odcinek 27

-Już wychodzisz? - Sara wyszła z łazienki i zawiązując na sobie ręcznik przyglądała się przygotowującemu się do pracy Tony'emu. W oczach męża dostrzegła zapalający się powoli ogień, gdy jego spojrzenie objęło nieosłonięte do końca skrawki jej mokrego ciała.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym zostać... - Wymruczał tuż przy jej uchu starając się opanować.
- Oj, chyba wiem. - Parsknęła śmiechem strzepując jego dłoń, która zawędrowała na supeł ręcznika. - Znikaj, bo nigdy nie wyjdziesz. Ja Ci nigdzie nie ucieknę. - Tony zrobiła tak smutną minę, że nie była w stanie się nie roześmiać. - Już, uciekaj!
- Własna żona wygania mnie z sypialni! Do czego to doszło? - Sara spojrzała na niego z uśmiechem opierając dłoń na biodrze w pozycji "chyba sobie ze mnie żartujesz".
- Pomyśl o tym, że jak tylko wrócisz, ta żona nadal będzie na ciebie czekała, w twojej sypialni, w twoim łóżku... - Przejechała czubkiem języka po jego górnej wardze.
- Nago? - Zapytał unosząc brwi. Sara pokręciła głową z miną psotnicy.
- Sam zobaczysz - uniosła się na palcach i wycisnęła na jego ustach ostatni pocałunek. Odwróciła się szybko i ze śmiechem wróciła do łazienki.
- Jak ja mogłem bez niej żyć? - Zapytał szeptem sam siebie Tony zgarniając teczki z dokumentami.
Nucąc pod nosem Sara przejechała szczotką po napuszonych włosach, by doprowadzić je do stanu używalności. Za pół godziny miała spotkanie z detektywem w sprawie Marisol. Ta dziewczyna doprowadzi ją do obłędu, gdzie się podziewa? Jest ranna? Chora? W śpiączce? Nie potrafiła na razie dopuścić do siebie myśli, że jej ukochana mała siostrzyczka mogłaby już nie wrócić. Spojrzała w lustro i jęknęła widząc swoją "fryzurę", ze złością chwyciła spinkę i upięła włosy w luźnego koka. Przetrząsnęła szafę i wyciągnęła elektryzujący [link widoczny dla zalogowanych]. Już od jakiegoś czasu zauważała, że od ślubu z Tony'm całkowicie zmieniła swój styl ubierania się. Nie wiedziała czy to dobrze, ale czuła się nieźle w swoim nowym wydaniu. Pewnie. Zapięła pasek przy sandałku i przejrzała zawartość torebki upewniając się, czy wzięła wszystkie dokumenty, o które prosił ją detektyw. Zbiegła na dół po drodze witając się pocałunkiem w powietrze z teściową, która nie wiedzieć czemu od ich powrotu z podróży poślubnej zaczęła patrzeć na nią jak na skarb. Sara osobiście wolała nie wnikać w przyczyny nagłego uczucia kobiety, bo mogłyby się jej nie spodobać. Po chwili siedziała już za kierownicą swojej Toyoty i mknęła w stronę centrum. Biuro detektywa było urządzone ze smakiem i gdyby nie czarnowłosa kocica w za krótkiej kiecce, piłująca paznokcie i co minutę mówiąca do słuchawki znudzonym tonem, że "szef ma za dużo zleceń", to czas w poczekalni mogłaby zaliczyć do nawet przyjemnych. Drzwi ze złoconym napisem "German Cruz" wyglądały jak z kryminalnego filmu z lat dwudziestych.
- Pani Garcia? Pani Garcia? - Kocica podniosła głos zwracając w końcu uwagę Sary. - Pan Cruz zaprasza do gabinetu. - Rzuciła lekceważąco, przewracając oczami. Sara rzuciła jej spojrzenie bazyliszka, ale postanowiła zmilczeć zniewagę. Nie będzie marnować ostatków sił na jakąś zdzirowatą lalunię. Nacisnęła klamkę i uśmiechnęła się do Germana Cruza, detektywa, który musiał odnaleźć jej siostrę.
- Witam panią, pani Garcia. Proszę usiąść - wskazał krzesło po drugiej stronie biurka - niestety nie mam dobrych wieści. W całym mieście nie ma nikogo, kto widziałby pani siostrę w takim stanie, jaki przekazała mi pani na podstawie zdjęć.
- Ale jak to? - Sara zamrugała wpatrując się z niedowierzaniem w mężczyznę. - Jednak w jednym ze szpitali natrafiłem na ślad. Czy pani siostra... mogła zmienić kolor włosów? Na blond? - Sara zastanowiła się chwilę i skinęła głową.
- Marisol lubi eksperymentować ze swoim wyglądem, ale do tej pory dotyczyło to raczej sfery "ubraniowej". - Dziewczyna zastanowiła się i wyobraziła sobie jakby mogła wyglądać jej siostra w blond kolorze włosów i uśmiechnęła się do siebie. - Czy to oznacza, że może ją pan znaleźć? - Zapytała z nadzieją.
- Tak. - Odpowiedział uśmiechając się pewnie do pięknej osóbki siedzącej naprzeciw niego. - Nie obiecuję szybkich wyników, ale uważam, że pani siostra żyje i jest bezpieczna. Jest tylko jeden problem... - Sara uniosła czujnie głowę - lekarze przekazali mi informacje na temat stanu w jakim dziewczyna opuściła szpital, było ciężko, ale się udało.
- Tak? - Zapytała ze strachem Sara.
- Pani siostra ma amnezje, co znacznie komplikuje sprawę jej powrotu do domu. Może nie chcieć powrotu do dawnego życia, bo go po prostu nie pamięta. - Sara zesztywniała z szoku.
- Amnezję? - Przełknęła ślinę i spojrzała na German'a z nadzieją, jakby chciała, żeby wykrzyknął "prima aprilis", ale tak się nie stało.

German Cruz - Juan A. Baptista



Odcinek 28

Día con día nos lleve a la ruina

Sara po raz kolejny spojrzała w lustro i roztarła konturówkę, by połączyła się ze szminką podkreślając jej usta. To przyjęcie było jej całkiem nie na rękę, nawet wspomnienie o braku wiadomości o Marisol nie pozwoliło jej się wykręcić od wzięcia udziału w urodzinach teściowej. Poprawiła bandażową sukienkę od Herve'a Legera, na którą nigdy w życiu nie byłoby jej stać, gdyby nie wyszła za Tony'ego. "Zaczynam myśleć jak materialistka", przewróciła oczami wgłębiając się we własne niezbyt miłe myśli. Wsunęła odpowiednie do jej stroju buty i ruszyła na poszukiwanie męża. Przyjęcie trwało już dobre pół godziny, jednak sama teściowa przestrzegła ją, że w dobrym tonie kobiety na ich poziomie jest się spóźnić. Idąc przez korytarz wróciła myślami do rozmowy z detektywem. A jeśli Marisol naprawdę straciła pamięć i już nie wróci, bo nie pamięta, że jej miejsce jest przy nich? Prawdę mówiąc przy matce, bo Sara nie potrzebowała już tak siostrzanej miłości jak kiedyś. Wychowywały się razem i nawet jeśli nie łączyły ich żadne więzy krwi to była do Marisol przywiązana. "Dlaczego okłamuję sama siebie?" Już od dawna między nimi nie układało się jak powinno, była jej powierniczką, ale Sara zawsze czuła, że Marisol jej zazdrości. Zawsze miała więcej szczęścia, wystarczy spojrzeć na Tony'ego, czy komukolwiek innemu zdarzyłoby się coś takiego jak jej? Znaleźć miłość życia w najgorszym momencie? "Jestem złą siostrą", zacisnęła dłonie w pięści, tak mocno, że na skórze odbiły się półksiężyce paznokci. Powinna się teraz zamartwiać, zamiast iść na przyjęcie w kiecce za pięć tysięcy dolarów i jeszcze droższych butach. Zamachała dłonią jakby chciała odgonić złe myśli jak natrętną muchę i z przyklejonym do twarzy uśmiechem zaczęła schodzić po szerokich schodach. Uśmiechała się czarująco do witających ją gości, aż dotarła do Tony'ego szeptem walczącego na słowa z jakąś czarnowłosą młodą kobietą. Jej fioletowa satynowa sukienka opinała ciało jak druga skóra, a mocno podkreślone czarne oczy rzucały błyskawice, gdy tylko łapała kontakt wzrokowy z Tony'm. Nie podobało jej się to, kolejna ciemnowłosa piękność kręcąca się wokół jej męża? Nie ma mowy!
- Hej, kochanie... - Wsunęła dłoń pod ramię męża i pocałowała go w policzek. Kobieta spojrzała na nią jak na coś wyjątkowo paskudnego, ale opanowała się w ułamku sekundy.
- Saro - oczy Tony'ego natychmiast spoczęły na żonie, jakby była ósmym cudem świata - to jest Fatima Soler, córka udziałowca w naszej firmie. - Sara wyciągnęła dłoń na powitanie i uśmiechnęła się pewnie do Fatimy. - Oraz moja była narzeczona... - Tony nie chciał jakichkolwiek niedomówień. Wolał osobiście przekazać tę informację żonie by wytrącić Fatimie broń z ręki. Nigdy nie cofała się przed tym, by wbić komuś szpilkę. Sara zamrugała, ale nie straciła rezonu i odwzajemniła fałszywy uśmiech brunetki.
- To miłe, że żyjecie w zgodzie po rozstaniu. Nie sądzisz, że powinniśmy wznieść toast za twoją matkę? - Zapytała męża ignorując całkowicie Fatimę, która zmrużyła groźnie brwi.
- Tak, oczywiście. Przepraszamy - Tony rzucił Fatimie spojrzenie spod zmarszczonych brwi i poprowadził Sarę w stronę swoich rodziców. Jeszcze przez jakiś czas Sara czuła śledzące ją spojrzenie czarnych oczu jej nowego wroga, ale ignorowała to.
- Pani Saro - odezwał się jeden z lokajów przyciszonym głosem - telefon do pani, to pilne. - Dziewczyna skinęła głową i ruszyła spokojnym krokiem w stronę holu.
- Sara? - Usłyszała w słuchawce głos Gabriela i przewróciła oczami.
- Skąd masz...? - Warknęła do słuchawki, ale nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie teraz - rzucił podniesionym głosem - twoja matka miała wylew, właśnie stoję pod wasza kamienicą. Karetka odwiozła ją do szpitala świętej Clary, ja muszę coś załatwić zanim tam pojadę, ale sądziłem, że chciałabyś wiedzieć - zszokowana usłyszała jedynie klik zamykanego telefonu komórkowego.
- Sara? - Dziewczyna obróciła się i wpadła z płaczem w ramiona Tony'ego. - Kochanie, co się stało? - Pocałował ją w czubek głowy i pogłaskał uspokajająco po ramieniu.
- Mama jest w szpitalu - oderwała się od niego i otarła spływający po policzkach makijaż - jadę do niej.
- Poczekaj, zawiozę cię - skinął ręką na kamerdynera, ale dziewczyna pokręciła głową.
- Zostań, powiadom mamę, dojedziesz później, dobrze? Ja nie mogę czekać. - Odsunęła się od niego na szerokość ramienia i ruszyła w stronę wyjścia, nawet nie czekając na odpowiedź. Po minucie zaciskała już dłonie na kierownicy swojego auta i jechała na złamanie karku w stronę szpitala. "Marisol, gdzie u diabła jesteś? Mama cię potrzebuje... Ja też."
.................
Blanca wstała z ławki w ogrodzie, na której siedziała od powrotu od lekarza. Zaczynało się ściemniać, ale nie miała jeszcze ochoty na powrót do swojego pokoju. Uśmiechnęła się i prawie nieświadomie przycisnęła dłoń do swojego brzucha.
- Mam nadzieję, że jesteś chłopcem, oni mają w życiu łatwiej. - Dziewczyna zamknęła za sobą bramę i spacerkiem ruszyła chodnikiem ku bliżej nieokreślonemu celowi. Za sobą usłyszała ryk silnika samochodowego, który zaraz potem ucichł. Ktoś za nią zaparkował. Blanca obróciła się i zauważyła... Gabriela?
- Mari... Blanca! - Krzyknął, gdy dziewczyna zaczęła się oddalać tyłem. Podbiegł do niej i zanim zdążyła mu uciec złapał ją za ramię.
- Zostaw! - Spojrzała z niepokojem na mur, jaki oddzielał ją od aktualnego domu.
- Nic Ci nie zrobię! - Dziewczyna uspokoiła się i spojrzała mu w oczy. Nie wiedziała dlaczego, ale coś w jego tonie powstrzymało ją od dalszych prób uwolnienia się.
- Stało się coś? - Zapytała, nie wiedząc sama dlaczego, w końcu przed chwilą chciała zwiewać, gdzie pieprz rośnie, a teraz się o niego martwi?
- Tak, jedziesz ze mną do szpitala. - "Wie o dziecku", przeraziła się blondynka. - Twoja mama umiera. - Dziewczyna otrząsnęła się z szoku.
- Kłamiesz, jestem sierotą.
- Nie, u diabła - zaklął pod nosem. - Nie wiem czego naopowiadała Ci twoja przyjaciółka, ale masz matkę i siostrę, a teraz pojedziesz ze mną, żeby podnieść ją na duchu albo pożegnać. - Zauważył jak bardzo była zdezorientowana, więc dodał - To, że jej nie pamiętasz nie oznacza, że nie jest twoją matką. Ta kobieta Cię kocha, wychowała Cię... - Złapał jej dłonie i spojrzał w oczy. - Pojedziesz ze mną? - Blanca rzuciła spojrzenie na ledwo widoczną willę, która od niedawna była jej domem i wróciła spojrzeniem do Gabriela.
- Tak. - Uśmiechnął się i pociągnął dziewczyną w stronę samochodu.
- I właśnie dlatego Cię kocham. - Blanca zrobiła wielkie oczy słysząc to wyznanie, ale nie odezwała się ani słowem. Pięć minut później gnali już w stronę szpitala świętej Clary.



Odcinek 30

Morir o revivir

Sara zacisnęła dłonie na kierownicy, a jej twarz wykrzywił grymas wściekłości. Jak on mógł się tak zachować? Jeszcze miesiąc temu był tak w niej zakochany, że chciał, by odwołała ślub z Tony'm, a teraz nie może oderwać oczu i rąk, jak się okazuje, od jej siostry? Przeklęta Marisol. Niewiniątko.
- Niech to wszyscy diabli! - uderzyła w kierownicę Sara i zjechała na pobocze, żeby się trochę uspokoić. Wiedziała, że nie powinna byc zazdrosna o relacje jakie łączyły Marisol z Gabrielem, w końcu kochała Tony'ego i była szczęśliwa, a jednak... W środku wrzała w niej urażona duma. Jak Gabriel mógł ją wymienić na kogoś takiego jak Marisol? Zahukanego podlotka, który praktycznie we wszystkim był jej, Sarze, posłuszny. Choć dzisiaj Marisol udowodniła, że ma charakterek. Sara przełknęła łzy. Będzie musiała się pogodzić z faktem, że oddanie Gabriela, które miało być wieczne, przestało być pewnikiem i ewentualnym planem B, gdyby nie ułożyło jej się z Tony'm. Oraz z tym, że zostało jej zabrane przez jej własną siostrę. Wciągnęła powietrze. Marisol była piękna, może nawet piękniejsza od niej, czego do tej pory nigdy nie brała pod uwagę. Lepiej, że jest z Gabrielem, na którym już jej nie zależało, niż gdyby miała się kręcić koło jej męża. Przekręciła kluczyk w stacyjce i wróciła na drogę. Jej myśli zaczęły krążyć wokół pytania: "Dlaczego Tony nie przyjechał do szpitala?" Miał się zjawić zaraz po pożegnaniu gości. Sara zerknęła na wysadzany diamentami zegarek od Dolce&Gabbana i pokręciła głową. Było już dawno po pierwszej. Pół godziny wcześniej nakazano jej opuścić szpital i tak nie mogła nic zrobić dla chorej, więc jej obecność była zbędna. Skręciła w otwartą bramę do posesji, zaparkowała i wysiadła z pojazdu. Ruszyła w kierunku willi, by spotkać się z kolejnym zaskoczeniem dzisiejszego dnia. Sara w ciemnościach wspięła się na górę do sypialni, która zajmowała z mężem i wzdrygnęła się czując dreszcz przebiegający ja po kręgosłupie. Nacisnęła klamkę, jednak zatrzymała się, by w świetle lampki na nocnym stoliku mieć doskonały widok na całującą się na łóżku parę. Fatima! Sara zasłoniła usta dłonią i wycofała się wgłąb korytarza. Tony i Fatima kochali się właśnie na jej małżeńskim łóżku! Sara odwróciła się i praktycznie nie widząc nic przez łzy zbiegła na dół, by później skierować się w stronę samochodu. Z trudnością trafiła kluczykiem w zamek, otworzyła drzwi, wsiadła i zaczęła szlochać opierając się czołem o kierownicę. Mimo rozmazującego się przez łzy obrazu wyjechała przez bramę i ruszyła w stronę przeciwną do centrum. Po kilki minutach zaczął padać deszcz nawierzchnia stała się śliska, ale Sara ani myślała zwolnić, chciała być jak najdalej od Niego. W niedługim czasie wyjechała na wąską drogę w niezamieszkałej okolicy. Zgubiła się, a powracające ciągle łzy wcale nie pomagały jej w orientacji w terenie. Zasłona deszczu, brak oświetlenia jezdni bądź jej stan emocjonalny... Możemy zgadywać, co było głównym czynnikiem tego co miało nastąpić. W pewnej chwili samochód wpadł w poślizg i pokonując bariery odgradzające drogę od przepaści zsunął się dwadzieścia metrów w dół po stromym zboczu. Sara poczuła najpierw szarpnięcie pasów, potem oślepiło ją gorące uderzenie ognia i ból palącej się skóry doprowadził do utraty przytomności.
......................
Marisol wpatrywała się sufit i zastanawiała nad wydarzeniami, które przywiodły ją do tego łóżka i ramion Gabriela.
Kilka godzin wcześniej
Po jej pytaniu zapadła ciężka cisza. Gabriel wpatrywał się w nią jakby jej słowa nie trafiały do jego świadomości.
- Blanca? - Blondynka spuściła oczy. - Marisol? - Zapytał szeptem, upadając na kolana tuż obok kanapy i złapał jej twarz w taki sposób, że musiała na niego spojrzeć. Dziewczyna zamrugała, by odgonić łzy, jednak na nic się to nie zdało. Kryształowe kropelki zaczęły spływać po jej policzkach zostawiając ślady na idealnym makijażu, który rano zrobiła jej Peny. Paradoksalnie Gabriel zaczął się śmiać jak opętany, lecz po chwili się uspokoił. - Wróciłaś... - Nachylił się nad nią i złożyła na ustach zapłakanej dziewczyny pocałunek. Marisol rozpaczliwym gestem wplotła dłonie w jego włosy i odwzajemniła pocałunek. "Sara nas zabiję", przypomniała sobie minę siostry, gdy ta dowiedziała się o jej ciąży i odsunęła się od mężczyzny.
- Muszę wracać do szpitala - otarła policzek z łez i zaczęła szukać drogi ucieczki, jednak brunet nawet nie myślał jej na to pozwolić.
- Pamiętasz wszystko? Matkę, siostrę... mnie? - Przesunął wzrokiem po jej ciele i zatrzymał się na miejscu, gdzie znajdowało się jego dziecko. Po chwili za wzrokiem w ruch ruszyły dłonie. Marisol zasłoniła dłonią usta, by stłumić łkanie. Zamknęła oczy i policzyła do dziesięciu, jednak nie pomogło jej się to opamiętać. Zsunęła się do poziomu Gabriela i spojrzał mu w oczy.
- To prawda? - Mężczyzna uniósł brwi w niemym zapytaniu. - Czy to prawda, że mnie kochasz? Bo jeśli tak to nie będzie się liczyło, że prawdopodobnie jutro zginę w jakimś niewyjaśnionym wypadku zorganizowanym przez Sarę, ani to, że sama mam ochotę zamordować parę osób za to jak bardzo mnie oszukały... - Gabriel położył dłoń na jej ustach i uśmiechnął się jak wariat.
- Kocham cię. Jak szalony... - Blondynka przyciągnęła go do siebie i przejechał czubkiem języka po jego ustach.
- Cieszę się - parsknęła śmiechem widząc jego minę i pocałowała go wtulając się w jego ramiona.
- Nawet nie wiesz, jak wariowaliśmy, żeby cię odnaleźć. Ja, David, Tomas... - Oplótł się jej nogami w pasie i nie przerywając pocałunków podniósł się i skierował w stronę sypialni.
- To jest złe - uśmiechnęła się Marisol patrząc na łóżko i szybko wracając wzrokiem do Gabriela z psotnym uśmiechem na ustach - jakby nie patrzeć jeszcze wczoraj cię nie znałam. - Gabriel roześmiał się widząc jej minę i pokręcił głową, stawiając ja na ziemi.
- Nuda nie jest mi pisana... - Marisol spochmurniała i spojrzała na drzwi.
- Powinniśmy wrócić do szpitala. Mama mnie potrzebuję. - Gabriel spojrzał w jej smutne oczy i westchnął. Ruszył w kierunku szafy i wyciągnął zapinaną bluzę z kapturem. Zarzucił ją na ramiona dziewczyny i uśmiechnął się pocieszająco.
- Jeśli uważasz, że naprawdę musisz tam być, to jedziemy. - Odpowiedział na nieme pytanie wypisane na twarzy Marisol. Dziewczyna zamknęła oczy i wtuliła się w ramiona Gabriela.
- Kocham cię. - Wyszeptała niemal niesłyszalnie, wywołują na jego twarzy uśmiech. Następne trzy godziny spędzili w szpitalu słuchając różnych zdań lekarzy, z których wynikało, że Elisie nie zostało zbyt dużo życia i nie ma ratunku. Nie spotkali Sary, co dla blondynki było jednocześnie ulga i ciosem. Marisol była obecna, gdy życie w jej matce gasło, trzymała ją za rękę do ostatniego wychylenia na krzywej pokazanej na monitorze, oznaczającego kres życia kobiety, która zapewniła jej dom. Była szósta trzydzieści, gdy płacząc zasnęła w objęciach Gabriela.
............................
- Doktorze, jest pan pewien, że musimy przenosić badania w taką głuszę? - Sebastian nie był w stanie pojąć, dlaczego jego mentor zdecydował się na wyprawę w środku nocy z tak ważnymi dla jego badań dokumentami.
- Tak - lakoniczne odpowiedzi były jedną z niedogodności, do których musiał przyzwyczaić się Sebastian, gdy zdecydował się przyjąć posadę asystenta dr Federica Gomeza, wybitnego chirurga plastycznego. Od niedawna zajmowali się udoskonaleniem nowej jakości sztucznego tworzywa imitującego ludzką skórę przeznaczonej dla ludzi po oparzeniach. Udało im się stworzyć nową technologię, która sprawiała, że tworzywo po kilku miesiącach wchłaniało się łącząc się DNA pacjenta.
- Doktorze! - Krzyknął Sebastian wskazując na przerwane zapory oddzielające ich od przepaści. Doktor zatrzymał samochód i obaj mężczyźni wysiedli szybko z samochodu. W dole zbocza widoczny był płonący samochód osobowy. - Takiego wypadku nie można przeżyć. - Sebastian wyciągnął telefon komórkowy z zamiarem wybrania numerów policji i pogotowia, lecz Federico powstrzymał go gestem i wskazał w dół. W tej ciemności ciężko było coś stwierdzić na pewno, jednak w płomieniach oświetlających okolice auta był widoczny zarys ludzkiej sylwetki. W przeciągu pięciu minut znajdowali się na dole i ochraniając twarze od płomieni starali się dotrzeć do kierowcy.
- To kobieta. - Rzucił lekarz. Sebastian rzucił okiem na ciało i zaraz odwrócił wzrok. Kobieta nie miał żadnych szans, prawie całą powierzchnię jej ciała pokrywały poparzenia trzeciego i czwartego stopnia. - Idź po koc termiczny. - Sebastian obrzucił pracodawcę badawczym spojrzeniem, to niemożliwe, żeby... - Na co czekasz? Ona oddycha...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Maniacs' World ;) Strona Główna -> Romans Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 6 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin